Kiedy w latach 2011-2013 Hannover przeżywał tłusty okres, awansując m.in. dwukrotnie do fazy pucharowej Ligi Europy, wydawało się, że jeżeli nawet nie będzie corocznym uczestnikiem rozgrywek w Europie, to przynajmniej rok w rok będzie spokojnie utrzymywał się w lidze. Rzeczywistość po kilku latach okazała się dla fanów z Dolnej Saksonii dużo bardziej bolesna. Dziś muszą, zamiast marzyć o europejskich podbojach, myśleć o dramatycznej walce o byt w Bundeslidze.
Joerg Schmadtke i Mirko Slomka – dwie osoby, które z rozrzewnieniem po dziś dzień są wspominane na HDI-Arena. Pierwszy ściągnął kilku mało znanych graczy, którzy później zostali czołowymi zawodnikami za naszą zachodnią granicą i którzy osiągnęli z dolnosaksońskim klubem historyczne wyniki. Przykłady, proszę bardzo: Iworyjczyk Didier Ya Konan, ściągnięty w 2009 roku za 550 tysięcy euro z Rosenborga, dwa sezony z rzędu był najlepszym strzelcem drużyny; Mohammed Abdellaoue, pozyskany rok później za milion euro z Valerengi Oslo; Mame Diouf, Senegalczyk, który nie dostał poważnej szansy na Old Trafford, a w Niemczech wielokrotnie uszczęśliwiał fanów; Ron-Robert Zieler, od paru sezonów podstawowy bramkarz regularnie powoływany do reprezentacji Niemiec. To nie są jedyne nazwiska, które może zapisać na swój plus obecny dyrektor sportowy FC Koeln. Listę moglibyśmy śmiało jeszcze rozszerzyć. – To jest najlepszy skład jaki Hannover miał w historii – powiedziała latem 2012 roku, tuż po drugim z rzędu awansie do pucharów, legenda hanowerskiego klubu – Dieter Schatzschneider.
Kto prowadził tę wyjątkową drużynę? Wspomniany wcześniej Slomka. Urodzony w Hildesheim trener znał już bardzo dobrze dolnosaksońskie powietrze. W przeszłości prowadził młodzieżowe ekipy Hannoveru 96 (pod jego skrzydłami znajdowali się m.in. Per Mertesacker, Sebastian Kehl czy Fabian Ernst), a na początku wieku przez trzy lata pracował z pierwszym składem jako asystent Ralfa Rangnicka. Swoje nazwisko wyrobił jednak jakiś czas później, pracując w Schalke, z którym zdobył wicemistrzostwo Niemiec (pod jego wodzą w klubie z Zagłębia Ruhry zadebiutował, dziś jeden z najlepszych bramkarzy świata, Manuel Neuer). Do Hannoveru wrócił na początku 2010 roku, kiedy klub przeżywał najtrudniejsze chwile w historii.
Kilka miesięcy wcześniej samobójstwo popełnił Robert Enke – najlepszy bramkarz Bundesligi sezonu 2008/2009, a ekipa z Dolnej Saksonii miała olbrzymie problemy, aby pozbierać się po tym traumatycznym wydarzeniu. Jesień hanowerczycy zakończyli na 14 miejscu w tabeli, ale gdy w pierwszej kolejce ulegli sromotnie Hercie, działacze postanowili wymienić Andreasa Bergmanna właśnie na Slomkę. Zmiana nie przyniosła zamierzonych rezultatów, klub notował tragiczną wiosnę (m.in. przegrał na Allianz Arenie 0:7 z Bayernem), a ligowy byt zachował rzutem na taśmę, wygrywając dwie ostatnie kolejki.
Jesienią 2010 roku nastąpiła jednak metamorfoza. Tak oto z klubu, który jeszcze wiosną dostawał baty od każdego, narodziła się ekipa, która w pamiętnym, najlepszym w historii, sezonie potrafiła do końca walczyć o udział w kwalifikacjach Ligi Mistrzów. Ostatecznie podopieczni Slomki okazali się gorsi od Bayernu, ale czwarte miejsce to i tak był wynik, na który przed sezonem mogli postawić tylko niepoprawni optymiści. – W porównaniu z poprzednimi rozgrywkami popracowaliśmy nad team spirit – powiedział niemiecki szkoleniowiec.
