Futbol w Afryce na przestrzeni lat


10 stycznia 2012 Futbol w Afryce na przestrzeni lat

Wielu kibiców piłki nożnej uważa, że największą futbolową siłą w Afryce jest Nigeria, Ghana, Kamerun czy Wybrzeże Kości Słoniowej. Oczywiście, w dużym stopniu mają oni rację, ale należy też pamiętać o innych krajach, które jako pierwsze dawały świadectwo wysokich umiejętności piłkarskich na tym kontynencie. Zobaczmy, jak to wyglądało na przestrzeni lat.


Udostępnij na Udostępnij na

Francuska infekcja

Piłkę nożną w Afryce śmiało można nazwać francuską infekcją. To właśnie Francuzi uczyli tubylców reguł tej dyscypliny gry, powoli zarażając ich nieuleczalnym wirusem futbolu. Okrągłą piłkę kopano początkowo głównie na północy kontynentu. Potwierdza to fakt, że pierwszym przedstawicielem Czarnego Lądu na arenie światowej był Egipt, który w 1934 roku zakwalifikował się na mistrzostwa świata. Egipcjanie odegrali również bardzo ważną rolę w pierwszej edycji Pucharu Narodów Afryki. W 1957 roku, podczas turnieju rozgrywanym w Sudanie, okazali się lepsi od ekipy gospodarzy i reprezentacji Etiopii i mogli cieszyć się mianem najlepszej drużyny w Afryce. Ciekawostką jest fakt, że Sudan, który wiele lat później był prowadzony przez Wojciecha Łazarka, radził sobie wówczas całkiem nieźle. Dwa tytuły wicemistrza i triumf w rozgrywkach kontynentalnych w 1970 roku stawiają ten zespół w gronie wczesnych potentatów afrykańskiej piłki. Lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte zostały jednak zdominowane przez Egipt i Ghanę.

Afryka złym snem RFN-u

Jay Jay Okocha
Jay Jay Okocha (fot. skysports.com)

W latach siedemdziesiątych pałeczkę przejął Zair. Piłkarze z tego kraju w 1972 roku znaleźli się tuż poza podium, ale dwa lata później zdominowali już rozgrywki kontynentalne, a następnie zagrali na mistrzostwach świata w RFN. Warto jednak odnotować, że po tym mundialu zawodnicy z tego kraju nigdy nie osiągnęli większego sukcesu. W ogóle w latach 1970-1980 żaden zespół nie potrafił dwukrotnie zwyciężyć w mistrzostwach kontynentu. Po Sudanie było Kongo, potem Zair, następnie Maroko, Ghana i Nigeria. Poziom się wyrównał, co wpłynęło także na wyniki na arenie światowej. W 1978 roku Tunezja pokonała Meksyk i urwała punkt reprezentacji RFN, a cztery lata później Kamerun i Algieria bardzo pechowo zakończyły udział w turnieju na fazie grupowej. Kamerun odpadł po trzech remisach, a Algierii nie wystarczyły dwa zwycięstwa (pokonanie RFN odbiło się szerokim echem na całym świecie, nie tylko w środowisku piłkarskim).

Nieposkromione Lwy podbijają futbolowy świat

Afrykańscy uczestnicy nie byli w stanie udowodnić swojej klasy w Pucharze Narodów Afryki. Na przeszkodzie stanęła Ghana, dla której był to już czwarty triumf. Jednak dla „Nieposkromionych Lwów” był to sygnał nadejścia lepszych czasów, bo kolejne lata należały do nich (mistrzostwo Afryki w 1984 i 1988, drugie miejsce w 1986 za Egiptem). Z kolei Algierczycy wrócili do szeregu i przez kilka kolejnych lat czekali na swoją szansę, ale to właśnie oni zdetronizowali Kameruńczyków w 1990 roku. W międzyczasie historyczny sukces zanotowali Marokańczycy. W 1986 roku reprezentanci tego kraju jako pierwszy zespół z Afryki wyszli z grupy, wyprzedzając w niej Anglię, Polskę i Portugalię! Sposób na Afrykanów znaleźli w 1/8 późniejsi wicemistrzowie świata, ekipa RFN, która do tej pory zupełnie nie radziła sobie w starciach z drużynami z Czarnego Lądu.

Prawdziwy sukces na mistrzostwach świata przyszedł cztery lata później. Kamerun nie obronił tytułu mistrza Afryki, ale w mistrzostwach świata szedł jak burza. „Nieposkromione Lwy” zostały zatrzymane dopiero w ćwierćfinale przez Anglików, a i to dopiero po dogrywce, a do tego jeszcze w kontrowersyjnych okolicznościach. Na dzień dobry pokonali nawet mistrzów świata, Argentyńczyków, z samym Diego Maradoną w składzie! Po raz pierwszy głośno mówiono, że kraje z Afryki mogą pogodzić Europę i Amerykę Południową i odnosić wielkie sukcesy na arenie światowej, może nawet zdobyć tytuł mistrza świata.

Wysokie loty Superorłów

Kamerun nie utrzymał dobrej passy i zarówno w PNA, jak i w mistrzostwach świata popadł w przeciętność. Na jego miejsce szybko wskoczyła inna afrykańska potęga piłkarska. Nigeryjczycy, bo o nich mowa, w 1992 roku jeszcze nie zdołali przeskoczyć Wybrzeża Kości Słoniowej i Ghany w mistrzostwach kontynentu, ale udało im się wywalczyć miejsce na podium. Dwa lata później byli już najlepsi w Afryce i z taką etykietą jechali na mistrzostwa świata w USA. Po wygraniu grupy, w której znalazły się Bułgaria, Grecja i Argentyna, mówiono o nich nawet w kontekście kandydata do medalu, lecz w kolejnej rundzie Włosi okazali się zbyt trudnym przeciwnikiem. Nie zmienia to jednak faktu, że zespół mający w składzie takie asy, jak George Finidi, Daniel Amokachi, Rashidi Yekini czy Jay Jay Okocha był jednym z najlepszych w historii afrykańskiej piłki.

Jakby na potwierdzenie tezy, że piłka w Afryce rozwija się w piorunującym tempie, dwa lata później po raz pierwszy w historii kraj z tego kontynentu wywalczył złoty medal w imprezie na skalę światową. Ten historyczny wyczyn udał się właśnie Nigeryjczykom. Ówczesny triumf „Superorłów” był wyjątkowo cenny, w drodze po złoto pokonali oni bowiem głównych kandydatów do triumfu, Brazylię i Argentynę. Ten turniej wykreował gwiazdę Nwankwo Kanu i udowodnił, że Afryka może pokonać Europę i Amerykę Południową. W tym samym czasie pierwsza reprezentacja tego kraju nie mogła obronić tytułu najlepszej drużyny kontynentu, o czym zadecydowała polityka. Pod nieobecność „Superorłów” mistrzem Afryki została RPA.

Afrykańska sztafeta

Kamerun w starciu z Argentyną na mistrzostwach świata 1990
Kamerun w starciu z Argentyną na mistrzostwach świata 1990 (fot. dibussi.com)

Mistrzostwa świata 1998 miały przynieść Afryce sukces, lecz znów skończyło się zaledwie na 1/8. Stawiana w roli czarnego konia Nigeria wyszła z grupy, eliminując m.in. Hiszpanię, lecz w kolejnej rundzie Duńczycy dali Afrykanom bolesną lekcję, pokonując ich 4:1. Nie wiodło się również ekipie RPA, która w Afryce musiała uznać wyższość Egiptu, a na mundialu odpadła w fazie grupowej. Pałeczkę przejął Kamerun, który dwa razy triumfował w PNA oraz przywiózł złoty medal z igrzysk olimpijskich w Sydney (w finale po dramatycznym meczu pokonał w rzutach karnych Hiszpanię). Na mistrzostwach świata w 2002 roku „Nieposkromione Lwy” tę pałeczkę zgubiły, ale szybko podniósł ją Senegal. Zespół dowodzony przez Bruno Metsu w fazie grupowej odprawił z kwitkiem mistrza świata, Francję, a w kolejnej rundzie pożegnał kandydatów do medalu ze Szwecji. Kiedy wydawało się, że w końcu Afrykanie wywalczą upragniony medal, na przeszkodzie stanęła Turcja, która pokonała „Lwy Terangi” i pogrzebała głęboko pod ziemią marzenia o półfinale. Żeby nie było nudno, w 2004 roku rozgrywki o mistrzostwo kontynentu zdominowała Tunezja, a na mistrzostwach świata w 2006 roku honoru Afryki broniła Tunezja, która jako jedyna dotarła do drugiej rundy, w której zakończyła swoją mundialową przygodę na porażce 0:3 z Brazylią.

Dominacja Faraonów

W 2006 roku rozpoczęła się nowa era w afrykańskim futbolu. Egipcjanie, grający wówczas przed własną publicznością, zwyciężyli w turnieju, nie zaznając smaku porażki. Co prawda, w finale dopiero po rzutach karnych pokonali Wybrzeże Kości Słoniowej, ale ostatecznie mistrzostwo mieli w kieszeni. Wydawało się, że na turnieju w Ghanie „Faraonom” nie uda się powtórzyć tego sukcesu. Nic bardziej mylnego! Egipcjanie znów przeszli przez turniej bez porażki, tracąc punkty jedynie w meczu z Zambią w fazie grupowej. Dwa lata później zespół z północnej Afryki ustrzelił hat-tricka, nie zostawiając na swoim sukcesie żadnej skazy! Komplet zwycięstw ukoronowany pokonaniem niezwykle silnej Ghany w finale na zawsze pozostanie jednym z największych wyczynów w historii Pucharu Narodów Afryki.

Straszny sen Czarnych Gwiazd

Egipt, mimo wielkich sukcesów w Afryce, nie zdołał zakwalifikować się do mistrzostw świata w 2010 roku. W turnieju finałowym wzięło udział aż sześć ekip, oprócz organizatora turnieju RPA w finałach zagrały Nigeria, Algieria, Ghana, Kamerun i Wybrzeże Kości Słoniowej. Liczono, że w pierwszym w historii turnieju rozegranym w Afryce kraje z tego kontynentu wdrapią się na wyżyny swoich możliwości i może nawet powalczą o końcowy triumf. Już pierwsza faza mocno zweryfikowała te plany, bo przez grupowe sito przebrnęła tylko Ghana. „Czarne Gwiazdy” w kolejnej rundzie odprawiły z kwitkiem USA i w ćwierćfinale mieli na tacy Urugwajczyków. Żeby rozstrzygnąć pojedynek pomiędzy Ghaną i Urugwajem potrzebna była dogrywka, w której Afrykanie zdecydowanie dominowali. Szaleńcze ataki przyniosłyby efekt, gdyby nie Luis Suarez. Napastnik rywali pobawił się w bramkarza, wybijając ręką piłkę nieuchronnie zmierzającą do pustej bramki. Suarez dostał czerwoną kartkę, a wyrok wydawał się jedynie odwleczony w czasie. Afrykanie nie wykorzystali jednak rzutu karnego, a później ulegli Urugwajczykom w serii „jedenastek”. Od tej pory Luis Suarez stał się symbolem porażki Afrykanów, którzy pewnie co jakiś czas budzą się zlani potem, śniąc o interwencji urugwajskiej gwiazdy.

Era Słoni czy dominacja Ghany?

Co przyniesie turniej w Gwinei Równikowej i Gabonie? Wielu ekspertów uważa, że może to być początek nowej ery, w której dominować będzie Wybrzeże Kości Słoniowej, inni uważają, że swoją przewagę potwierdzi reprezentacja Ghany. Jedynie nieliczni wróżą niespodziankę. Jednak, śledząc uważnie wcześniejsze turnieje, możemy dojść do wniosku, że nie sposób przewidzieć tego, co się wydarzy w Pucharze Narodów Afryki.

Komentarze
~FanPiłki (gość) - 13 lat temu

Na początku mojej wypowiedzi chciałem pogratulować
dobrej roboty panu Grzegorzowi Ignatowskiemu.
Szczerze mówiąc nigdy nie zastanawiałem się nad
siłą ekip z czarnego lądu. Moje zdanie wyglądało
tak: Od czasu do czasu pojawił się jakiś zawodnik
w konkretnej reprezentacji który robił różnicę.
Ale pozostali byli tylko uzupełnieniem (marnym)
niekiedy. Ale rzeczywiście z biegiem czasu zaczęło
się pojawiać więcej gwiazd rodem z Afryki, i
reprezentacje wydają się coraz mocniejsze weźmy
takie Wybrzeże Kości Słoniowej przecież grają
tam zawodnicy na prawdę z wyższej półki.
Wartość powiedzmy kilku piłkarzy np. Gervinho,
Drogba,Kalou,Braci Toure, przekracza wartość
niejednej reprezentacji na świecie (całej łącznie
ze zmiennikami i szkoleniowcem) :) Moim zdanie tym
drużynom po prostu brakuję pewności siebie, weźmy
np. Drużynę Ghany, nie ma tam aż tylu
indywidualności a mimo wszystko wzięli się w
garść i omal nie zostali medalistami RPA 2012. Na
koniec dodam że takiego serca i chęci do gry jak
afrykanie to nie posiada żadna drużyna z innych
kontynentów....

Odpowiedz
BlaN[t] (gość) - 13 lat temu

Na początku mojej wypowiedzi chciałem pogratulować
dobrej roboty panu Grzegorzowi Ignatowskiemu.
Szczerze mówiąc nigdy nie zastanawiałem się nad
siłą ekip z czarnego lądu. Moje zdanie wyglądało
tak: Od czasu do czasu pojawił się jakiś zawodnik
w konkretnej reprezentacji który robił różnicę.
Ale pozostali byli tylko uzupełnieniem (marnym)
niekiedy. Ale rzeczywiście z biegiem czasu zaczęło
się pojawiać więcej gwiazd rodem z Afryki, i
reprezentacje wydają się coraz mocniejsze weźmy
takie Wybrzeże Kości Słoniowej przecież grają
tam zawodnicy na prawdę z wyższej półki.
Wartość powiedzmy kilku piłkarzy np. Gervinho,
Drogba,Kalou,Braci Toure, przekracza wartość
niejednej reprezentacji na świecie (całej łącznie
ze zmiennikami i szkoleniowcem) :) Moim zdanie tym
drużynom po prostu brakuję pewności siebie, weźmy
np. Drużynę Ghany, nie ma tam aż tylu
indywidualności a mimo wszystko wzięli się w
garść i omal nie zostali medalistami RPA 2012. Na
koniec dodam że takiego serca i chęci do gry jak
afrykanie to nie posiada żadna drużyna z innych
kontynentów....

Odpowiedz
~Brudny Hary (gość) - 13 lat temu

Ta RPA 2012, chyba 2010, ZNAWCY PIŁKI, zasr__ani!

Odpowiedz
~FAnPiłki (gość) - 13 lat temu

Można się czasem pomylić panie Hary...

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze