Goncalo Feio: „Zazdroszczę Wam Roberta Lewandowskiego. Myślę, że jeżeli byłby Portugalczykiem, to mielibyśmy fantastyczny atak” (WYWIAD)


Od tematu szkolenia młodych piłkarzy po reprezentację Polski

15 kwietnia 2019 Goncalo Feio: „Zazdroszczę Wam Roberta Lewandowskiego. Myślę, że jeżeli byłby Portugalczykiem, to mielibyśmy fantastyczny atak” (WYWIAD)

Dla Goncalo Feio pobyt w naszym kraju miał być chwilowym epizodem. Ostatecznie okazał się jednak misją długofalową, podczas której Portugalczyk stara się realizować swoje ambicje związane ze szkoleniem i pracą trenerską. Do swojego życiorysu zdążył już wpisać rolę asystenta Kiko Ramíreza czy chociażby pracę w akademii warszawskiej Legii. Zapraszamy do przeczytania rozmowy z 29-latkiem!


Udostępnij na Udostępnij na

Czy według Pana szkolenie w Polsce kuleje?

Sprawa szkolenia jest bardzo złożona. Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta i nie brzmi: tak albo nie. Musimy zrozumieć kraj, w jakim jesteśmy, jego historię, kulturę, nie tylko piłkarską, lecz to, jak ukształtował się charakter, co się ceni u ludzi, zaangażowanie, agresywność zawodników itd. Osobiście uważam, że są rezerwy i oczywiście można lepiej szkolić, szczególnie w obszarze taktyki i rozumienia gry – są to dwie kwestie, które moim zdaniem należy rozwinąć.

Natomiast bardziej niż powiedzieć, że szkolenie kuleje, należy podkreślić kształtowanie się pewnej charakterystyki piłkarzy. Trudno wymagać, by była ona taka sama jak w Hiszpanii czy Portugalii, bo zachodzą różnice kulturowe, odmienna charakterystyka środowiska piłkarskiego. Tak więc nie oczekujmy, że w Polsce będziemy szkolić takich zawodników jak we wspomnianych krajach. Bazujmy na atutach polskich piłkarzy i starajmy się je wykorzystywać. Jeśli jednak jest obszar szkolenia, który można poprawić, to moim zdaniem jest to właśnie podejście taktyczne.

Miał Pan ostatnio okazję gościć na kanale Romana Kołtonia podczas nagrania z cyklu „Prawda Szkolenia”. W materiale padło tytułowe pytanie: „Jak wychować polskiego Ronaldo”. Czy został już postawiony jakiś krok w celu znalezienia złotego środka, specjalny schemat postępowania wobec młodych piłkarzy, czy jest to raczej kwestia indywidualna?

Posłużę się zasadą, w którą osobiście bardzo wierzę. Jeśli nie ma talentu, nie będzie wielkiego piłkarza. Mówimy o Ronaldo, który dla mnie jest najlepszy na świecie, dla innych drugi najlepszy, lecz zawsze myślimy o piłkarzu obdarzonym niesamowitym rodzajem talentu. Udowodnione jest, że w szkoleniu najważniejsza jest jakość i wykwalifikowanie kadry trenerskiej, natomiast drugim czynnikiem jest dopiero selekcja i jakość skautingu. Aby wyszkolić gracza bardzo dobrego, wręcz na skalę światową, trzeba przede wszystkim znaleźć w nim określony rodzaj talentu. Dopiero później, jeśli zawodnik jest odpowiednio pracowity, co według mnie również jest częścią talentu, możemy mówić o wyszkoleniu piłkarza, które w moim odczuciu musi być na dzisiaj kompleksowe.

Piłka nożna jako sport przeszła sporą reformę. Na początku była bardzo fizyczną formą gier zespołowych, bo pamiętajmy, że futbol narodził się w Anglii. Grało się tam bardzo bezpośrednio, często bardzo agresywnie. Potem przyszły lata 80. i 90., gdzie najważniejszym elementem była technika. W tym okresie mieliśmy przełomowe reprezentacje Argentyny i Brazylii, myślenie Cruyffa itd. Piłka rozwija się do dzisiaj, szczególnie w aspektach taktycznych. Pojawia się presja medialna, presja społeczna, a do tego dochodzą kwestie mentalne. Moim zdaniem szkolenie piłkarzy musi się opierać na czterech kategoriach – technika, fizyczność, taktyka i mentalność. Zaniedbanie któregoś z tych aspektów będzie w późniejszym życiu odbijać się na jakości i poziomie tego zawodnika.

