„Squadre da incubo” to program telewizyjny we Włoszech, który w sierpniu startuje z drugim sezonem i aspiruje do stania się prawdziwym hitem. Formuła tego show polega na ratowaniu amatorskich klubów piłkarskich we Włoszech, zaś w roli ratowników – Gianluca Vialli oraz Lorenzo Amoruso. Trochę takie „Kuchenne rewolucje”, tylko że nie w restauracji, ale w klubie piłkarskim. Pomysł wydaje się przedni, ale czy ma szansę osiągnąć spektakularny sukces?
Gianluca Vialli. Swego czasu świetny napastnik, wielokrotny reprezentant swojego kraju, dobrze zapowiadający się trener. Kiedy będąc u schyłku swojej piłkarskiej kariery, został grającym menedżerem Chelsea, wróżono mu świetlaną przyszłość na trenerskiej ławce. Jednak przygoda Vialliego z trenerką nie trwała długo. Po rozstaniu z londyńskim klubem był jeszcze krótko szkoleniowcem Watfordu, po czym całkowicie rozstał się z trenerską ławką.
Teraz wraca jako coach. Co prawda nie ten piłkarski, ale mentalny. Między innymi taką rolę ma pełnić Vialli w telewizyjnym show „Squadre da incubo”. Zaś jego prawą ręką będzie znany z gry w Glasgow Rangers, Lorenzo Amoruso.
O co chodzi?
Zanim zaczniemy wyciągać jakiekolwiek wnioski, warto przyjrzeć się z bliska temu telewizyjnemu formatowi ze słynnym Włochem w roli głównej. Jeżeli ktokolwiek oglądał choć przez chwilę „Kuchenne rewolucje”(akurat wszedł do pokoju, gdy oglądała to „druga połówka”, czy po prostu lubi panią Magdę Gessler), świetnie zrozumie formułę tego show. Tak jak w Polsce pewna pani z głośnym nazwiskiem wchodzi do wybranej przez siebie restauracji, której nie wiedzie się dobrze, opieprza wszystkich wokół, zaprowadza porządek i chełpi się swoją doskonałością, tak Gianluca Vialli ma wchodzić do piłkarskich klubów na skraju przepaści.
Grają za darmo, dla radości z gry, z pasji (…) nie są profesjonalnymi piłkarzami, ale przypominają, że gdziekolwiek jest współzawodnictwo, należy traktować je poważnie, z godnością. Gianluca Vialli
Zaznaczmy od razu, że co do tego opieprzania, to niekoniecznie musi się ono pojawić we włoskim programie, nie przesadzajmy. No i były gracz Chelsea nie będzie działał w pojedynkę, bowiem jego prawą ręką będzie wspomniany już Amoruso. Ten oto duet będzie miał za zadanie w przeciągu tygodnia zmienić oblicze klubu, któremu, mówiąc delikatnie, nie wiedzie się najlepiej. Warto zaznaczyć, że będą to kluby amatorskie. Dlaczego? Ponieważ zespoły, które niewiele mają wspólnego z profesjonalizmem, są niejako kwintesencją sportowej rywalizacji w świecie, gdzie futbol to ogromny biznes, a za piłkarzy płaci się fortuny. Bez wypłat, bez wygórowanych celów – po prostu gra w piłkę.
Jednak każda drużyna, bez względu na wielkość miasta, z którego pochodzi, czy budżet, zapada czasem na chorobę. W programie „Squadre da incubo” tymi chorobami są pasma porażek czy problemy organizacyjne. Nasz włoski duet w każdym odcinku ma tydzień na „terapię”.
Lorenzo Amoruso w programie odpowiada za ogólnie rozumiany trening zespołu. Zadaniem wychowanka Bari będzie zmuszenie zawodników do wysiłku na boisku oraz obudzenie w nich determinacji do starań o jak najlepszy wynik. Natomiast jego bardziej znany partner zajmuje się wdrażaniem rozwiązań na polu zarządzania klubem oraz opracowuje ogólną strategię interwencyjną. Gianluca Vialli nie byłby sobą, gdyby nie pomagał swoim podopiecznym pod względem mentalnym. Poza poprawą zarządzania klubem włoski gwiazdor stara się cementować zespół i koordynuje całą „metamorfozę”.
Na koniec, podobnie jak w kuchennym show, mamy finał, czyli krótką weryfikację wprowadzonych zmian i tego, czy przyniosły one zamierzone efekty. Naprawdę wygląda to bardzo ciekawie.