W następnej kampanii jego piłkarze potrafili połączyć grę w Lidze Europy i w Bundeslidze. W pierwszych rozgrywkach doszli aż do ćwierćfinału, gdzie ulegli późniejszemu triumfatorowi – Athletico Madryt, w drugich na mecie zajęli siódme miejsce, drugi raz z rzędu otrzymali więc bilet na europejskie salony.
W Europie znowu szło im przyzwoicie. Po raz drugi wyszli z grupy, wiosną ulegając w 1/16 budowanej za ogromne pieniądze Anży Machaczkała. W lidze było już gorzej. Dodatkowo media zaczęły rozpisywać się o nie najlepszych relacjach na linii Schmadtke – Slomka. O tym, że w tej plotce było nie małe a bardzo duże ziarno prawdy, przekonaliśmy się 17 kwietnia 2013 roku. Wtedy za porozumieniem stron dyrektor sportowy rozwiązał obowiązujący do czerwca kontrakt.
Kilka dni później stanowisko to objął Dirk Dufner, który miał za sobą kilkuletni epizod we Freiburgu, gdzie wypromował takich piłkarzy jak: Max Kruse, Papiss Demba Cisse czy też Jan Rosenthal. W nowym otoczeniu już tak pięknie nie było. W pierwszym okienku transferowym – latem 2013 roku klub wydał dużo więcej niż jeszcze kilka sezonów wcześniej, ściągając takie nazwiska jak: Marcelo, Prib, Sane, Bittencourt. Nie były to wielkie klapy transferowe, ale nie były to też transfery, które jesienią 2013 roku olśniły jakością. W efekcie klub z Dolnej Saksonii popadł w przeciętność, kończąc rundę na 13 miejscu. Głową zapłacił za to drugi z architektów wielkiego Hannoveru – Mirko Slomka. W Sylwestra 2013 roku ogłoszono nazwisko jego następcy.
Został nim Tayfun Korkut. Duża część kibiców była zaskoczona, że ratownikiem ma być człowiek, którego do tej pory największym wyzwaniem była rola asystenta w reprezentacji Turcji. Niemieckie media zwracały uwagę, że będzie starał się on przede wszystkim ukierunkować drużynę na długie utrzymywanie się przy piłce i zacznie stopniowo wprowadzać południowoamerykański styl gry. Plany budowy wielkiego i efektownego Hannoveru spaliły jednak na panewce, klub do końca sezonu nie porywał występami, na koniec zajął w tabeli 10 miejsce. Początek nowego sezonu miał co prawda udany, bo w pewnym momencie zajmował znakomite trzecie miejsce, jednak im dłużej trwały rozgrywki, tym było gorzej. Turek stracił pracę po porażce w 29 kolejce 0:4 z Bayerem Leverkusen. – Drużyna ma przede wszystkim problemy mentalne – taką diagnozę w sprawie problemów zespołu stawiał w trakcie fatalnej wiosny 2015 roku.
Do klubu przyszedł Michael Frontzeck, który pracował już w nim wcześniej, w sezonie 2004/2005, będąc asystentem Ewalda Lienena. Dziennikarze od razu wytknęli kilka niechlubnych epizodów, kiedy spadł z Alemannią Akwizgran i Arminią Bielefeld, a także zostawił w ruinie Borussię Moenchengladbach. Hanowerczyków jednak udało się rzutem na taśmę utrzymać. Latem doszło do kolejnych zmian na kierowniczych stanowiskach, bo z klubu odszedł dyrektor sportowy – Dirk Dufner. Jego pracę krytykowały media, wypominając, że większość transferów to były niewypały, i kibice, których 70% uznało w jednej z ankiet, że odejście powinno nastąpić dużo wcześniej. Latem włodarze zmienili również nieco wizerunek drużyny, która dostała nowy komplet strojów, czerwono-biały. Miał on symbolizować barwy regionu.
„Zbawca! Reformator?” – tak niemiecki „Kicker” zaczął opowieść o szansach dolnosaksońskiego klubu w sezonie 2015/2016 Bundesligi. Pierwszy wyraz był nawiązaniem do wydarzeń z wiosny, drugi mógł wlewać nadzieję w serca fanów, mimo że latem nowych pracodawców znalazło trzech zawodników, których gole przyczyniły się do zachowania ligowego bytu. Jimmy Briand przeszedł do Guingamp, Lars Stindl do Borussii Moenchengladbach, a Joselu do Stoke.
Reformatorem Frontzeck nie został. Jego podopieczni tragicznie rozpoczęli sezon, niemal od początku udowodnili, że będą bić się co najwyżej o pozostanie. Pierwszą wygraną „Die Roten” odnieśli dopiero na początku października z Werderem Brema, a pierwszą rundę zakończyli na przedostatnim miejscu z mizernym dorobkiem 14 „oczek”. 51-letni trener praktycznie co mecz rotował składem, ustawieniem, ale jego ruchy nie poprawiły sytuacji. Dodatkowo kibice na HDI-Arena coraz rzadziej mogli usłyszeć legendarny przebój „Viva la Vida” grupy Coldplay, który jest puszczany po zdobyciu przez gospodarzy bramki. Widać było dużą, niezałataną wyrwę po stracie trójki kluczowych zawodników. Nic dziwnego, że szkoleniowiec czuł, że najlepszym rozwiązaniem będzie podanie się do dymisji. Zrobił to kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia.
A tuż po świętach ogłoszono, że Thomas Schaaf będzie próbował wydostać na powierzchnię tonący okręt. Szkoleniowiec był łączony z tą posadą już dwa lata wcześniej. – Ktoś taki jak Schaaf, który ma autorytet, jest potrzebny w walce o byt – powiedział Christian Purbs z lokalnej gazety „Hannoversche Allgemeine Zeitung”.
Hannover 96 zatrudnił Thomasa Schaafa. Obie strony w ostatnich latach upadły. Jest nadzieja, że się podniosą. https://t.co/qZFmI0MVHy
— Michał Trela (@MichalTrelaBlog) December 29, 2015
Były szkoleniowiec Werderu i Eintrachtu rozglądał się przede wszystkim za wzmocnieniem linii ataku, która jesienią tak mocno kulała. Wypożyczono, mającego duże problemy z grą w Hoffenheim, Adama Szalaia, za prawie 1,5 miliona euro ściągnięto wielki talent z TSV 1860 Monachium – Mariusa Wolfa, a tuż przed startem rozgrywek na HDI-Arena zawitał były podopieczny Schaafa z Werderu – Hugo Almeida.
Wyniki sparingów nie powaliły nikogo na kolana. Nowy rok Hannover zaczął tragicznie. Trzy porażki odniesione w fatalnym stylu, beznadziejna gra zarówno w obronie, jak i w ataku, i fatalna forma nowych nabytków klubu. Hugo Almeida strzelił co prawda bramkę w meczu z Darmstadt, ale na razie wespół z Adamem Szalaiem grają słabo i nie potrafią przełamać niemocy strzeleckiej drużyny. Na całej linii zawodzi Hotaru Yamaguchi, który miał dorównać swojemu rodakowi, Hiroshiemu Kiyotake, a na razie jest od niego co najmniej klasę słabszy. Prawie każdemu graczowi moglibyśmy przykleić w bieżącej kampanii łatkę „zawodzący” (z tego grona wybija się Ron-Robert Zieler, który wybronił kilka punktów).
Zespół z Dolnej Saksonii po 20 kolejkach zajmuje ostatnie miejsce i traci już pięć punktów do szesnastego Werderu. Wydaje się, że najbliższe tygodnie będą kluczowe dla przyszłości hanowerskiego klubu. Jeżeli nie otrząśnie się on z serii porażek i nie weźmie się w garść, prawdopodobnie za pół roku będziemy mogli oglądać go tylko na zapleczu.