Gerard Oliva w sierpniu zeszłego roku zerwał więzadła w kolanie. Po kilku perturbacjach związanych z leczeniem i rehabilitacją, zawodnik wrócił do zdrowia z początkiem kwietnia.
W międzyczasie Michał Probierz poinformował opinię publiczną o tym, że dni Hiszpana w Cracovii są policzone w związku z zatajeniem informacji o dodatkowej operacji. Drzwi do pierwszego składu „Pasów” zostały zamknięte nieodwracalnie, jednak mało kto spodziewał się, że do klubowego budynku, a zarazem reszty drużyny, również.
Dobre złego początki
Krzysztof Piątek odchodząc latem ubiegłego roku do włoskiej Genoi, sprawił włodarzom Cracovii nie lada problem: w godny sposób zastąpić strzelca 20. bramek na boiskach ekstraklasy. Wybór padł – wzorem trendów wyznaczanych przez inny krakowski klub, Wisłę – na zawodnika rodem z Hiszpanii. 25 lipca oficjalnie zaprezentowano Gerarda Olivę.
Olivę, którego najprościej można scharakteryzować jako piłkarskiego turystę. Dość powiedzieć, że w przeciągu dziesięciu lat zwiedził aż tuzin różnych drużyn. Cracovia jest jego 13. przystankiem w karierze. Zgodnie z teorię o nieszczęściu, jakie niesie ze sobą nadmieniona liczba – przystankiem wyjątkowo pechowym.
A przecież z początku nic na to nie wskazywało. W konfrontacji ze Śląskiem Wrocław wpisał się na listę strzelców, zdobywając nieprzeciętnej urody bramkę. I choć podopieczni Michała Probierza wspomniane spotkanie przegrali, Oliva zrobił nad wyraz dobre pierwsze wrażenie w kontekście przyszłych meczów.
W ramach trzeciej kolejki ekstraklasy Cracovia podejmowała na własnym stadionie Arkę Gdynia. Mecz z gatunku nudnych, bez historii i do zapomnienia – bezbramkowy remis w, delikatnie mówiąc, nie najlepszym stylu. Mimo to, dla drużyny „Pasów” spotkanie z Arkowcami miało (i wciąż ma) nieoczywiste znaczenie.
Gorsze – Gerard Oliva zerwał więzadło krzyżowe kolana; lepsze – w związku z kontuzją hiszpańskiego napastnika pod Wawelem zawitał jego rodak, Airam Cabrera, który z biegiem czasu stał się liderem z prawdziwego zdarzenia, będąc jednym z najskuteczniejszych zawodników całej ligi.
Boiskowy ostracyzm
Poważną kontuzję Oliva zdecydował się leczyć w Hiszpanii. W barcelońskiej klinice pod okiem wybitnego chirurga – Ramona Cugata, przeszedł zabieg mający na celu poskładanie kolana w jedną całość. Niemniej jednak, aby wrócić do pełni sprawności, 29-latek musiał poddać się kolejnej operacji. Sęk w tym, że o nieprzewidzianym leczeniu nie poinformował klubu. „Tym zamknął sobie drogę do gry. Będzie gotowy dopiero za dwa miesiące i w Cracovii już go nie zobaczymy” – zadeklarował końcem stycznia Michał Probierz.
Istotnie – Oliva wraz z pierwszymi dniami kwietnia, mówiąc kolokwialnie, ozdrowiał. Gniew szkoleniowca „Pasów” jest jak najbardziej zrozumiały, lecz decyzję o całkowitym odsunięciu od gry z trudem można zrozumieć. Zważywszy na to, sytuacją co najmniej absurdalną jest, że piłkarz z obowiązującym jeszcze przez ponad rok kontraktem, w trakcie rekonwalescencji trenował indywidualnie na własny koszt pod okiem prywatnego trenera personalnego na boisku, którego właścicielem jest klub z krakowskiej A klasy (Zwierzyniecki KS)!
Według informacji iGola, Gerard Oliva przed trzema tygodniami zakończył proces rehabilitacyjny. Jest gotowy do gry i treningu na pełnym obciążeniu. Mimo to, klub bez wyraźnego powodu nie pozwala mu na uczestnictwo w zajęciach z resztą drużyny, zsyłając zawodnika do zespołu młodzieżowego. Co więcej, i stamtąd „Pasy” chętnie by się go pozbyły. Gdzie? Ano nigdzie. Niech trenuje sam.
Zamiast rozwiązać kontrakt z niechcianym piłkarzem – a co za tym idzie – przelewać na konto Olivy miesięczne wynagrodzenie do końca trwania umowy, Cracovia skrzętnie marginalizuje swojego pracownika, tym samym wyciszając niezbyt wygodny temat. W czerwcu Oliva zostanie wytransferowany z klubu i o jeden problem z głowy mniej. Postępowanie przebiegłe, lecz zarazem chytre i poniżej poziomu przyzwoitości. (Ekstra)Klasa w wykonaniu „Pasów” póki co tylko na boisku i w internecie.