A gdyby tak…
… spróbować tego samego w Polsce? Brzmi dosyć absurdalnie, ale naszym zdaniem taki format zyskałby w kraju całą masę sympatyków. Pomijając nawet głosy złośliwych, że w naszych ligach bardzo trudno sklasyfikować, czy nawet w niektórych przypadkach dostrzec profesjonalizm drużyn. Zresztą puśćmy wodze fantazji…
Kto miałby poprowadzić polską wersję włoskiego hitu? Hmm, może Radosław Majdan wespół z Piotrem Świerczewskim? Oczywiście kandydatur jest multum, w końcu w kraju nie brakuje „specjalistów”, jak chociażby Tomasz Hajto – prawdziwy człowiek renesansu piłki nożnej (analityk, statystyk, fizjoterapeuta potrafiący po kilku sekundach od faulu stwierdzić, jakiej kontuzji nabawił się dany gracz, no i rzecz jasna chodzący komputer znający na pamięć nawet skład takiego Kaiserslautern sprzed kilkunastu lat).
Postawmy jednak na byłego bramkarza reprezentacji Polski i jej kapitana. Majdan, wiadomo, trudno znaleźć bardziej „medialnego” piłkarza w kraju, poza tym bliskie kontakty z „Perfekcyjną Panią Domu” z powodzeniem przybliżyłyby mu realia telewizyjnych show. No a Świerczewski świetnie sprawdziłby się w roli Amoruso. Co prawda byłby o wiele bardziej znany od swojego włoskiego odpowiednika, ale nie raz udowodnił, że potrafi „mocno potrenować”. Tak więc gwiazdy naszego programu już mamy.
Ciekawy byłby klucz wyboru drużyn do programu. Wszak w wielu pomiędzy IV ligą a kopaniem piłki na podwórku pod blokiem różnicy ogromnej nie ma.
O ile nazwa formatu nie jest tak istotna, o tyle ciekawy byłby klucz wyboru drużyn do programu. Wszak w wielu pomiędzy IV ligą a kopaniem piłki na podwórku pod blokiem różnicy ogromnej nie ma. Ba, nawet w ekstraklasie mamy zespoły, które na taką „terapię” z powodzeniem się nadają. Ale abstrahując od tego wszystkiego, materiału na poszczególne odcinki z pewnością by nie zabrakło.
Będzie hit?
Co prawda pierwszy sezon tego programu nie przyniósł rewelacyjnych wyników oglądalności (średnio odcinek gromadził przed telewizorami około 340000 widzów), jednak kontynuacja tego projektu pozwala na poprawę elementów programu, które tej poprawy wymagały. Nowa seria wystartowała z początkiem sierpnia i wydaje się, że w końcu seria ta ma szansę odnieść spektakularny sukces. Świadczyć o tym może wzrost popularności na serwisach społecznościowych. Na Facebooku strona „Squadre da incubo” wraz ze startem nowego sezonu odnotowała znaczny skok liczby fanów, ma ich teraz przeszło 55 tysięcy. Zaznaczmy, że grono sympatyków włoskiego show sukcesywnie rośnie. Podobnie sprawa ma się na Twitterze, gdzie serię śledzi prawie 4,5 tysiąca użytkowników.
Przemierzamy Włochy wzdłuż i wszerz. Różne miejsca, ludzie, akcenty. Odkrywamy piękno kraju. Gianluca Vialli
Zanim ocenimy włoski pomysł, warto oddać cesarzowi co cesarskie. „Squadre da incubo” to projekt niezwykle intrygujący. Pasjonująca jest nie tylko pomoc praktycznie nieznanym klubom, ale także (a może przede wszystkim) ich promocja. I to nie tylko samych drużyn, ale też regionów, miasteczek. Uwagę na to zwrócił sam Vialli, który wyraził radość i ekscytację z możliwości poznania nowych miejsc, a także odkrycia na nowo swojej ojczyzny. Podobne korzyści może nieść także ewentualna polska wersja tego programu.
Reasumując, „Squadre da incubo” posiada wszystkie znamiona telewizyjnego hitu. Już nawet nie rozkładając tego programu na części składowe, ale oceniając całość, nie da się przejść obok niego beznamiętnie. Połączenie swego rodzaju reality show z piłką nożną to strzał w dziesiątkę. Z pewnością jest to pomysł niecodzienny, ale milion razy lepszy niż kolejny paradokument, których mnóstwo w dzisiejszej telewizji. Brawo Włosi!
W tekście wykorzystano fragmenty wywiadu Grahama Huntera z Gianlucą Viallim, które można przesłuchać tutaj.