Warta Poznań wygrała na własnym boisku z Flotą Świnoujście 4:2. Mimo nieciekawego początku piłkarze sprawili, że opłacało się przyjść na stadion. Padło aż osiem bramek, z czego sześć zostało uznanych.
Patrząc na liczbę przybyłych na poznański stadion fanów, można stwierdzić, że mecz nie wzbudzał zainteresowania. Co prawda kibiców gospodarzy było ponad tysiąc, ale przyjezdnych można było policzyć na palcach. Jeśli chodzi o pierwszy kwadrans, żadna z drużyn nie oddała choćby jednego celnego strzału.
Z upływem czasu mecz zaczął się rozkręcać, szczególnie jeśli chodzi o Wartę, która przejęła inicjatywę. Pierwszą żółtą kartkę ujrzał w 19. minucie pomocnik Warty – Artur Marciniak. Chwilę później tuż przed polem karnym sfaulowany został Białożyt. Rzut wolny, wykonywany przez Piotra Reissa, zablokowany został przed obrońcę. Kilka minut później Piotr Reiss miał dogodną sytuację, ale jego strzał został szczęśliwie wybroniony przez bramkarza gości. Chwilę po tym zdarzeniu wszyscy zobaczyliśmy piłkę w bramce. Gol nie został jednak uznany, ponieważ, jak się okazało, padł on ze spalonego. Po dośrodkowaniu Reissa, będąc na pozycji spalonej, piłkę wbił do bramki Maciej Wichtowski. Po pół godzinie gry Warta pokazała, że należy się jej bać i interesują ją trzy punkty.
Wreszcie w 39. minucie podopieczni trenera Artura Płatka dopięli swego, strzelając pierwszą bramkę w niedzielnym meczu. Po dośrodkowaniu Przemysława Otuszewskiego piłkę do bramki skierował Tomasz Magdziarz, dając Warcie Poznań prowadzenie. 60 sekund później miało miejsce kolejne dośrodkowanie Otuszewskiego, jednak tym razem poradzili sobie z nim defensorzy Floty. Wynik 1:0 został już do końca pierwszej części spotkania.
Na drugą połowę Chi Fon został zmieniony przez Christiana Nnamaniego. Zmiana ta okazała się bardzo trafna, bo po kilku minutach Nigeryjczyk strzelił gola wyrównującego. Bramkarz gości wybił piłkę, dopadł do niej Nnamani i skierował ją do bramki Warty. Odpowiedź gospodarzy była natychmiastowa. Po upływie zaledwie jednej minuty Sobańskiego pokonał Piotr Reiss, który trafił do siatki po dośrodkowaniu z lewej strony. Pierwszy kwadrans drugiej połowy był bardzo ciekawy i obfity w bramki.
Po tych dwóch golach piłkarze opadli chyba z sił, ponieważ gra znacznie się uspokoiła. W 67. minucie dobrą sytuację na podwyższenie prowadzenia mieli „Zieloni”. W pole karne Floty dostał się Białożyt, podał do Klatta, ale zbyt mocno, by ten mógł dobrze uderzyć. Mimo niedokładnego podania Klatt oddał strzał, jednak został on wybroniony przez bramkarza gości. 10 minut później Warta cieszyła się już z kolejnej bramki. Po dośrodkowaniu Piotra Reissa z rzutu wolnego piłkę głową do bramki gości skierował Przemysław Otuszewski. Tym samym sprawił niemałą radość swoim kibicom i znacznie oddalił rywalom szansę na punkty w tym meczu. Dwie minuty później goście odpowiedzieli… nieuznanym golem. Po dośrodkowaniu Tomasika piłkę dotknął Nnamani, ale arbiter boczny podniósł chorągiewkę. Co ciekawe, gdyby Nigeryjczyk nie dotknął piłki i tak wleciałaby ona do bramki.
Sędzia doliczył cztery minuty do regulaminowego czasu gry. W tym czasie padły kolejne dwa gole. Najpierw bramkę kontaktową dla Floty strzelił Nnamani i było już 3:2. Trwała szaleńcza walka do ostatniej sekundy, aż w końcu wynik meczu ustalił Marcin Klatt. Minutę przed końcem piłkę ręką przed polem karnym dotknął bramkarz gości, za co ujrzał czerwoną kartkę. Między słupkami stanął więc obrońca Floty – Ivan Udarević. Klatt pokonał Chorwata strzałem z rzutu wolnego.
I to by było na tyle. Podsumowując, druga połowa spotkania była świetnym widowiskiem. Oba zespoły walczyły ze sobą zażarcie, a wynik meczu został ustalony dopiero w ostatniej minucie. Po tym zwycięstwie Warta skoczyła w tabeli o trzy miejsca, wyprzedzając Olimpię Grudziądz, Dolcana Ząbki oraz Ruch Radzionków. Natomiast Flota po przegranym meczu zatrzymała się na czwartym miejscu.
Ciekawe, ale chciałem poinformować, że Ireneusz
Kiljan mieszkający przy ulicy Doły 60 w Kazimierzu
Dolnym jest wieprzem szwabskim, próżniakiem i
chamem polskim. To matka to prosta i lafirynda.