Geniusz Messiego nie wystarczył na USA


28 marca 2011 Geniusz Messiego nie wystarczył na USA

Porywająca gra, gol rewelacyjnego nastolatka i geniusz Messiego – oto, co zaserwowały kibicom w sobotni wieczór na wypełnionym niemal po brzegi New Meadowlands Stadium narodowe reprezentacje USA i Argentyny. Po 90 minutach, obfitujących w piękne akcje, spotkanie skończyło się remisem, chociaż na zwycięstwo bardziej zasłużyli goście. Jankesów uratował najmłodszy w ekipie i zarazem zabójczo skuteczny rezerwowy – Juan Agudelo.


Udostępnij na Udostępnij na

Messi dwoił się i troił, ale Argentyna nie pokonała USA.
Messi dwoił się i troił, ale Argentyna nie pokonała USA. (fot. Danny Blanik, iGol.pl)

Korespondencja własna z New Jersey

  Drugie w tym roku towarzyskie spotkanie reprezentacji USA rozpoczęło się dla niej obiecująco. Już w 4. minucie niedokładne podanie Gabriela Milito do Nicolasa Burdisso przeciął, rozgrywający 69. mecz w reprezentacji, Clint Dempsey. Zawodnik londyńskiego Fulham przebiegł dynamicznie z piłką ok. 30 metrów, ściął do środka i oddał strzał, ale zbyt lekki, aby zagrozić bramce strzeżonej przez Mariano Andujara. Potem już na boisku panowała niepodzielnie jedna ekipa. W 7. minucie ładnie lewą stroną przedarł się Angel Di Maria. 23-letni skrzydłowy jednym zwodem wymanewrował obrońców i silnie strzelił po ziemi, ale Tim Howard nie dał się zaskoczyć. Najbardziej oczekiwana gwiazda wieczoru, czyli Lionel Messi w 12. minucie posłał świetną prostopadłą piłkę na prawą stronę, gdzie frunął już Di Maria. Zawodnik madryckiego Realu natychmiast ostro zacentrował, ale w polu karnym jankesów nie było nikogo, kto mógłby wykończyć tę akcję.

Nowe stroje ekipy USA prezentowały się świetnie. Drużyna nie wyglądała już tak dobrze, ale szczęśliwie zremisowała.
Nowe stroje ekipy USA prezentowały się świetnie. Drużyna nie wyglądała już tak dobrze, ale szczęśliwie zremisowała. (fot. Danny Blanik, iGol.pl)

W 18. minucie prawą stroną przedarł się Ezequel Lavezzi i po ładnej szarży wywalczył pierwszy rzut rożny dla Argentyny. Wykonawcą był nie kto inny jak Messi. Wkrótce było jasne, że to człowiek do wszystkiego w ekipie „Albiceleste”. To jemu trener, Sergio Batista, bezgranicznie ufa i daje mnóstwo swobody, i to na nim – w obliczu nieobecności Teveza i Sergio Aguero – opiera się gra. I ten odpłacił się trenerowi, pokazując rekordowo licznej publiczności całą gamę swoich możliwości. Ten futbolowy magik poruszał się po boisku z niesamowitą lekkością, a każde jego dojście do piłki wzbudzało zachwyt i niesamowite emocje. Kiedy w 24. minucie padł na boisko po ostrym starciu w walce o górną piłkę z Oguchi Onyewu, stadion zamarł. Na szczęście jednak bożyszcze fanów futbolu na całym świecie po chwili wrócił na boisko przy akompaniamencie tłumu, skandującego jego nazwisko.

Albicelestes podczas hymnu narodowego.
Albicelestes podczas hymnu narodowego. (fot. Danny Blanik, iGol.pl)

Pod batutą grającego w czarnych rękawiczkach, białym golfie i pomarańczowych butach Messiego Argentyna przeprowadzała atak za atakiem. Gracze w niebiesko-białych trykotach wymieniali mnóstwo krótkich podań, z których większość przechodziła przez dwukrotnego zdobywcę Złotej Piłki. W środku pola rządził i dzielił Esteban Cambiasso, który świetnie grał w destrukcji i często angażował się w akcje ofensywne. Bardzo aktywni w tym okresie byli również Lavezzi, Di Maria i 23-letni gracz Valencii, Evan Banega.

