Do finału Ligi Mistrzów pozostały niespełna dwa tygodnie. Zwieńczenie najbardziej prestiżowych rozgrywek w Europie nie zawsze było jednak piłkarskim świętem. Poniżej opiszemy najbardziej dramatyczny finał Pucharu Europy, rozegrany w 1985 roku na Heysel. Najbardziej dramatyczny, bo przedmeczowe zamieszki życiem przypłaciło 39 osób.
Czymże jest miłość do futbolu, będąca sztandarowym mottem iGola, w obliczu takich wydarzeń? Jak podle czujemy się, czytając nazwę cyklu publicystycznego, w którego ramach tworzony jest ten tekst? Wspominając dantejskie sceny, dziejące się na Heysel, chcielibyśmy, aby futbol nigdy nie wyszedł z rynsztoka, nie osiągnął masowej popularności. Miejmy tylko nadzieję, że te tragiczne wydarzenia już na zawsze pozostaną najczarniejszymi w dziejach futbolu i nigdy żadne stadionowe zamieszki nie będą nawet aspirować do tego miana.

W latach 80. agresja stadionowa w Anglii osiągnęła największy poziom. W obliczu braku zainteresowania państwowych władz, problem systematycznie eskalował. W 1984 roku, czyli na 12 miesięcy przed tragedią, Liverpool, przeżywający najlepsze lata w swojej futbolowej historii, pokonał w finale Pucharu Europy AS Roma. Już wtedy wyostrzone temperamenty wyspiarskich kibiców dały o sobie znać. Ale to nie oni zaczęli angielsko-włoską bójkę. Rozgoryczeni fani Romy, tuż po wyjściu ze stadionu, zaatakowali celebrujących zdobycie kolejnego pucharu kibiców rodem z miasta Beatlesów. Pod Stadio Olimpico rozegrała się regularna bitwa z użyciem metalowych przedmiotów. Rzymianie przed spotkaniem zadbali o „amunicję” – kibice Romy mieli przygotowaną własną broń, kibice Lazio chętnie obdarowywali swoim arsenałem kibiców przyjezdnych.
Wojna włosko-angielska rozpętała się na dobre. Los, w tym przypadku ślepy, chciał, by rok później w finale Pucharu Europy znów starły się drużyny z Wysp Brytyjskich i Półwyspu Apenińskiego. 29 maja 1985 roku na brukselskim stadionie Heysel o miano najlepszej drużyny Starego Kontynentu walczyli broniący tytułu Liverpool oraz Juventus. W meczu opóźnionym o około półtorej godziny tym razem górą okazali się Włosi. Duży udział w zdobyciu trofeum miał nasz rodak – Zbigniew Boniek. To właśnie po faulu na „Zibim” arbiter podyktował rzut karny, który na gola zamienił Michel Platini, rozstrzygając losy spotkania.
Historię tego meczu napisali jednak kibice. Jeszcze przed spotkaniem chodziły pogłoski, że Anglicy będą chcieli zrewanżować się na Włochach za wydarzenia sprzed roku. Tak też się niestety stało.
Już około godziny 19 brukselski stadion był wypełniony po brzegi. Organizatorzy, w obawie o bezpieczeństwo uczestników imprezy, kibiców obu drużyn umieścili z dala od siebie – za obiema bramkami. Niestety, czarnorynkowa działalność popularnych koników sprawiła, że tuż obok sektora angielskich kibiców znalazła się spora kolonia sympatyków Juventusu. Początkowo skutki organizacyjnych niedopatrzeń ograniczały się do wzajemnych inwektyw i mało wysublimowanych epitetów. Frustracja kibiców coraz bardziej dawała o sobie znać, czego efektem było stopniowe potęgowanie stadionowej agresji. Po pół godzinie w ruch poszły opróżnione wcześniej butelki, a także odłamki betonu z sypiących się trybun stadionu Heysel.
Zaczepki Anglików, będących agresorami, spotkały się w końcu z odpowiedzią Włochów, a to wywołało furię wśród bezkarnie czujących się liverpoolczyków. Chuligani z miasta Beatlesów w ramach odwetu dokonali szturmu na barierkę, oddzielającą od siebie sektory obu stron. Zamieszanie próbowała załagodzić policja. Była ona jednak kompletnie nieprzygotowana na taki obrót spraw. Ogrodzenie w końcu zostało zdemolowane, a angielscy kibice, zaopatrzeni w kastety czy kije baseballowe, z szewską pasją „karcili” swoich „przeciwników”. Ci nawet nie myśleli o obronie, ale ruszyli do panicznej ucieczki. Trybuna była jednak jednym wielkim ślepym zaułkiem, a wszelkie próby przeskoczenia otaczających murów zwykle kończyły się fiaskiem.
Części kibiców ucieczka udała się dopiero wtedy, gdy pod naporem rozhisteryzowanego tłumu zawaliła się część muru. Dla niektórych infrastrukturalna szkoda okazała się wybawieniem, dla innych tragedią. Kilku kibiców, stojących najbliżej muru, zostało przyciśniętych gruzami, spod których już nigdy nie wyszli. Atmosfera tumultu i popłochu sprawiła, że bezbronnie uciekający nie zwracali uwagi na rannych, którzy tratowani przez tłum umierali w katuszach.
39 osób zabitych, ponad 600 rannych. Statystyki zamieszek na Heysel wyglądają makabrycznie. Wśród zabitych znalazł się tylko jeden Belg, reszta była pochodzenia włoskiego. Śmiertelną ofiarą stadionowych bandytów padła także zupełnie niewinna 11-letnia dziewczynka.