Jak to jest, że z Portugalii w świat idzie wielu trenerów, którzy całkiem przyzwoicie radzą sobie w czołowych europejskich ligach? Dobrym przykładem jest Premier League, gdzie mamy Nuno Espirito Santo, Marco Silvę czy chociażby swego czasu Jose Mourinho. Natomiast w Polsce próżno szukać takich przypadków. W czym według Pana tkwi problem?

Z kwestią eksportu szkoleniowców jest tak jak z eksportem piłkarzy. Portugalski rynek trenerski ma renomę, ma w tej chwili pozycję. Pamiętajmy, że jak pozbieramy ostatnie kilka lat Ligi Mistrzów i Ligi Europy, to najwięcej trenerów w tych rozgrywkach jest właśnie z Portugalii. Jest więc to rynek, który nabrał pewnych wartości i tak samo jak wśród zawodników z tego kraju wychodzą jednostki za 40, 50 milionów, tak z Polski piłkarze za tyle zwyczajnie nie odchodzą, bo ten rynek nie ma tak silnie ukształtowanej pozycji. Czasami problem nie leży tylko w kwestii indywidualnej, a bardziej w formie, jaką przybiera dany rynek.

Ja będąc w Polsce, uważam, że ogólnie tutejsi trenerzy są pracowici i chcą się wykształcić. Często mało zarabiając, wydają swoje pieniądze na szkolenie, wyjazdy, różnego rodzaju staże. Polscy trenerzy chcą więc być lepsi. Żyjemy w erze informacji, łatwo można obserwować poczynania najlepszych na świecie, co również pomaga w kształceniu się. Dla mnie kluczowa jest jednak rola federacji – szkolenie swoich trenerów. W Portugalii stosuje się kształcenie holistyczne, czyli próby rozwijania w czterech aspektach.

Mimo wszystko wydaje mi, że w Polsce to wkrótce się zmieni, jednak jeszcze panuje tu przekonanie co do przygotowania fizycznego i bardzo zero-jedynkowego podejścia do futbolu. U nas jest troszkę inaczej. Odbiór piłki, szkolenia trenerów i praca pozaboiskowa zupełnie się różnią. Kto wie, może to jest klucz – trudno ocenić. Trochę niezręcznie jest mi oceniać poczynania moich kolegów z zawodu. Wielu z nich osiągnęło w Polsce trochę więcej niż ja, więc nie jestem na pozycji, by oceniać innych.

Jak mocno stawia się na indywidualizację treningu i podejście taktyczne wśród młodych piłkarzy? Czy widzi Pan sporą różnicę między Polską a Portugalią?

Polska jest krajem w środku Europy, mieszka w nim 40 milionów ludzi – prawie cztery razy więcej niż w Portugalii, która jest na końcu i daleko. Wiadomo, pogoda i tak dalej, ale trzeba podkreślić, że jeśli chodzi o infrastrukturę w Polsce, wygląda ona lepiej niż u nas. Co do indywidualizacji to jest różnie. Tak jak na Półwyspie Iberyjskim mamy lepsze akademie, średnie akademie i gorsze – tak w Polsce jest podobnie. Wydaje mi się, że tutaj w największych z nich powoli zaczyna istnieć to podejście indywidualne. Mówiąc o tym, mam na myśli nie tylko zrozumienie potrzeb czysto piłkarskich, lecz odpowiednią selekcję talentu i różnorodności danego zawodnika. Czasami u piłkarza możemy dostrzegać atrybuty fizyczne, innym razem szybkość, a jeszcze innym boiskową inteligencję oraz technikę.

https://twitter.com/FeioGoncalo/status/1051593195283451904

Uważam, że indywidualizacja jest kluczowa w każdym elemencie, od selekcji po zrozumienie talentu piłkarza i jego cech szczególnych. Pozwala ona znaleźć u niego słabsze punkty i w konsekwencji poczynić działania w kierunku ich poprawy. Wspomniana indywidualizacja nie odbywa się wyłącznie poprzez treningi indywidualne. Podczas ćwiczeń grupowych również można ją osiągnąć – jeśli zawodnik wypracowuje konkretne automatyzmy bądź doświadcza kontekstu sytuacji, które mogą go później spotkać w bezpośredniej grze. Nie wiem, czy moja odpowiedź jest wystarczająca. Osobiście jednak jestem przekonany, że indywidualizacja to nie tylko wyodrębnione sesje z danym zawodnikiem, lecz też postrzeganie go jako człowieka, który ma swoje cechy szczególne, swoje problemy, a przede wszystkim ukształtowany charakter.

Niewątpliwie jednym z owoców portugalskiego szkolenia w ostatnich latach jest João Félix. Został on nawet przechrzczony przez media określeniem „nowy Ronaldo”. Mógłby Pan powiedzieć coś więcej na temat tego piłkarza?

João Félix jest porównywany do Cristiano ze względu na swój młody wiek i liczby, które wykręca w lidze portugalskiej. Przypomnijmy, że to jego pierwszy sezon w pierwszej drużynie, więc może to właśnie z tego powodu pojawia się takie porównanie. Natomiast jeśli chodzi o charakterystykę obu piłkarzy, są to dwie różne osobistości. Ronaldo z biegiem czasu stał się takim fałszywym skrzydłowym, coraz bardziej centralnym, grającym w polu karnym rywala, wykańczającym akcje – przybrał cechy, które w dużej mierze najczęściej opisują napastników. João Félix jest graczem, który gra bardziej za napastnikiem albo nawet razem z nim. Ronaldo operuje dużo na dryblingu, grze jeden na jednego, rozpędzeniu się, z kolei João opiera się bardziej na tej boiskowej inteligencji, dobrym podaniu, wejściu w wolną strefę itd

Reasumując, dwaj różni piłkarze. Myślę, że jeszcze trochę za wcześnie, by oceniać skalę talentu João Félixa. Powtarzam, Cristiano jest jednym z najlepszych na świecie, a João dopiero zaczyna. Fakt, że zaczyna naprawdę dobrze, ale pamiętajmy, że jest to bardzo młody chłopak. Poczekajmy, gdyż mieliśmy przykład jeszcze dwa lata temu Renato Sanchesa. Wraz z reprezentacją zdobył on tytuł mistrza Europy, bramka z Polską, transfer do Bayernu i jednak potem ta kariera zgasła. Tak więc w sprawie João Félixa bądźmy ostrożni, dajmy się mu rozwijać, pograć jakiś czas na wysokim poziomie, a potem zobaczymy, jak się dalej potoczy jego kariera.

Miał Pan okazję pracować w akademii warszawskiej Legii. Co było w niej takiego, co Pana zdziwiło, urzekło bądź zwyczajnie zmusiło do przemyśleń?

Przede wszystkim praca w akademii nie była zaplanowana. Miałem być w Polsce tylko przez pół roku, żeby popracować w skautingu, poznać waszą kulturę piłkarską. Natomiast będąc w stolicy, zgłosiłem się do akademii na zasadzie wolontariatu. Po prostu chciałem zobaczyć, jak pracuje się z piłką w waszym kraju. W końcu sprawy potoczyły się tak, że zostałem na stałe i pracowałem pełnoprawnie we wspomnianej akademii. Jedna umowa, druga umowa, trzecia i rzeczywiście spędziłem w niej kilka fajnych lat. Ten pierwszy rok skupiałem się na nauce języka, poznawaniu kultury itd. Nie ukrywam, że był to taki okres przejściowy między piłką polską a portugalską. Musiałem się dostosować do panujących tu reguł i zmienić swoje postrzeganie w kilku kwestiach.

Będąc w akademii, miałem okazję pracować z wieloma przyszłymi piłkarzami. Pracowałem choćby z obecnymi zawodnikami seniorskiej Legii. Sebastian Szymański, Mateusz Wieteska – nie będę teraz wymieniał wszystkich, bo zajęłoby to naprawdę sporą ilość czasu. Wówczas kierowałem się swoją obecnością w Warszawie i wiedzą, że Legia ma jedną z największych akademii w całej Polsce. To był kluczowy okres dla mnie. Pozwolił mi zrozumieć znaczenie piłki nożnej w Polsce.

Kończąc powoli temat szkolenia, czy według Pana rodzice młodego piłkarza często są problemem w tej kwestii?

Trudno mi odebrać rodzica, który chce wszystkiego, co najlepsze dla swojego dziecka, jako problem. Jestem świadomy, że rodzice mają wpływ na to szkolenie. Mogą wspierać swojego syna, nakładać presję bądź optymalnie ją ściągać – ma to ogromny wpływ na jego funkcjonowanie. Problemem bym tego nie nazwał. Rodzic zawsze chce jak najlepiej, niekiedy nawet aż za bardzo, przez co nie pomaga swojemu dziecku. Wydaje mi się, że jeśli mówimy o problemach polskiego szkolenia, to rodzice nie są w pierwszym rzędzie tego zestawienia. Nie nazwałbym problemem kogoś, kto chce wyedukować swojego potomka, nauczyć go pewnych zachowań czy podnieść poziom kultury. To jest zrozumiałe. Rodzica natomiast trzeba uświadomić, że ma wpływ na szkolenie i pozwolić mu obrać właściwą ścieżkę pomocy swojemu dziecku.

Skoro wspomnieliśmy już o Legii, chciałbym zapytać, czy według Pana zwolnienie Ricardo Sa Pinto przez włodarzy klubu z Warszawy było dobrą decyzją?

Nie mogę ocenić. Wiadomo, że jest to decyzja podjęta na bazie konkretnych argumentów. Osobiście ich nie znam. Nie rozmawiałem z panem Mioduskim ani z dyrektorem sportowym klubu, więc nie jestem w stanie o nich powiedzieć. Wiem, że w mediach są różne rzeczy, ale wewnętrznego stanu tej sytuacji tak naprawdę nie znamy. Aby móc kompleksowo ocenić zwolnienie Ricardo Sa Pinto, na pewno trzeba mieć więcej informacji, niż ja obecnie posiadam. Nie znam punktu widzenia tego szkoleniowca, bo osobiście nie mieliśmy okazji się poznać, także trudno przyjąć mi konkretne stanowisko.

Legia jest klubem, w którym byłem, i wiem, że każdy mecz trzeba w nim wygrać, a presja jest nieustannie obecna. To jest coś naturalnego, jeżeli weźmiemy pod uwagę pozycję „Wojskowych” na krajowym podwórku. Wymagania są z góry jasne. Ktoś podjął taką decyzję, oceniając pracę trenera. Oceniając pewnie nie tylko wydarzenia boiskowe, lecz zarządzanie szatnią, relacje z mediami itd. Nie jestem odpowiednim autorytetem, ale ja osobiście chciałbym, by wszyscy trenerzy w Polsce mogli prowadzić zespoły do końca swoich umów i dopiero wtedy przychodziłby czas na ocenę i decyzję. Wiemy, że tak to nie działa i jest to ogólnoeuropejski trend. Zdaję sobie sprawę również z położenia władz, że są sytuacje, których zwyczajnie nie mogą akceptować, bo przede wszystkim liczy się dla nich dobro klubu, którym zarządzają. Taki jest los i trzeba to zaakceptować.

Teraz zadam pytanie odnośnie do kapitału, który pozostawił po sobie w Legii trener Ricardo Sa Pinto. Miał on okazję przepracować z drużyną okres zimowy. W gruncie rzeczy transfery dokonane przez władze klubu również były ustawione pod jego pomysł na zespół. Do Legii w dużej mierze dołączyli rodacy ówczesnego szkoleniowca. Wydawać się może, że chciał on zbudować zespół w oparciu o portugalskich piłkarzy. Czy według Pana miało się to prawo udać i czy po jego odejściu jest szansa na kontynuację tego założenia przez następnych szkoleniowców?

Wydaje mi się, że Sa Pinto nie miał na celu utworzenia portugalskiej Legii. Jesteśmy w Polsce i uważam, że powinno się operować na Polakach. Obcokrajowiec, by dostać szansę gry na tutejszych boiskach, powinien być ciut lepszy od polskiego piłkarza. Jeśli tak nie jest, to lepiej dać szansę Polakowi, bo jesteśmy w Polsce. To normalne i ja jestem za tym. Trzeba budować projekty w oparciu o zawodników z tego kraju.

Rynek też ma swoje ograniczenia, swoje wymagania finansowe – to po pierwsze. Po drugie, jest to ogólnoświatowy trend. Popatrzmy tylko na kluby, które walczą o mistrzostwo w swoich ligach. Ile Manchester City ma w składzie Anglików, ile w Realu Madryt gra Hiszpanów? To nie jest fenomen tylko Legii, że pozyskują dużo obcokrajowców. W większości lig europejskich czołowe zespoły mają przeważnie duży zaciąg piłkarzy z zagranicy. Jeśli do Polski również będą trafiać dobrzy gracze z różnych krajów, to kultura i jakość piłkarska znacznie się podniosą.

Jeżeli chodzi już o Portugalczyków w Legii, to Iuri Medeiros jest piłkarzem, który może zrobić różnicę w ekstraklasie. Zdołał już udowodnić swoją wartość w lidze portugalskiej i to nie przypadek, że jego usługami zainteresowała się Genoa i ostatecznie go sprowadziła. Natomiast Luis Rocha w swoich dotychczasowych klubach zawsze realizował powierzone mu zadania defensywne bez zarzutów. Nie jest natomiast bocznym obrońcą, którego notorycznie oglądać możemy w akcjach ofensywnych zespołu.

Salvador Agra jest skrzydłowym. Bazuje w dużej mierze na swojej szybkości i sile fizycznej. Pozwoliło mu to pokazać się w bardzo młodym wieku. Miał już dobre momenty w swoich dotychczasowych klubach, więc nie jest to tak, że są to zawodnicy anonimowi. Wiadomo, reprezentantów Portugalii do Polski nie sprowadzamy. W końcu nie mamy takich możliwości. Czy wymienieni piłkarze będą dla Legii wartościowi? Myślę, że czas pokaże.

Być może będzie im potrzebny dłuższy okres adaptacji. Są różni zawodnicy. Jedni szybko aklimatyzują się w danej lidze, inni wolniej. Miałem już tutaj okazję pracować z kilkoma moimi rodakami i dostrzegam ich różnorodność. Podam przykład Ze Manuela, z którego się śmiano w Polsce. Wówczas Wisła wypożyczyła go z FC Porto, które zapłaciło za niego aż 3 miliony – to wcale nie są małe pieniądze. Mówiono wówczas, że gra słabo itd. Proszę teraz zobaczyć jego liczby w lidze portugalskiej. Zdołał już strzelić bramki Porto, Sportingowi, Bradze czy, o ile mnie pamięć nie myli, także Benfice. Nagle okazuje się, że jest bardzo wartościowym zawodnikiem i wygląda na to, że w Polsce nie zdążył się zaaklimatyzować.

Miał Pan okazję pełnić rolę asystenta Kiko Ramireza w krakowskiej Wiśle. Czy mógłby Pan powiedzieć coś więcej o pracy u boku tego szkoleniowca?

Kiko jest trenerem, który bardzo dobrze zarządza szatnią. Skupiał się na motywacji piłkarzy, wprowadzał do taktyki nowe elementy. Operował na grze w obronie, wprowadził w Wiśle krycie strefowe. Jest szkoleniowcem, który pracując w sztabie, wykazuje się naprawdę silną mentalnością. Bardzo dobrze wspominam czas spędzony w Krakowie. Nie tylko ze względu na Kiko, ale również Radka Sobolewskiego czy inne osoby ze sztabu, które bardzo cenię, jak chociażby Mariusz Kondak. Co do Kiko Ramireza potrafi zrozumieć piłkarzy, odczytać ich wewnętrzne potrzeby, wie, co im powiedzieć w kluczowych momentach. Sprawia, że jego gracze są szczęśliwi i pewni siebie, dzięki czemu mogą pokazać swój najlepszy futbol. Zaufanie, którym Kiko obdarza swoich zawodników, sprawia, że jest on przywódcą, który da się za nich pokroić.

Który piłkarz reprezentacji Polski robi na Panu największe wrażenie?

Wymienię jednego piłkarza z formacji ataku i jednego z obrony. Jeśli chodzi o ofensywę, to niewątpliwie stawiam na Roberta Lewandowskiego. Ogólnie jeśli chodzi o polskich zawodników, to Robert jest niekwestionowanym liderem. Zazdroszczę Wam go. Myślę, że jeżeli byłby Portugalczykiem, to mielibyśmy fantastyczny atak. Takiej „dziewiątki” na razie nie posiadamy, tak że piłkarza Bayernu muszę wymienić jako numer jeden.

Natomiast w defensywie uważam, że wciąż jej kluczowym elementem jest piłkarz, którego w AS Monaco prowadzi Leonardo Jardim, którego osobiście bardzo cenię. Mam na myśli Kamila Glika, który odznacza się swoją pracowitością, konsekwencją w grze obronnej czy chociażby wielkim poświęceniem dla zespołu. To jest właśnie według mnie numer dwa zaraz po Robercie Lewandowskim, jeśli chodzi o reprezentację Polski.

Wspomniał Pan, że reprezentacja Portugalii nie ma takiej „dziewiątki” jak Robert Lewandowski. Czy jednak Andre Silva ma szansę, by w przyszłości nią zostać? Jest to ciągle stosunkowo młody piłkarz, który miewał już swoje momenty w drużynie Sevilli na przestrzeni trwającego sezonu.

Andre jest bardzo wartościowym zawodnikiem. Przede wszystkim znacznie się zmienił. W Porto i Milanie był napastnikiem w dużej mierze pracującym bez piłki, trochę schodzącym na bok, bardzo mobilnym. Ponadprzeciętnie pracował dla zespołu w innych sektorach, przez co później tracił świeżość i nie mógł robić sporej różnicy w ataku. Potwierdzeniem transformacji, którą ten piłkarz przeszedł, są liczby. Obecnie wyglądają one znacznie lepiej, niż to było w Milanie czy Porto.

23-latek stał się napastnikiem, który lepiej pokazuje się w polu karnym, lepiej wychodzi do piłek prostopadłych, skupia się bardziej na obszarze w świetle bramki. Co prawda, jest trochę mniej mobilny dla zespołu, natomiast bardziej skupia się na wykończeniu i obecności w polu karnym rywala. Oczywiście, że Andre jest dobrym napastnikiem, a z jego umiejętności będziemy czerpać przez następne kilka lat. Jestem przekonany, że skończy z bardzo dobrym dorobkiem bramkowym dla reprezentacji. Jest on jednak całkiem innym napastnikiem niż Robert Lewandowski czy Krzysztof Piątek. Charakterystyka tych piłkarzy znacznie się różni.

I na koniec. Miał Pan okazję w ostatnim czasie gościć w roli eksperta podczas studia Ligi Mistrzów w Polsacie. Czy było to dla Pana trudne wyzwanie i czy jest to bardziej stresujące od pracy w klubie?

Mój zawód to przede wszystkim bycie trenerem. Na tym skupiam szczególną uwagę i w tym kierunku chcę dalej pójść. Dostałem spore wyróżnienie, z którego się bardzo cieszyłem. Dla mnie jest to niesamowite doświadczenie. Poznanie czegoś, z czym wcześniej zbyt dużej styczności nie miałem. Są tam prawdziwi profesjonaliści, przygotowani do swojej pracy dziennikarze. To naprawdę spora wartość. Będąc tam, mój pogląd na piłkę się nie zmienia – jest taki sam jak podczas pracy trenerskiej. Staram się zawsze operować na merytoryce, czytaniu gry, czytaniu taktyki, więc sposób, w jaki analizuję grę, jest bardzo podobny.

Czy się stresowałem? Ogólnie jestem osobą, która dużo pracuje w życiu. Jako trener zostałem doceniony czy to w Legii, czy Wiśle Kraków – trafiłem do ekstraklasy. Teraz dostałem wyróżnienie, że często mam okazję wykładać na konferencjach dla trenerów, w telewizji jestem obecny jako ekspert. Wydaje mi się, że po to człowiek pracuje, by potem z tego korzystać i czerpać jakiś rodzaj frajdy. Nie jestem osobą, która odczuwa presję bądź stresuje się w jakichś sytuacjach. Czerpię z tego wszystkiego radość i traktuję to jako wyróżnienie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze