Haris Seferović dźwignął presję i uciszył krytyków. Pójdzie za ciosem?


Szwajcarski napastnik, na którego nieustannie narzekano, zaszokował swoją postawą

2 lipca 2021 Haris Seferović dźwignął presję i uciszył krytyków. Pójdzie za ciosem?
Foto MB Media/PressFocus

Już dzisiaj startują mecze ćwierćfinałowe, a widzowie Euro 2020 do teraz przecierają oczy ze zdumienia po ostatnim występie Harisa Seferovicia przeciw Francji. Kompletnie nic nie zapowiadało takiego przebłysku, a partner Breela Embolo w ataku dotychczas był raczej jednym ze słabszych ogniw i hamulcowym potencjału szwajcarskiego teamu.


Udostępnij na Udostępnij na

Każdy kadrowicz przechodzi w swojej karierze osobne drogi, które prowadzą wpierw do powołań, a potem do reprezentacyjnych wyjazdów. Odświeżamy nieco sylwetkę i historię bohatera sensacyjnego poniedziałkowego zwycięzcy nad triumfatorami ubiegłych mistrzostw świata, dla którego ostatnia osobista droga była wyjątkowo kręta.

Wygrany pandemii

Spora część piłkarzy może czuć się pokrzywdzona przez roczne przełożenie turnieju, a część wprost przeciwnie. Szwajcar z bośniackimi korzeniami niewątpliwie zalicza się do tej drugiej grupy. W tym „wyjątkowym” dla nas wszystkich sezonie, w negatywnym tego słowa znaczeniu, napastnik Benfiki Lizbona niczym nie przypominał piłkarza drużyny, w której barwach rok wcześniej zdobył tytuł króla strzelców z 23 trafieniami na koncie i którą poprowadził do mistrzostwa kraju. Zawodnik zatracił strzelecki instynkt, trapiły go drobne urazy, aż w końcu w większości spotkań zostawał jedynie opcją z ławki za rewelacyjnego Carlosa Viniciusa. W lidze zakończył z ledwo pięcioma bramkami. Obrazu słabego okresu nie zafałszują nawet pierwsze co najmniej dwa gole w jednej edycji Ligi Mistrzów.

Wydawało się, że będzie to początek końca jego gry na dobrym, europejskim poziomie. Jednakże miniony sezon okazał się sezonem odrodzenia Seferovicia. Mimo iż nie postraszył on rywali na arenie pucharowej w koszulce grupowego przeciwnika Lecha Poznań w rozgrywkach Ligi Europy, to w portugalskiej ekstraklasie znów zaczął strzelać i asystować jak na zawołanie. Tym razem został wicekrólem strzelców z 22 golami, a siedem ostatnich podań, które dołożył, sprawiły, że w klasyfikacji kanadyjskiej powtórzył wynik sprzed dwóch lat.

Można więc bez wahania orzec, że z dużą dozą prawdopodobieństwa na turnieju odbytym planowo Haris nie byłby wyborem do pierwszej jedenastki „Helwetów”. 29-latek oszukał przeznaczenie i dostał szansę od losu na powrót do formy. I wykorzystał ją najlepiej, jak tylko mógł.

Wiara i konsekwencja

Chociaż dawny piłkarz Fiorentiny, Realu Sociedad czy Eintrachtu Frankfurt zaczął turniej od dwóch bardzo słabych spotkań, po których wylewały się na niego kolejne fale hejtu, to pozostawał on w pierwszym składzie kadry Vladimira Petkovicia. Wydawać się mogło, że klasycznie czeka nas kolejna bezbarwna duża impreza w jego wykonaniu i kwestią czasu będzie odstawienie dziewiątki Szwajcarów. Poza tym, nie oszukujmy się, cierpliwość kibiców i sympatyków Szwajcarów była od dawna na wykończeniu i gdyby mogli wejść oni w skórę selekcjonera, to znaczna większość, jeśli nie po Walii, to na pewno po Włoszech, wolałaby postawić na niewiele starszego, z podobną do wtedy liczbą bramek, lecz o ponad połowę mniejszą liczbą występów w narodowych barwach, piłkarza Dinama Zagrzeb Mario Gavranovicia. Ewentualnie zrezygnowaliby z systemu z dwójką napastników, aby postawić na dobrze współpracującego kolegę z zespołu Embolo, Dennisa Zakarię.

