Historia powstania najlepszej klubowej ligi piłkarskiej na świecie – znanej dziś jako Liga Mistrzów – nie jest znana każdemu futbolowemu entuzjaście. Dlatego tuż przed startem nowego sezonu przedstawimy Wam krótką, ale zarazem ciekawą historię jej powstania oraz wyjaśnimy, dlaczego są to „królewskie” rozgrywki.
Liga Mistrzów pod obecną nazwą funkcjonuje od sezonu 1992/1993. Cofnijmy się jednak do lat 50. ubiegłego wieku. I do fragmentu książki Alfredo Relano pt. „Barca vs. Real. Wrogowie, którzy nie mogą bez siebie żyć”.
W połowie lat 50. Futbol był gotowy, żeby przekraczać granice w Europie. Wypełniały się stadiony, wieści zaczynały się rozchodzić szybciej i pojawiła się ciekawość, żeby zobaczyć wielkie drużyny z innych krajów
Pojawił się popyt na wielkie widowiska, którymi przecież są mecze z udziałem najlepszych klubów na Starym Kontynencie. Odbudowująca się po II wojnie światowej Europa dojrzała, a stale rozwijający się transport lotniczy tylko ułatwiał sprawę.
Początki
Był rok 1954. Anglia. Dwa mecze towarzyskie. Wolverhampton vs. Spartak Moskwa oraz Wolverhampton vs. Honved Budapeszt. Pierwsze spotkanie zakończyło się wynikiem 4:0 dla „Wilków”. W drugim zaś gospodarze pokonali węgierski zespół, w którym grał m.in. Ferenc Puskas, 3:2.
Brytyjscy sprawozdawcy piali z zachwytu i określali Wolverhampton mianem mistrzów świata. Jednak to nie oni dali początek tej największej piłkarskiej inicjatywie, ale wysłannik „L’Equipe”, który obserwował tamte mecze – Gabriel Hanot.
Francuski reporter w swoim artykule opisał pewien pomysł. Pomysł, który stał się fundamentem utworzenia Pucharu Europy (dziś LM). Chciał bowiem, aby utworzono rozgrywki, w których wszyscy europejscy mistrzowie mierzyliby się ze sobą w systemie pucharowym. Aż do finału.
Do gry wkracza Madryt
Oto historia, której nie ma w Wikipedii czy na innych tego typu stronach. Przecież nie było tak, że dziennikarz wpadł na pomysł, więc ot tak utworzono rozgrywki. Potrzebowano silnego poparcia, propagatora, który w stu procentach zaangażuje się w to przedsięwzięcie.
Na szczęście znalazł się Santiago Bernabeu – legendarny prezes Realu Madryt, któremu inicjatywa utworzenia tak prestiżowego turnieju niezwykle przypadła do gustu. Zapewne jednym z powodów był fakt, że mistrzem Hiszpanii był jego zespół, a przecież miały być to rozgrywki dla najlepszych drużyn w europejskich państwach.
W kwietniu 1955 roku Bernabeu i Raimundo Saporta udali się do Paryża, gdzie odbyło się zebranie, któremu przewodniczył redaktor naczelny „L’Equipe” Jacques Goddet. Ustalono, że szefem komitetu organizacyjnego zostanie wiceprezes francuskiej federacji. Natomiast jego zastępcami zostali – a jakże – Bernabeu i Gusztav Sebes z Węgier.
W kolejnym miesiącu spotkali się już w Madrycie. W stolicy Hiszpanii omawiano m.in. kwestie podziału wpływów z biletów. Logiczne było, że zespoły z największymi stadionami zarobią najwięcej – na przykład Real Madryt. Jednak prezes „Królewskich” zaproponował równy podział na wszystkich uczestników.
Co na to FIFA I UEFA?