Messi startuje do piłki, przygląda się Onyewu.
Messi startuje do piłki, przygląda się Onyewu. (fot. Danny Blanik, iGol.pl)

Amerykanie ograniczali się do roli biernych statystów. Ich wyjścia poza połowę należały do rzadkości, a kiedy mieli piłkę w posiadaniu, nie potrafili wymienić kilku podań. Preferowana przez Boba Bradleya formacja 4-2-3-1 nie zdawała egzaminu, bo osamotniony z przodu Jozy Altidore był odcinany od podań przez uważnie grającego Javiera Mascherano. Atak jankesom nie wychodził, ale ich skomasowaną obronę ciężko było sforsować. Co prawda, Carlos Bocanegra i Jonathan Spector mieli mnóstwo problemu z ruchliwymi jak żywe srebro graczami z Argentyny, ale bardzo ofiarnie i skutecznie grali Jay DeMerit i Onyewu.

Javier Zanetti i spółka niesamowicie ogrywali Bocanegrę.
Javier Zanetti i spółka niesamowicie ogrywali Bocanegrę. (fot. Danny Blanik, iGol.pl)

Mimo niepowodzeń Argentyńczycy nie rezygnowali z ataków. W 27. minucie po fenomenalnej wymianie podań na małej przestrzeni z Lavezzim, w dogodnej sytuacji znalazł się Messi, ale jego strzał minął prawy słupek bramki Howarda. Pięć minut później ładnym podaniem w uliczkę do wszędobylskiego Di Marii popisał się Cambiasso, ale ta akcja też nie zakończyła się celnym uderzeniem na bramkę. W 34. minucie znowu świetnie na szybkości w pole karne wszedł Di Maria, który tym razem trafił w światło bramki, ale znowu na posterunku był, występujący po raz 58. w kadrze USA, 32-letni Howard.

Takie obrazki nie należały do rzadkości - Leo otoczony tłumem Jankesów.
Takie obrazki nie należały do rzadkości – Leo otoczony tłumem Jankesów. (fot. Danny Blanik, iGol.pl)

W 37. minucie w końcu składniejszą akcję przeprowadzili gospodarze. Lewą stroną popędził Landon Donovan, ściągnął obrońców do środka i wystawił piłkę Dempseyowi, który jednak nie zdecydował się na strzał z pierwszej piłki i akcja spaliła na panewce. Obrońcy zdążyli wrócić i zablokować pierwsze uderzenie 28-latka, a poprawkę bez trudu wyłapał kolega klubowy Błażeja Augustyna z włoskiej Catanii. To było wszystko, na co było stać gospodarzy w pierwszej części gry.

Tym razem szybszy od kapitana USA był Lavezzi.
Tym razem szybszy od kapitana USA był Lavezzi. (fot. Danny Blanik, iGol.pl)

Tymczasem dwukrotni mistrzowie świata nie zwalniali tempa. W 39. minucie stadion znowu piał z zachwytu nad kolejnym rajdem Messiego, który przebiegł z piłką kilkadziesiąt metrów i nikt z jankesów nawet nie próbował go zatrzymać. Jego zwrotność i zmiana tempa biegu są tak enigmatyczne i spektakularne, że nie sposób się temu się nie dziwić. Na szczęście dla miejscowych, Howard postanowił w pojedynkę stawić czoło piłkarzom z Ameryki Południowej i po raz kolejny zapobiegł niebezpieczeństwu brawurowym wyjściem na przedpole.

Howard bronił dobrze i szczęśliwie.
Howard bronił dobrze i szczęśliwie. (fot. Danny Blanik, iGol.pl)

Ale nawet jego heroiczne wyczyny musiały mieć swój kres. W 42. minucie fenomenalną wymianą podań popisali się Lavezzi i Messi, w wyniku której ten drugi ładnie zgasił piłkę piersią, z dziecinną łatwością założył siatkę kapitanowi USA, Bocanegrze, i znalazł się sam na wprost Howarda. Wszyscy spodziewali się strzału, ale Leo zewnętrzną częścią stopy podał do stojącego trzy metry od bramki Di Marii. Strzał Angela jakimś cudem Howard zdołał odbić przed siebie, ale dobitka Cambiasso była nie do obrony. Strzał pod poprzeczkę 31-letniego gracza Interu omal nie rozerwał siatki.

Występ Michaela Bradleya rozczarował. Syn trenera był bladym tłem dla Argentyńczyków.
Występ Michaela Bradleya rozczarował. Syn trenera był bladym tłem dla Argentyńczyków. (fot. Danny Blanik, iGol.pl)

Początek drugiej części to kontynuacja wydarzeń z pierwszych 45 minut. Amerykanie byli tłem dla ekipy Sergio Batisty, w której piłka chodziła jak po sznurku. Mnóstwo ruchu, dziesiątki krótkich podań mających na celu zbliżenie się do bramki przeciwnika, w końcu zaskakująco zabójcze, prostopadłe podanie na jedno bądź drugie skrzydło – tak wygląda dziś nowoczesny, piękny dla oka futbol. Niestety, nadal nie do końca skuteczny, bo po zaledwie dwóch minutach drugiej połowy Argentyńczycy mieli na koncie dwie zmarnowane okazje do podwyższenia rezultatu. W obu przypadkach inicjatorem był rozgrywający świetną partię Di Maria. Najpierw ładnym zwodem na prawej stronie ograł, rozgrywającego 86. mecz w barwach USA, Bocanegrę i strzelił tuż nad poprzeczką, a potem świetnie w tempo dogrywał do Messiego i tylko ofiarne wyjście na przedpole Howarda zapobiegło utracie bramki przez „Stars and Stripes”.

di Maria po raz kolejny ogrywa Onyewu.
di Maria po raz kolejny ogrywa Onyewu. (fot. Danny Blanik, iGol.pl)

Ataki Amerykanów nadal miały charakter sporadycznych, przypadkowych kontrataków. Po jednym z nich, w 52. minucie, udało im się zapędzić na przedpole bramki gości po raz trzeci. Piłkę miękko w pole karne wrzucił, wprowadzony po przerwie debiutant, Timmy Chandler, ładną główką przedłużył ją kolejny zmiennik – Juan Agudelo – ale strzał Maurice Edu minął lewy słupek bramki.

Mina przerażonego Bocanegry mówi wszystko.
Mina przerażonego Bocanegry mówi wszystko. (fot. Danny Blanik, iGol.pl)

W 57. minucie, będący dosłownie wszędzie, Messi wypuścił w bój Lavezziego, który pomknął niczym wicher prawą flanką. Mimo ostrego kąta zdołał oddać strzał, który sprawił Howardowi mnóstwo kłopotów, ale ostatecznie golkiper Evertonu znowu nie dał się pokonać.

Człowiek od wszystkiego - Leo Messi.
Człowiek od wszystkiego – Leo Messi. (fot. Danny Blanik, iGol.pl)

I kiedy wydawało się, że drugi gol wisi w powietrzu, nieoczekiwanie padło wyrównanie. W 59. minucie rzut wolny z ok. 35 metrów wykonywał Donovan, dla którego było to 129. spotkanie w narodowych barwach (w tabeli wszech czasów tylko Cobi Jones i Jeff Agoos są wyżej). Do miękko wrzuconej piłki najwyżej wyskoczył Bocanegra i głową skierował ją w lewy, dolny róg bramki. Rozgrywający zaledwie piąte spotkanie w kadrze Andujar popełnił fatalny błąd, nie łapiąc stosunkowo łatwej do obrony piłki. Zamiast tego wybił ją przed siebie, gdzie już czyhał młokos Agudelo, który bez problemu wpakował piłkę z najbliższej odległości do siatki i po chwili odtańczył szalony taniec radości. – Argentyna to jeden z najlepszych zespołów na świecie, a na dodatek w ich składzie gra najlepszy piłkarz świata – powiedział po meczu zaledwie 18-letni gracz New York Red Bulls, który zdążył już strzelić dwa gole i wypracować karnego w trzech spotkaniach w reprezentacji, za każdym razem wchodząc z ławki. – Messi mnie rozpoznał, a mi udało się strzelić bramkę. To doprawdy wspaniałe! – mówił. Bramka urodzonego w Kolumbii Agudelo potwierdziła także powszechną tezę o kluczowej roli, jaką w piłce odgrywają stałe fragmenty gry. Można w całym meczu nie wypracować sobie ani jednej klarownej okazji, ale jeśli opanuje się sztukę skutecznego wykonywania rzutów wolnych lub rożnych, to można nawet rozstrzygnąć mecz na swoją korzyść.

Radość Argentyńczyków po zdobyciu gola. Howard jeszcze nie zdążył się podnieść.
Radość Argentyńczyków po zdobyciu gola. Howard jeszcze nie zdążył się podnieść. (fot. Danny Blanik, iGol.pl)

Messi jednak miał inne zdanie na ten temat. W 62. minucie gracz Barcelony pomknął samotnie na bramkę niczym Mojżesz. To biblijne porównanie jest jak najbardziej na miejscu, gdyż podczas tego rajdu formacje obronne ekipy Boba Bradleya rozstępowały się przed filigranowym 24-latkiem niczym fale Morza Czerwonego. Powstrzymał go dopiero… gwizdek Roberto Garcii. Meksykański arbiter z niewiadomych powodów obwieścił faul w momencie, kiedy argentyński wirtuoz wychodził na wolne pole! Messi próbował sam z wolnego wymierzyć sprawiedliwość, ale uderzył jednak nad poprzeczką. Podrażnieni takim obrotem sprawy goście w ciągu minuty przeprowadzili kolejne dwie akcje, po których Lavazzi i Cambiasso znowu wkręcili w ziemię bocznych obrońców USA, ale ich dośrodkowania raz jeszcze nie znalazły adresatów.

A tak padło wyrównanie - Bocanegra i Agudelo za chwilę eksplodują z radości!
A tak padło wyrównanie – Bocanegra i Agudelo za chwilę eksplodują z radości! (fot. Danny Blanik, iGol.pl)

Z drugiej strony wyrównujący gol i doping niemal 80 tys. gardeł sprawił, że Amerykanie przestali w końcu biernie przyglądać się kunsztowi gry Messiego, który momentami był kryty potrójnie bądź nawet poczwórnie. Po zmianie ustawienia na bardziej ofensywne 4-4-2, jankesi zaczęli grać odważniej i składniej, na co na pewno miało wpływ wejście Agudelo, który wprowadził sporo ożywienia w poczynania ekipy USA. Amerykanie już nie trzymali się kurczowo zadań defensywnych i wyprowadzali coraz groźniejsze kontrataki, które najczęściej kończyły się właśnie strzałami nowej nadziei soccera w USA. Przez moment gra zyskała jeszcze bardziej na atrakcyjności, bo widowisko nie było już tak jednostronne, a akcje szybko przenosiły się spod jednej bramki na drugą.

Donovan zagrał po raz 129-ty i wysunął się na trzecie miejsce na liście wszechczasów.
Donovan zagrał po raz 129-ty i wysunął się na trzecie miejsce na liście wszechczasów. (fot. Danny Blanik, iGol.pl)

Niestety, w 79. minucie Donovan brzydko sfaulował Mascherano, za co słusznie obejrzał żółty kartonik. Od tego momentu gra się zaostrzyła i co chwila ktoś padał na boisko po ostrym wejściu. Brylowali w tym przede wszystkim Dempsey i, wprowadzony po przerwie za Cambiasso, kolega klubowy Marcina Wasilewskiego, Lucas Biglia. To, że obaj dotrwali do końca meczu, mogą zawdzięczać pobłażliwości sędziego. W końcówce Messi próbował przechylić szalę zwycięstwa na korzyść „Albiceleste”, ale zmęczony trudami meczu po minięciu dwóch lub trzech rywali, zatrzymywał się na kolejnym. Mecz stracił na widowiskowości i już do końca rezultat się nie zmienił.

Don Leo po wyjściu z szatni był oblegany przez reporterów.
Don Leo po wyjściu z szatni był oblegany przez reporterów. (fot. Danny Blanik, iGol.pl)

Podobnie więc jak w ostatnim meczu pomiędzy tymi drużynami rozegranym w New Jersey (0:0 w czerwcu 2008), padł wynik nierozstrzygnięty. Zadowolił on jednak tylko Amerykanów: – Remis w potyczce z jedną z najlepszych drużyn świata należy traktować bardzo prestiżowo – stwierdził po meczu Landon Donovan. – Poprzez osiąganie takich wyników, wszyscy zaczynają się z nami liczyć, bo wiedzą, że grając przeciwko nam, nie będzie im łatwo, z czym w przeszłości bywało różnie – zakończył kolega klubowy Davida Beckhama. – Jesteśmy w trakcie budowy drużyny na Copa America, dlatego nie będziemy robić z remisu tragedii – powiedział z kolei Esteban Cambiasso, który uświetnił jubileusz 50. występu w reprezentacji, strzelając w niej piątego gola. – USA to niezła ekipa, ale w przekroju całego spotkania zasłużyliśmy na zwycięstwo – mówił.Nic się nie stało. Najważniejsze jest to, że wiemy, jak ma wyglądać nasza gra i będziemy dalej pracować nad egzekucją planu, który nakreślił nam trener – dodał Javier Mascherano.

We wtorek w Nashville Donovan i spółka zmierzą się w kolejnej towarzyskiej potyczce z Paragwajem, który przegrał wczoraj z Meksykiem 1:3. Argentyna, której licznik kolejnych wygranych zatrzymał się na liczbie 5, będzie natomiast starała się znaleźć receptę na walecznych mieszkańców Kostaryki, którzy dziś zremisowali z Chińczykami 2:2.

Sobota, 26 marca 2011, 19:11
New Meadowlands Stadium, East Rutherford, NJ
Mecz towarzyski

USA – Argentyna 1:1 (0:1)
 0:1 – Cambiasso (42′), 1:1 – Agudelo (59′)

USA: 1. Tim. Howard – 2. Jonathan Spector (21. Timmy Chandler ’45), 3. Carlos Bocanegra (kapt.), 4. Michael Bradley, 5. Oguchi Onyewu, 7. Maurice Edu, 8. Clint Dempsey, 10. Landon Donovan, 13. Jermaine Jones (9. Juan Agudelo ’45), 15. Jay DeMerit, 17. Jozy Altidore.
Trener: Bob Bradley

Argentyna: 1. Mariano Andujar – 4. Nicolas Burdisso, 5. Esteban Cambiasso (16. Lucas Biglia ’75), 6. Gabriel Milito, 7. Angel di Maria, 8. Javier Zanetti (kapt.), 10. Lionel Messi, 14. Javier Mascherano, 20. Ever Banega, 22. Ezequel Lavezzi, 24. Marcos Rojo
Trener: Sergio Batista

Sędziował: Roberto Garcia (Meksyk)
Żółte: Edu (35’, faul), Chandler (49’ faul), Donovan (79’ faul), Bocanegra (90’ faul)
Widzów: 78936

Komentarze
~Alex (gość) - 13 lat temu

W takich meczach widać, że Messi bez swoich dwóch
pomagierów nic nie znaczy. Jednak jak widać w tym
artykule, to i tak wszyscy będą się jarać jego
"geniuszem". Śmiechu warte.

Odpowiedz
~Gol (gość) - 13 lat temu

Należy raczej powiedzieć, że bez Messiego jego
pomagierzy niewiele by znaczyli. W tym meczu
ewidentnie było widać, jakim mózgiem drużyny jest
Messi. Pozdrawiam

Odpowiedz
~wwwwwwwwwwwwwwwwwww (gość) - 13 lat temu

Messi mimo że nie jest w najlepszej aktualnie formie
prowadził grę, cofał się żeby rozgrywać bo nie
miał kto tego robić i mówienie, że messi nic nie
znaczy bez iniesty i xaviego jest po prostu
śmieszne, trzeba obejrzeć kilka meczy barcy i od
razu można zauważyć ile messi daje tej drużynie
nie zależnie od tego czy są dwaj wyżej wymienieni
jego koledzy na boisku czy ich nie ma

Odpowiedz
~ghgh (gość) - 13 lat temu

A tez jest smieszne co ty koles mowisz,owszem radzi
sobie tez bez nich bo jest pilkarzem z gornej
polki,ale juz nie tak dobrze jak z Iniesta i Xavim,a
+w Argentynie tez sa swietni gracze,a jakos nie umie
strzelic gola,wiec dla mnie to on nie jest najlepszy
tylko dobry,bo najlepsi pilkarze radza sobie na
wszystkich frontach.Tak samo czemu Khedira to sobie w
Realu nie radzi a jakos swietnie gra w reprezentacji
Szwabow,a raczej pozory takie sprawia,bo nie stety
cala reprezentacja szwabow gra wysmienicie nie te
drewno.

Odpowiedz
~Barceloniak (gość) - 13 lat temu

ghgh co ty pierdzielisz weź zacznij oglądac mecze
barcy to pogadamy nie jest najlepszy a 2 złote
piłki z rzedu zapomniało się może dla Cebie to
nic nie znaczy ale on nie jest dobry tylko najlepszy
a to co napisałęś że sa dobrzy w argentynie
pomocnicy to wiemy ale w barcelonie jest zgranie
znaja sie małego a nie to co w kadrze więc pomyśl
zanim coś powiesz tyle z mojej strony

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze