Tego zawodnika chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Każdy zna jego historię, ale nie każdy zna powody tak gwałtownej przemiany Torresa. Zapraszam na drugą odsłonę cyklu pt. „Gdzie oni są?".
Fernando Torres urodził się 20 marca 1984 roku w Madrycie. Od dziecka kochał i grał w piłkę nożną, a jego ukochaną drużyną był Atlético Madryt, do którego miłość zaszczepił w nim dziadek. Początkowo Hiszpan chciał być bramkarzem, gdyż na tej pozycji grał jego starszy brat. Mając siedem lat, zaczął regularnie występować na pozycji napastnika w zespole dziecięcym Mario’s Holland. Trzy lata później, w wieku 10 lat, trafił do Rayo. Po sezonie, w którym strzelił pięćdziesiąt pięć goli, Torres został jednym z trzech zawodników zespołu, którzy zostali wysłani na próbne testy do Atlético Madryt. Swoją grą zrobił wrażenie na skautach i w 1995 roku, w wieku jedenastu lat, dołączył do klubu. Rok później Torres otrzymał ofertę przenosin do Realu Madryt, odwiecznego rywala Atlético, którą jednak odrzucił.
Już w wieku piętnastu lat został uznany najbardziej utalentowanym piłkarzem w Europie w swojej kategorii wiekowej. W pierwszym zespole zadebiutował 27 maja 2001 roku w spotkaniu z Leganés. Miał wtedy siedemnaście lat i sześćdziesiąt osiem dni, co uczyniło go najmłodszym debiutantem w historii klubu. Tydzień później strzelił swojego pierwszego gola w profesjonalnej karierze przeciwko Albacete. Atlético, które wówczas występowało w drugiej lidze, nie udało się jednak awansować do Primera Division. Promocję do ekstraklasy wywalczyli dopiero w następnym roku.
Pierwszy sezon Torresa w Primera Division był bardzo obiecujący. W dwudziestu dziewięciu spotkaniach strzelił jedenaście goli, co jak na jego ówczesny wiek było świetnym osiągnięciem. Rok później został najmłodszym kapitanem w historii klubu. Swojego pierwszego gola w europejskich pucharach strzelił podczas meczu z OFK Belgrad w Pucharze Intertoto. W tym samym sezonie dotarł wraz z Atlético do finału, w którym jego drużyna uległa po rzutach karnych Villarealowi. W 2005 roku bardzo mocno o jego transfer zabiegała Chelsea, ale prezes hiszpańskiego klubu odrzucił wszystkie oferty. Jakiś czas później zmienił jednak zdanie i ogłosił, że rozpatrzy potencjalne oferty za swojego napastnika. W 2007 roku zgłosił się po niego Liverpool. Kluby ostatecznie doszły do porozumienia i Hiszpan został najdroższym piłkarzem w historii „The Reds”. W barwach Atlético wystąpił w dwustu czternastu meczach i strzelił osiemdziesiąt dwie bramki.
Jeżeli w Hiszpanii grał dobrze, to w Anglii wręcz wyśmienicie. Świetnie wpasował się w realia Premier League i styl gry Liverpoolu. Strzelał gola za golem i wydawał się nie do zatrzymania. W miarę jak rosły jego umiejętności, rosła także chęć do zdobywania trofeów. Z Liverpoolem z roku na rok było o to coraz trudniej, więc Torres zaczął rozglądać się za zmianą otoczenia. Jego plany mogła pokrzyżować odnowiona kontuzja kolana, jednak mimo to Chelsea, która ponownie podjęła walkę o utalentowanego Hiszpana, zdecydowała się go wykupić za szóstą najwyższą kwotę w historii futbolu (58.5mln euro). Jako że transfer miał miejsce w styczniu 2011 roku, Torresowi pozostało do rozegrania jeszcze pół sezonu, już w barwach „The Blues”. Niestety nie wszystko szło po jego myśli i w czternastu spotkaniach strzelił tylko jednego gola.
Właśnie w tym miejscu zaczęły się wszystkie problemy Hiszpana. Z jednego z najlepszych napastników ligi stał się jej największym pośmiewiskiem. Po strzeleniu dwóch bramek w lidze w ciągu trzech miesięcy nadeszła seria pięciu miesięcy bez strzelonego gola. Przełamał się dopiero 18 marca 2012 roku w meczu Pucharu Anglii z Leicester City. Pomógł również zabezpieczyć awans do finału Ligi Mistrzów, strzelając bramkę na 2:2 podczas półfinałowego meczu z Barceloną na Camp Nou.
Po pierwszym rozczarowującym pełnym sezonie w Chelsea, od Torresa oczekiwano znacznie więcej. Początek kampanii w wykonaniu Hiszpana mógł dawać nadzieję – w pierwszych siedmiu kolejkach Premier League strzelił cztery gole, dorzucił także trafienie w przegranym 2:3 meczu Tarczy Wspólnoty z Manchesterem City. Czas jednak zweryfikował wszystko i Torres zakończył sezon z dwudziestoma dwoma trafieniami w sześćdziesięciu czterech występach. Można powiedzieć, że był to dobry, a nawet bardzo dobry wynik w porównaniu z poprzednimi sezonami, ale Hiszpan wciąż marnował sporo sytuacji. Za dużo. Kolejnego sezonu również nie może zaliczyć do udanych – w czterdziestu jeden spotkaniach zdobył tylko jedenaście bramek.
W sierpniu 2014 roku udał się na wypożyczenie do Milanu, by ratować swoją karierę. To mu się jednak nie udało, gdyż w dziesięciu występach strzelił zaledwie jednego gola. Chelsea postanowiła się go pozbyć raz na zawsze i w styczniu 2015 roku za 3mln euro Milan wykupił go na stałe. Został jednak od razu wypożyczony do swojego byłego klubu, Atlético, jako część transferu Cerciego.
Niepodważalnym, głównym powodem takiego stoczenia się Torresa jest kontuzja kolana, jakiej nabawił się pod koniec swojej kariery w Liverpoolu. Wywołała ona niesamowitą barierę psychiczną, która nęka Hiszpana do dzisiaj. To, czy po powrocie do ojczyzny się odbuduje, jest wielką niewiadomą. Z jednej strony ustrzelił już dwa gole w Pucharze Króla przeciwko Realowi Madryt, a z drugiej wciąż marnuje sytuacje strzeleckie. O tym, czy znów zobaczymy „El Niño” w formie sprzed kontuzji, dowiemy się dopiero za jakiś czas. Jedno jest jednak pewne – jeżeli nie tu, to nigdzie indziej mu się to raczej już nie uda.
https://www.youtube.com/watch?v=cHHe0HWprnc