Zapowiadane jako hit starcie pomiędzy Legią Warszawa i Piastem Gliwice rozczarowało. Remis 1:1 zdecydowanie bardziej satysfakcjonuje drużynę Radoslava Latala, która dzięki temu przezimuje przerwę w rozgrywkach na pozycji lidera. Potencjał kadrowy, którym oba kluby dysponują, sprawiał, że po tym meczu spodziewano się o wiele więcej.
Początek spotkania to umiarkowanie szybkie tempo przy dwóch różnie grających drużynach. Piast nie przestraszył się gospodarzy i to on lepiej wyglądał pod względem optycznym. Podopieczni Radoslava Latala nastawili się na długie rozgrywanie akcji na połowie rywala. Z kolei Legia – mająca w nogach zdecydowanie więcej meczów w tej rundzie – skupiła się na przeprowadzaniu szybkich kontrataków, które miały zaskoczyć obrońców lidera Ekstraklasy.
Spokojne rozgrywanie piłki przez Piasta doprowadziło do kilku strat, po których drużyna prowadzona przez Stanislava Czerczesowa starała się zagrywać długie piłki z pominięciem drugiej linii za plecy obrońców gości. Legia takie piłki zagrywała głównie na lewe skrzydło, gdzie znajdował się Ivan Trickovski, ale jego wrzutki były albo niedokładne, albo zbyt lekkie.
#LEGPIA z wyniku meczu zadowolone wszystkie drużyny w lidze poza LEG PIA. Po tym jak @SebastianMila11 wraca do formy nudy nie będzie.
— Piotr Ludwiński (@Koguciorski) December 13, 2015
Kontry legionistów nie przestraszyły gości, którzy nadal grali swoje, wymieniając dużo podań na połowie rywala. Zdarzało się nawet, że cała jedenastka Piasta znajdywała się na połowie warszawskiego klubu, ale tylko na chwilę. Gliwiczanie swymi akcjami starali się rozciągać obronne zasieki Legii, przenosząc ciężar gry na boczne sektory boiska. Tam w jednej z nich świetną akcję stworzył niewidoczny dotąd Kamil Vacek, który wrzucił piłkę w pole karne. Tam stał Bartosz Szeliga próbujący zaskoczyć Dusana Kuciaka uderzeniem głową, które okazało się zbyt lekkie.
Po stronie Legii nie odnotowano równie groźnej akcji zakończonej strzałem na bramkę Jakuba Szmatuły, ale na uwagę zasługuje rajd przeprowadzony przez Łukasza Brozia. Cała akcja wynikła z nieporozumienia na połowie Legii pomiędzy Patrikiem Mrazem i Szeligą, na czym skorzystał wspomniany Broź. Szarża bocznego obrońcy zakończyła się dopiero w polu karnym Piasta i przyniosła gospodarzom rzut rożny.
W dalszej fazie pierwszej połowy tempo spadło, a Piast po utracie kontuzjowanego Martina Nespora pozwolił drużynie Czerczesowa dłużej utrzymywać się przy piłce. Problem jednak w tym, że Legia nie potrafiła stworzyć w ten sposób choćby małego zagrożenia.
Początek drugiej połowy wyglądał podobnie do pierwszej części spotkania. Piast nadal próbował narzucać swój styl gry, ale niewiele z tego wynikało. Legionistom wyraźnie nie szło i między innymi dlatego w 60. minucie Czerczesow zdecydował się wprowadzić na boisko drugiego napastnika. Aleksandar Prijović zajął miejsce Trickovskiego, który nie może zaliczyć tego meczu do udanych. To właśnie ta decyzja rozruszała Legię, a Prijović po pierwszym kontakcie z piłką stworzył zagrożenie pod bramką liderującego Piasta, wywalczając rzut rożny.
Rzut rożny okazał się być kluczowym dla tego spotkania, bo dzięki niemu efektownym podaniem popisał się rezerwowy napastnik Legii, a piłka trafiła pod nogi znajdującego się w polu bramkowym Nemanji Nikolicia. Węgier oddał strzał, ale trafił w słupek. Mimo tego piłka znów trafiła pod jego nogi i po drugim strzale przy pomocy Heberta gospodarze wysunęli się na prowadzenie.
Legia po zdobyciu bramki i wejściu na boisko Prijovicia zdecydowanie nabrała pewności siebie, ale tylko na chwilę, bo bardzo szybko na te wydarzenia zareagował Latal, ściągając z boiska Patryka Moskwika, a w jego miejsce wprowadzając powracającego po kontuzji Badię. Hiszpan rozruszał grę Piasta pod bramką Kuciaka i po czterech minutach od pojawienia się na boisku z głębi pola piłkę do niego zagrał Murawski, ale nie udało mu się pokonać słowackiego golkipera.
Piast kontynuował ataki, a w jednym z nich do dobrej sytuacji doszedł Josip Barisić, ale nie udało mu się pokonać Kuciaka. Legionistom udało się wybić piłkę poza pole karne, ale w bocznej strefie boiska z Broziem poradził sobie Patrik Mraz, wrzucając piłkę w pole karne, gdzie pojedynek główkowy z Tomaszem Brzyskim wygrał Badia i doprowadził do remisu.
W końcówce meczu obie drużyny próbowały przeprowadzić akcje, które mogłyby dać im trzy punkty, ale niewiele z nich wynikało. Remis nie może satysfakcjonować gospodarzy, którzy nie wyglądali na drużynę grającą z niespodziewanym liderem, którego za wszelką cenę należy gonić.