Początkowo podchodziły do tego sceptycznie. Dlaczego? Pierwsza z nich była – jak by to powiedzieć – zazdrosna? Patronowała bowiem innemu turniejowi o Puchar Miast Targowych, który również wystartował w 1955 roku. Ale jak pokazała historia, nie osiągnął takiego sukcesu.
Ale zaraz? Co światowa organizacja miała do europejskiego futbolu? Ano to, że UEFA powstała w 1954 roku i dopiero raczkowała. I do tej pory to FIFA, której siedziba znajduje się w Europie, opiekowała się futbolem na Starym Kontynencie.
Z czasem, gdy ustalono już nazwę rozgrywek – Puchar Klubowych Mistrzów Europy – zobaczono, że sprawa jest poważna. I nie ma już odwrotu. UEFA zdecydowała się złapać rozpędzający się pociąg (w ostatniej chwili) i dołączyła do tego przedsięwzięcia.
I ruszyli….
4 września 1955 roku – przełomowa data. Dzień, w którym ruszyły najlepsze klubowe rozgrywki, znane dziś jako Liga Mistrzów. Lizbona i pojedynek pomiędzy Sportingiem a Partizanem Belgrad. Wynik? 3:3.
Niby miał być to turniej dla samych mistrzów, ale de facto udział w nim wzięły zespoły, które zajęły dalsze miejsca. Było to podyktowane brakiem wiary w końcowy sukces w turnieju lub najzwyczajniej kluby nie miały środków na uczestnictwo. Dlatego rodzime federacje zgłaszały kolejne drużyny.
W pierwszej edycji udział wzięły zespoły z: Portugalii, Hiszpanii, Francji, Włoch, Holandii, Belgii, Szwajcarii, Austrii, Niemiec, Saaru (dziś jest to część Niemiec), Danii, Szwecji, Szkocji, Węgier, Jugosławii i POLSKI.
Byliśmy reprezentowani przez Gwardię Warszawa, która w dwumeczu ze szwedzkim Djurgardens IF przegrała 1:4 i już w pierwszej rundzie (tj. w 1/8 – gdyż tylko 16 drużyn brało udział) pożegnała się z Pucharem Klubowych Mistrzów Europy.
Rozgrywki, które zmieniły historię Realu Madryt
„Los Blancos” byli dużym, znanym klubem, ale dzięki PKME stali się europejskim, a później światowym gigantem. Niesamowita passa, która zbudowała legendę Realu Madryt. I jeden zawodnik, bez którego nie byłoby to możliwe.
Alfredo Di Stefano, bo to on właśnie poprowadził „Królewskich” do pięciu z rzędu zwycięstw w pierwszych pięciu edycjach. Seria, do której żaden inny zespół nawet się nie zbliżył. Dziś Real Madryt w klubowym muzeum ma 13 „pucharów z uszami”.
Czy klub ze stolicy Hiszpanii po sezonie 2018/2019 będzie musiał rozbudowywać swoją gablotę? Być może. Z drugiej strony, ile można wygrywać, prawda? Ale przecież „Królewscy” nawet mieli nie obronić tytułu (bo nikt tego wcześniej nie zrobił – w LM), a co tu mówić o hattricku?
Ostatnimi drużynami, które trzykrotnie z rzędu zgarniały najcenniejsze klubowe trofeum w Europie, były w latach 70. Ajax Amsterdam (1971-1973) i Bayern Monachium (1974-1976). To drugie najlepsze serie w tych rozgrywkach, po tej Realu Madryt.
Jeszcze trzy lata temu taki obrót spraw był jak coś z gatunku science fiction. Przecież poziom gry znacznie się wyrównał. Nie ma już takich przepaści jak w tamtych latach (50. czy jeszcze 70.). A jednak. Zidane i jego”Galaktyczni” dokonali czegoś niemożliwego.
Dziś bez „Zizou” i Cristiano Ronaldo, ale wciąż z aspiracjami na kolejny puchar. Ich puchar. Przeznaczenia nie da się oszukać.