Statystyka wyglądałaby jeszcze gorzej, gdyby nie interwencja policji, która zatrzymała napór kibiców Juventusu, gnających z odsieczą z przeciwległych sektorów. Straty załagodzić próbowały służby medyczne, a także przypadkowi lekarze, będący na meczu incognito. Najciężej rannych przewożono do okolicznych szpitali, lżej poszkodowanych opatrywano w namiotach ustawionych poza stadionem.

Widmo śmierci unoszące się ponad stadionem znacznie zdeprecjonowało futbolowy poziom spotkania. Tym bardziej że, jak przyznał po latach Zbigniew Boniek, wszyscy zawodnicy byli świadomi tragedii, jaka wydarzyła się kilka godzin przed wyjściem z szatni na plac gry. – Proszę nie wierzyć nikomu, kto mówi, że w tym całym zamieszaniu trudno było zorientować się dokładnie, co się stało. Wiedzieliśmy, na 99,9 procenta, co się wydarzyło: śmierć, powaga sytuacji, wybuchowa atmosfera wisiały nad stadionem. Powtarzam, wiedzieliśmy wszystko. Nie chcieliśmy grać, ani Liverpool. UEFA nam nakazała. Powiedziano, że jeśli nie wyjdziemy na boisko, sytuacja jeszcze się pogorszy. Telefonów komórkowych jeszcze wtedy nie było i wielu fanów Juventusu nie wiedziało, ilu ludzi zginęło w sektorze Z. Człowiek z UEFA powiedział mi – jeśli odmówicie gry, oni się o tym dowiedzą – mówił jeden z najlepszych polskich piłkarzy w historii.
Dopiero po fakcie stwierdzono, że tak naprawdę obiekt Heysel nie spełniał podstawowych wymogów bezpieczeństwa. Głównym mankamentem przestarzałego obiektu był przede wszystkim brak wyjść ewakuacyjnych oraz będące w fatalnej formie mury. Zarząd Liverpoolu przed spotkaniem apelował do UEFA o zmianę miejsca rozgrywania meczu, wniosek został jednak zignorowany.
Sportowe konsekwencje tragedii okazały się bardzo bolesne dla angielskiego futbolu. Ówczesna premier, Margaret Thatcher, zdecydowała się na radykalne zaostrzenie stadionowych przepisów i otwartą walkę z wszelkimi przejawami bandytyzmu. Restrykcyjne podejście do wszelkich incydentów, surowe i przede wszystkim konsekwentnie egzekwowane prawo sprawiło, że dziś Anglicy uchodzą za kibicowski wzór.
Najdotkliwsze okazało się jednak wykluczenie angielskich drużyn z europejskich pucharów na pięć lat (w przypadku Liverpoolu na sześć). Bardzo ucierpiał na tym brytyjski futbol. 16 klubów straciło bowiem szansę na zaprezentowanie się na arenie europejskiej. Najlepsi piłkarze świata emigrowali do innych lig, nie mogąc zaakceptować braku gry o europejskie puchary. Wzmocniła się przede wszystkim liga hiszpańska, także liga portugalska przeżywała okres swojej świetności.
Po dotkliwej w skutkach tragedii na stadionie Heysel już nigdy nie został rozegrany mecz piłkarski. W końcu obiekt został zburzony i przebudowany od podstaw. 30 sierpnia 1995 roku został ponownie otwarty. Obecnie funkcjonuje pod nazwą Stadion Króla Baudouina I, jako belgijski stadion narodowy. Rozgrywane były na nim mecze mistrzostw Europy w 2000 roku, między innymi spotkanie otwierające cały turniej.
Pamięć o ofiarach nie zanikła. Pod stadionem stanął pomnik ku czci poległych. Podczas Euro 2000, kiedy dwukrotnie na stadionie narodowym pojawiali się Włosi, składali hołd z kwiatów pod monumentem, a także poprzedzali pierwszy gwizdek arbitra minutą ciszy. W 2005 roku Liverpool i Juventus ponownie, po dwudziestu latach, spotkały się w europejskich pucharach w ramach ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Na meczu byli obecni przedstawiciele piłkarzy, biorących udział w pamiętnym finale. Nawoływali oni do pokoju i przyjaźni między kibicami. Podobnie jak fani „The Reds”, którzy stworzyli efektowną oprawę meczu. Na uwagę zasługuje przede wszystkim napis „Amicizia” (słowo oznacza „przyjaźń”), utworzony z kartonów na jednej z trybun. Wśród Włochów wywołał on mieszane uczucia.
Nienawidzę od tamtej pory Fc.Liverpoolu!!!8X
bo jestes zadufanym w sobie de bilem
To pokazuje jakie emocje są na stadionach.Takie
sytuacje nigdy się nie powinny zdażyć!I winni są
tego kibice Liverpoolu.Tyle mam do powiedzenia.Żal
xd.
kolega golem16 powiedział, że winni są kibice
Liverpoolu. To znaczy jacy kibice, bo moja kuzynka,
która ładnych paru lat kibicuje temu klubowi
również? Kibole są wszędzie i będą. Mnie to
osobiście razi - tzn. te ich głupie przyśpiewki i
nazistowskie skłonności, ale rozróżnijmy ludzi
normalnych, którzy lubią piłkę nożną i
kibicują tej czy innej drużynie od bezmózgich i
wiecznie spitych dresiarzy z szalikiem na szyi.
To nie była dziewczynka, tylko chłopczyk...
11-letni Andrea Casula.
Imię może mylić, ale to imiennik Pirlo,
Boticcelli'ego...