Górnik Zabrze wygrał w sobotę z Lechem i zakończył swoje zmagania w 2024 roku. Choć zafundował on drużynie Jana Urbana wiele skrajnych momentów, to całościowo trzeba go ocenić pozytywnie. Mimo kolejnej letniej rewolucji „Trójkolorowi” złapali odpowiedni rytm na koniec rundy jesiennej i ich strata do lidera rozgrywek na półmetku wynosi zaledwie osiem punktów. A ostatnie lata pokazują, że wiosna dla Górnika jest zawsze lepsza.
Piątkowy mecz z Lechem Poznań był idealnym zwieńczeniem piłkarskiej jesieni w Zabrzu. Mimo że wszystkie bramki oglądaliśmy w pierwszym kwadransie, to emocji nie brakowało do ostatniego gwizdka. Tym bardziej że Górnik przez ponad pół godziny musiał sobie radzić w osłabieniu liczebnym.
Z boiska wyrzucony został Rafał Janicki, a lider PKO BP Ekstraklasy był zdesperowany, by wywieźć z Górnego Śląska jakiekolwiek punkty. Gospodarze mądrze się jednak bronili i nie dopuścili do większego zagrożenia we własnym polu karnym. Po zakończeniu spotkania mogli zasłużenie świętować z kibicami, którzy wykręcili najwyższą frekwencję na Arenie Zabrze w grudniu w historii. Czas na wnioski.
Święta Barbaro, mieszkasz na grubie
Miej nas zawsze na oku! ⚒️ pic.twitter.com/UKJWD2rDYu— Górnik Zabrze (@GornikZabrzeSSA) December 7, 2024
Ten zespół potrzebował czasu. Jan Urban po raz kolejny obronił się pracą
Górnik sezon rozpoczął standardowo – od porażki na inaugurację. Potem nieco się odbił, ograł między innymi Pogoń i Radomiaka, zremisował z Rakowem. Od spotkania w Krakowie zaczął się jednak pewien impas. Zabrzanie na przestrzeni miesiąca wygrali tylko raz.
Kolejne mecze były mocno szarpane, a w kręgach kibicowskich zaczął pojawiać się temat przyszłości trenera Urbana. Od kiedy Górnik zwyciężył jednak ze Śląskiem we Wrocławiu, zaliczył serię czterech kolejnych zwycięstw rozgrywkach ligowych. Identyczną passę zabrzanie odnotowali wiosną. Jan Urban po raz kolejny obronił się pracą i udowodnił, że w tym momencie nie ma lepiej skrojonego pod Górnika szkoleniowca.
Od początku mówił, że jego zespół potrzebuje czasu. Że jest po kolejnej letniej rewolucji. Że piłkarze muszą zazębić się pod kątem wspólnej gry. No i chyba miał rację. „Trójkolorowi” pod koniec rundy wskoczyli już na najwyższe obroty i solidnie powędrowali w górę tabeli.
Michał Szromnik jednym z najlepszych bramkarzy w rundzie jesiennej
Może nie postawimy go w jednym szeregu z Mrozkiem, Trelowskim czy Abramowiczem, ale to zdecydowanie największe pozytywne zaskoczenie w zespole Górnika w tym sezonie. Wiosną nie rozegrał w oficjalnym meczu ani minuty, a jesienią ubiegłego roku bronił tylko w Pucharze Polski.
To bramkarz po trzydziestce, więc wydawało się, że w ekstraklasie za wielu okazji do gry już zwyczajnie miał nie będzie. W zeszłym sezonie Szromnik był jedynie zmiennikiem Daniela Bielicy, a po jego transferze do ligi holenderskiej, zgodnie z logiką, powinien być zmiennikiem świeżo sprowadzonego do klubu Filipa Majchrowicza. Nic bardziej mylnego.
Doświadczony zawodnik wskoczył do składu czternastokrotnych mistrzów Polski już w pierwszej kolejce i miejsca nie oddał do teraz. W większości spotkań prezentował się bardzo solidnie, popełnione przez niego błędy policzyć można na palcach jednej dłoni. Szromnik sześciokrotnie kończył mecze na zero z tyłu, co jest trzecim najlepszym wynikiem wśród bramkarzy w PKO BP Ekstraklasie.
🗣️ Cieszę się z tego, że gram. Czuję, że forma rośnie i mam nadzieję, że tak będzie do końca sezonu!
🎙️ Michał Szromnik przed #ŚLĄGÓR ▶️ https://t.co/HhSulXPd1E pic.twitter.com/gnFUxKqKc6
— Górnik Zabrze (@GornikZabrzeSSA) November 8, 2024
Najlepszy występ? Zdecydowanie ten przeciwko Rakowowi, kiedy zamurował bramkę i dwukrotnie wychodził zwycięsko z sytuacji sam na sam.
Górnik Zabrze z minimalnie lepszą pozycją startową na wiosnę niż przed rokiem
Podopieczni Jana Urbana – rok do roku – zanotowali delikatny progres. W poprzednich rozgrywkach po ostatnim jesiennym meczu mieli oni na swoim koncie 26 punktów. Teraz, po zwycięstwie nad Lechem – 30 (z tym, że rozegrali jedno spotkanie mniej niż przed rokiem). Strata do lidera również jest mniejsza, w grudniu ubiegłego roku wynosiła aż 15 punktów, gdy obecnie tylko 8.
Na pewno lepsza jest też sytuacja w klubie. O ile temat prywatyzacji nie został jeszcze rozwiązany, o tyle chyba wszyscy pamiętają, jakie nastroje w Górniku panowały przed ostatnią zimową przerwą. Obecnie perspektywa wiosennych zmagań nie budzi przy Roosevelta tak dużych obaw. Można mówić o wzmocnieniach, ale „Trójkolorowi” i tak wystartują z lepszej pozycji niż wtedy.
Złe dobrego początki. Hellebrand rośnie z meczu na mecz
W Zabrzu zaczął bardzo kiepsko, wyłączając sparingi, w których wyglądał nieźle. Zmiana po słabej pierwszej połowie z Lechem na inaugurację, potem kilka przeciętnych występów, nieraz po wejściach z ławki. Ale po odejściu z klubu Filipe Nascimento na stałe wskoczył do wyjściowego składu i zaczął stopniowo odnajdywać się w realiach polskiej ligi.
Końcówka rundy w jego wykonaniu była już bardzo udana. I choć nie przyniosła ona liczb, z których Hellebrand nie słynął przecież nigdy, to jego wkład w grę Górnika był już znaczący. Polsko-czeski duet w środku pola na finiszu piłkarskiej jesieni spisywał się tak, jak od początku mógł tego oczekiwać od niego trener Jan Urban.
Rasak i Hellebrand świetnie wymieniają się zadaniami na boisku. Gdy jeden wspomaga zespół w budowaniu akcji ofensywnych, drugi najczęściej go ubezpiecza i zamyka przestrzenie, które rywal mógłby wykorzystać po przejęciu piłki. Obaj szukają rozwiązań niekonwencjonalnych. W takiej grze dobrze odnalazł się też Norbert Wojtuszek, który na skutek urazów w drużynie został przesunięty na prawą obronę. Z tej bocznej flanki często wspomaga jednak wyżej wspomnianych pomocników, co pozwala Górnikowi zdobyć przewagę w środku pola.
Miało to absolutnie kluczowe znaczenie w ostatnich wygranych meczach. W tym miejscu docenić należy całą trójkę, z naciskiem na Hellebranda, który rzeczywiście potrzebował czasu, ale obecnie rośnie piłkarsko z meczu na mecz. A jego notowania, także wśród kibiców, znacząco się poprawiły (został wybrany przez nich najlepszym zawodnikiem derbów z Piastem).
Hellebrand 👏👏👏
— Daniel Pacheco (@dani37pacheco) December 6, 2024
Wypożyczenie Sinana Bakisa to (na razie) totalna klapa
Został sprowadzony do drużyny z Roosevelta latem. Miał okazać się lekarstwem na problemy Górnika w ataku. Buksa i Zahović nie prezentowali się wówczas dobrze. Od momentu ogłoszenia wypożyczenia tureckiego napastnika ten ani razu nie znalazł się jednak w wyjściowym składzie zabrzan na mecz ligowy.
Jedyne występy, jakie uzbierał, to te po wejściu z ławki, najczęściej na zaledwie kilka lub kilkanaście minut. Były to zmiany kiepskie – pozytywnych akcentów z jego strony nie dostrzegliśmy, nie mówiąc już o bramkach i asystach. Oczywiście, dalej można tłumaczyć to wydłużonym procesem aklimatyzacji i wysuwać argument o tym, że Jimenez czy Ennali także nie brylowali w ekstraklasie od razu.
Tutaj przypadek jest jednak chyba nieco inny. Mamy do czynienia z zawodnikiem 30-letnim, który po raz ostatni na listę strzelców wpisywał się w sezonie 2022/2023. Czasu na odbudowę jest coraz mniej – jego wypożyczenie kończy się w czerwcu, a na razie nic nie zapowiada, by miał wygrać rywalizację z pozostałymi napastnikami.
***
Do zakończenia ostatniej kolejki PKO Ekstraklasy w tym roku pozostało jeszcze kilka spotkań. Górnik Zabrze w najgorszym przypadku do rundy wiosennej przystąpi z 7. miejsca w tabeli. Biorąc pod uwagę to, co mówiło się o nim jeszcze w październiku, jest to wynik rewelacyjny. Mało kto bowiem spodziewał się wtedy serii czterech zwycięstw z rzędu jeszcze przed zimową przerwą. A jednak!