Haris Seferović ani nie usprawniał gry zespołu, ani nie dokładał liczb, jego postawa była istnie beznadziejna i rzeczywiście nie trzeba było być stałym hejterem, aby móc to stwierdzić. Od momentu, w którym wydawało się, że gorzej być nie może i dostał on wędkę po jednej połówce z Italią, w jego głowie nagle coś przeskoczyło. Konsekwentne stawianie od pierwszych minut na jego osobę przez trenera i bezgraniczne zaufanie odpłacił w końcu czynami. Do ciężkiej pracy wziął się już od pierwszych minut z Turcją, gdy trafił pierwszy raz od trzech dużych turniejów. Uciszył i golem, i następnie cieszynką, a z piłkarza jakby zeszła presja.

Obalony mit

Twierdzenie, jakoby nie najlepsi technicznie napastnicy, którzy nie pracują na samego siebie i tylko wykorzystują część najprostszych sytuacji, mieli być kulą u nogi swoich zespołów w meczach z rywalami z najwyższej półki, się nie sprawdziło. Spotkanie z Francuzami bojowo nastroiło Harisa. Szansa gry z lepszymi przeciwnikami, podczas gdy zawodzi się już z tymi słabszymi i ma się wiele do udowodnienia, bywa mobilizująca i tak też od samego początku Szwajcar chciał wziąć sprawy w swoje ręce. Gol szybko dający prowadzenie i pod koniec spotkania gol kontaktowy podtrzymujący nadzieję, kiedy Francuzi wydawali się mieć mecz w garści.

Można sądzić, że snajperowi akurat przypadł dzień konia, jak każdemu, ale nie każdy pierwszy z brzegu napastnik może zanotować dublet w starciu o taką stawkę, w którym po przeciwnej stronie ma stoperów Realu Madryt, FC Barcelona i PSG, a do tego bramkarza Tottenhamu. Czy doda to wiatru w jego skrzydła? Na pewno wiemy,  że w oczach hiszpańskich obrońców Seferović będzie całkowicie innym piłkarzem niż przed 1/8 finału dla defensywy mistrzów świata i z pewnością staranniej zadbają o jego odpowiednie przypilnowanie. Faktem jest, że sam napastnik może być rozochocony walką o jak najlepszy wynik nie tylko drużynowy, lecz także indywidualny, jest jednym z niewielu czołowych strzelców pozostałych na placu boju i wcale nieskromnie może pokusić się o wygranie całej klasyfikacji, jednak dobrze wiemy, że teoretycznie im dalej w las, tym to zadanie powinno być trudniejsze.

Talizman również w szatni

Blisko 80-krotny reprezentant kraju nie tylko piłkarsko przysługuje się swojemu zespołowi. Odgrywa rolę jednego z liderów także w sferze mentalnej. Godne uwagi jest, jak żywiołowo zagrzewał swoich kolegów przed decydującym konkursem „jedenastek” z „Trójkolorowymi”, pomimo że sam był już zmieniony i nie mógł już brać w tym wszystkim udziału. Można być jedynie gościem od atmosfery, a można zostać charakterną postacią ekipy na boisku i poza nim, tak jak Haris.

Niezależnie od dalszej przygody na Euro w ojczyźnie „Helwetów” już teraz mogą szykować gromkie przywitanie swoich reprezentantów, bo pierwszy raz od blisko 70 lat Szwajcarzy mogli cieszyć się z awansu do ćwierćfinału mistrzostw Europy, a głównie to za sprawą niedocenionego, a może od tej chwili nieocenionego dla Szwajcarii Harisa Seferovicia, którego ten historyczny sukces będzie nosił jedną z czołowych twarzy.

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze