Na zakończenie sobotnich zmagań w Hiszpanii doszło do starcia na Estadio de la Ceramica (dawniej El Madrigal). Villarreal podejmował Valencię i to spotkanie miało być drugim najciekawszym tego weekendu. Dla gości straciło ono jednak na wartości, bo Betis przegrał z Athletikiem Bilbao i przestał zagrażać ekipie Marcelino w walce o Ligę Mistrzów. Być może dlatego z boiska wiało nudą, a to, że kibice zobaczyli gola, można uznać za spory sukces.
Villarreal w poprzednim bezpośrednim meczu wygrał na Vicente Mestalla 1:0 po golu Carlosa Bacci. W sobotę kolumbijski snajper nie miał tyle szczęścia, ale rywalizacja z Valencią zakończyła się takim samym rezultatem i znów na korzyść „Żółtej Łodzi Podwodnej”.
Toporny początek
Od początku meczu można było zaobserwować dużo siłowej gry. Skutkowało to wieloma agresywnymi wejściami, a co za tym idzie – dużą liczbą fauli. Gdyby usunąć pasek wyniku i puścić ten mecz w czarno-białym telewizorze, można by odnieść wrażenie, że ogląda się ligę szkocką, a nie hiszpańską.
Kiedy zapowiadało się na ciekawą akcję po kilku dobrych podaniach i udanym dryblingu, przytrafiał się kiks, który niweczył cały wysiłek i bramkarze pozostawali bezrobotni. Wyjątkiem od tej reguły była sytuacja z 25. minuty, kiedy Rodrigo otrzymał dośrodkowanie z prawej strony. Napastnik „Nietoperzy” wolejem próbował pokonać Asenjo, ale przytomnie interweniował golkiper gospodarzy.
Chwilę później po doskonałym długim podaniu z własnej połowy oko w oko z bramkarzem stanął drugi z napastników Valencii – Santi Mina. Był jednak ścigany przez dwójkę stoperów, więc nie miał zbyt wiele komfortu i po jego strzale znów górą był Asenjo.
W końcówce pierwszej połowy dwie dobre okazje miał wcześniej wspomniany Bacca, ale mimo to wynik do przerwy się nie zmienił. Raz piłka poszybowała wysoko ponad poprzeczką, a za drugim razem interweniujący Neto przerzucił ją nad bramką.
Nowy lek na bezsenność
Jeśli ktoś ośmielił się narzekać na poziom meczu w pierwszej części gry, to w drugiej odsłonie prawdopodobnie przeklinał samego siebie, że zdecydował się go oglądać. Ewentualnie przełączył na coś ciekawszego, np. Juventus z Bologną, „Epokę lodowcową” albo cokolwiek innego.
Jedyna okazja, którą warto wspomnieć, to ta Samuela Castillejo, kiedy z dwunastego metra nieatakowany miał szansę na swobodny strzał. Został on jednak obroniony przez Neto, mimo że po drodze odbił się jeszcze od jednego z obrońców. Chyba tylko bramkarz gości zasłużył na pochwałę w drugiej połowie, bo jego koledzy nie stanowili dla Villarrealu żadnego zagrożenia.
W ekipie miejscowych na wyróżnienie zasłużył Rodri, którego celność podań wyniosła aż 95%, co zresztą jest jego najlepszym wynikiem w starciach z czołową czwórką:
6 – Rodri Hernández’s passes against the current top four in La Liga this season:
56/62 vs Atlético
51/56 vs Barcelona
69/74 vs Valencia
61/66 vs Real Madrid
91/101 vs Atlético
81/85 vs VALENCIADegree. pic.twitter.com/V9YUMcFVbr
— OptaJose (@OptaJose) May 5, 2018
Młody pomocnik po raz kolejny pokazał, że potrafi rozgrywać. Warto mieć oko na tego gracza, bo kto wie, może niedługo będzie dyrygował grą na wyższym poziomie.
Nagroda za wytrwałość
Gospodarze z kolei przynajmniej próbowali zawiązać jakąś akcję, ale z gry marnie im to wychodziło. Na szczęście ktoś mądry wymyślił coś takiego jak stały fragment gry (bez tego z pewnością skończyłoby się na nudnym, bezbramkowym remisie). Dwóch zawodników mocno związanych z klubem przesądziło o losie tego meczu. Z rzutu wolnego dośrodkował Manu Trigueros, a wrzutkę przedłużył głową Mario Gaspar. Piłka po koźle znalazła się poza zasięgiem brazylijskiego bramkarza i zatrzepotała w siatce.
Trzeci raz w historii Villarreal ograł Valencię w obydwu ligowych meczach sezonu:
3 – Villarreal have won their two games against Valencia in the same La Liga season for the third time ever (2015/16 & 2007/08). Europe. pic.twitter.com/EJIw7Qwal2
— OptaJose (@OptaJose) May 5, 2018
Gol w 87. minucie dał zwycięstwo i trzy punkty Villarrealowi. Dzięki temu przewaga nad siódmą w tabeli Sevillą urosła do sześciu oczek. Piłkarze Javiera Callei mogą być już niemal pewni gry w fazie grupowej Ligi Europy, a zawodnicy Valencii zamiast rozpaczać nad porażką w końcówce meczu, będą teraz rozmyślać nad przygodą w kolejnej edycji Ligi Mistrzów.