GKS Bełchatów nigdy nie zginie. Szczególnie od strony sportowej


Mimo przeciwności losu, mimo trudnej sytuacji GKS Bełchatów wciąż walczy o pozostanie na zapleczu ekstraklasy

15 czerwca 2020 GKS Bełchatów nigdy nie zginie. Szczególnie od strony sportowej
Piotr Tokarczyk

Można pisać o trudnej sytuacji finansowej. Można pisać o trudnej sytuacji w tabeli. Po porażkach z Sandecją oraz Chrobrym mało kto dawał szansę bełchatowianom na szybkie przełamanie się. Jednak „Brunatni” ku uciesze swoich fanów wreszcie zrobili to, co do nich należało. Mimo że cały czas grają za darmo. Udowodnili tym samym, że są związani z obecnym klubem na dobre i na złe. Teraz czekają ich dwa starcia na swoim stadionie. Najpierw z sąsiadem z ligowej tabeli, a potem z pretendentem do awansu.


Udostępnij na Udostępnij na

Mieliśmy „Sunderland aż po grób” (serial dokumentalny wyprodukowany przez Netflixa), a obecnie w Polsce w podobnym kontekście można pisać o klubie z Bełchatowa. Kibice już od dłuższego czasu propagują akcję, z której jednoznacznie wynika, że „GKS nigdy nie zginie”. I mimo trudnej sytuacji finansowej klub ze sportowego punktu widzenia zginąć nie może. Po porażce Warty Poznań z Odrą Opole bełchatowianie przez mniej więcej dwie godziny pozostawali w strefie spadkowej. I choć wielu sympatykom wydawało się, że jednak w niej pozostaną, podopieczni Marcina Węglewskiego sprawili niemałą niespodziankę, triumfując nad Zagłębiem Sosnowiec. 

Co równie ciekawe, „Biało-zielono-czarnym” z pewnością pomogli w sobotnim triumfie kibice, którzy przez kilkanaście minut zgromadzili się pod stadionem, by dopingować swoich ulubieńców. Jeśli ktoś uważał, że GKS nie ma kibiców, to owa teoria może iść do kosza. Zresztą doskonale zdają sobie z tego sprawę ludzie choć raz będący na meczu w Bełchatowie. To tak a propos komentarzy typu „w Bełchatowie to tylko siatkówka i miejscowa Skra”…

Poszkodowani dosłownie i w przenośni

Sygnały, że GKS sportowo nie ma się czego wstydzić, dochodziły już od dłuższego czasu. Nawet we wspomnianym przegranym meczu z Sandecją inaugurującym restart rozgrywek bełchatowianie mieli swoje momenty, o których zresztą już pisaliśmy. Podobnie sytuacja wyglądała w Głogowie. Tam „Brunatni” ulegli Chrobremu 0:1, choć mieli kilka dobrych sytuacji. Nie dało się ukryć, że nieskuteczność Górniczego Klubu Sportowego mogła wynikać z trudnej sytuacji. Wiadomo, że pod presją gra się zdecydowanie trudniej. Piłkarze liczyli na przełamanie, ale do sieci nic nie wpadało. 

Jakby tego było mało, w trzecim spotkaniu po restarcie rozgrywek ustanowili nowy, niezbyt sympatyczny rekord. Bełchatowianie gola z Zagłębiem Sosnowiec zdobyli bowiem dopiero po 532 minutach. Wcześniej ta niechlubna passa najdłużej trwała 466 minut. Miało to miejsce na najwyższym poziomie rozgrywkowym w sezonie 2012/2013, kiedy to GKS nie potrafił zdobyć gola między 15. a 20. serią gier. 

Dodatkowo warto wspomnieć, że nie ustanowiliby nowego rekordu, gdyby nie błąd sędziego liniowego, który nie dostrzegł piłki w bramce, która po strzale Piotra Czajkowskiego znalazła się co najmniej metr za linią. Wielu kibiców w tym czasie na Twitterze wylewało swoje niezadowolenie. Można też było odnieść wrażenie, że nad bełchatowianami ciąży jakieś fatum. A to dlatego, że przed zdobyciem bramki podopieczni Marcina Węglewskiego zdążyli obić słupek i poprzeczkę. Jakby tego było mało, dokonał tego Marcin Grolik, dla którego ów mecz był szczególny, bo setny w barwach GKS-u. Niestety kapitan „Brunatnych” nie uczcił jubileuszu golem. – Szkoda, że jedna lub druga sytuacja nie wpadła – mówił Grolik po meczu. – Chwała nam za to, że mimo takiego trudnego momentu, w którym się znajdujemy, wygrywamy tak ważny mecz – przekonywał.

GKS nigdy nie zginie

Pisaliśmy po porażce z Sandecją, że wśród sympatyków GKS-u zapanował istny defetyzm. Mało kto już wierzył w to, że podopieczni Marcina Węglewskiego są w stanie ostro rywalizować o pozostanie na zapleczu ekstraklasy. Nawet mimo tego, że gra bełchatowian naprawdę nie była najgorsza. Po prostu „Brunatni” niesamowicie razili nieskutecznością.

Sam Marcin Węglewski nie ukrywa, że mimo bardzo trudnej sytuacji w szatni panuje świetna atmosfera. Można w ciemno założyć, że każdy za każdego wskoczyłby w ogień.

Jestem w klubie od 2017 roku i być częścią tak wspaniałej szatni, takiej drużyny, która gra do końca, która mimo przeciwności losu stara się wyjść zawsze z opresji, jest to coś wspaniałego – mówił z dumą szkoleniowec GKS-u po ostatnim zwycięstwie. – Jestem drużynie wdzięczny za to, co zrobiła na boisku. Jestem wdzięczny również za poprzednie mecze z Sandecją i Chrobrym, bo naprawdę dużo robią dla tego klubu. Jeszcze raz wielki szacunek dla zespołu! – dodał. 

GKS meczem z Zagłębiem rozpoczął maraton trzech spotkań na swoim stadionie. Już w środę do Bełchatowa przyjedzie Chojniczanka, która tak samo jak bełchatowianie musi bić się o utrzymanie. W niedzielę natomiast „Biało-zielono-czarni” podejmą u siebie Stal Mielec. W tym ostatnim meczu – wbrew pozorom – może być ciut łatwiej, gdyż na stadion będą mogli wreszcie wejść sympatycy. Co prawda w ograniczonej liczbie, ale komfort grania u siebie z kibicami zawsze pomaga gospodarzom.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze