Po przegranym 0:1 meczu z Legią Warszawa piłkarze Korony Kielce opowiadali dziennikarzom o przyczynach porażki oraz o tym, że gdyby punkty przyznawać za wrażenia estetyczne, legioniści z pewnością nie wywieźliby z Kielc zwycięstwa.
Jednym z pierwszych piłkarzy Korony, który opuścił szatnię, był Krzysztof Gajtkowski. Mimo iż zmarnował przynajmniej dwie świetne okazje do pokonania Jana Muchy, nie unikał rozmowy z dziennikarzami:
Gdyby przyznawać punkty za stworzone sytuacje, Legia z pewnością nie wyjechałaby z Kielc z ich kompletem…
Z pewnością tak, ale najważniejsze są bramki, myśmy tych bramek dzisiaj nie strzelili, Legia to zrobiła i wygrała mecz.
Nieskuteczność to zatem nadal wasza największa bolączka…
To jest tak, że chcemy zbyt mocno strzelać te bramki. Wiadomo, w jakiej jesteśmy sytuacji, gramy o utrzymanie, chcemy zdobywać gole jak najszybciej, ale nie zawsze to wychodzi. Nie zmienia to faktu, że z sytuacji, jakie dzisiaj mieliśmy, powinna paść co najmniej jedna bramka.
Natomiast jako jeden z ostatnich z szatni wyszedł doświadczony obrońca kielczan, Jacek Markiewicz. On również był zdania, że Korona w poniedziałkowym meczu zaprezentowała się lepiej, niż wskazuje na to wynik, aczkolwiek zabrakło jej szczęścia:
Mecz przegrany, z gry mieliśmy jednak więcej, myślę, że powinniśmy zdobyć przynajmniej jeden punkt, ale za styl gry nikt punktów nie przyznaje, liczy się tylko skuteczność. Legia miała sytuację i ją wykorzystała…
Jak zatem ocenia pan szansę w nadchodzącym meczu z Wisłą?
Na pewno nie przyjedziemy do Krakowa jako faworyt, a jako kopciuszek, myślę, że w takiej sytuacji będziemy grali bardziej na luzie i możemy sprawić jakąś niespodziankę.
Wydaje się, że forma Korony ze spotkania na spotkanie idzie w górę. Czy jesteście już pewni utrzymania?
Jeśli chodzi o utrzymanie, jestem spokojny, wierzę, że Korona pozostanie w lidze, ale piłka pokaże. Myślę, że ciekawiej zrobiło się w dole tabeli niż w górze. W ostatnich trzech spotkaniach byliśmy stroną przeważającą i właśnie w tym upatruję naszych szans na utrzymanie. Przewaga punktowa nad rywalami w tym momencie jest bowiem znikoma.