Wielu wielkich, posiadających niezwykłe umiejętności piłkarzy przewinęło się już przez historię, zapisując się w kartach futbolu. Pamięć moja sięga jedynie ostatnich lat XX wieku, kiedy to w światowej piłce nożnej rządził i dzielił francuski magik. I choć obecnie porównuje się do niego takich zawodników jak Leo Messi czy Cristiano Ronaldo, to jednak z pokorą należy przyznać, iż Zinedine Zidane miał to coś, na co nigdy nie będzie stać już żadnego piłkarza. „Zizou” bowiem jako priorytet stawiał futbol i ogromną do niego miłość, pieniądze zaś odsuwał na zdecydowanie dalszy plan.
Urodzony w Marsylii gracz wielkiego formatu od początkowych lat swojego życia kopał piłkę. Przygodę z futbolem rozpoczął już w wieku dziesięciu lat w drużynie trampkarzy US Saint-Henri. Po zaledwie roku spędzonym w tym klubie kolejne cztery Zidane przebywał w SO Septèmes-les-Vallons. Wtedy to talent tego, jak się okazało, niezwykle uzdolnionego i ambitnego piłkarza zaczynał się uwidaczniać. Rozkwit kariery juniorskiej, pozwalającej na kontakt z futbolem seniorskim, „Zizou” zaznał w AS Cannes. To tam tak naprawdę wszystko się zaczęło… Ponad 60 występów przy sześciu trafieniach 20-letniego wówczas zawodnika wzbudziło ogromne zainteresowanie wśród włodarzy Girondins Bordeaux. Mimo tak młodego wieku wszyscy we Francji byli pewni – Zidane może już wypłynąć na głębokie wody. Nie bez kozery od początku występów w ekipie „Żyrondystów” stał się podstawowym jej zawodnikiem. Jak się okazało, transfer młodziutkiego i obiecującego piłkarza był strzałem w dziesiątkę. W ojczyźnie Francuz pozostał cztery pełne sukcesów lata. Każdy kolejny rok był dla niego jeszcze lepszy, choć najwięcej bramek zanotować mógł w inaugurującym sezonie gry w Bordeaux – 1992/1993. Pierwszy triumf „Zizou” święcił dwa lata później, kiedy to zwyciężył w Pucharze Intertoto, a następne 12 miesięcy później z francuską drużyną dotarł do finału Pucharu UEFA. Wobec takich wydarzeń i świetnych występów na arenie międzynarodowej, wiele zespołów pragnęło pozyskać młodego Zidane’a. Rozkwit kariery w Girondins francuski pomocnik mógł zawdzięczać piłkarzom, u których boku miał okazję występować i czerpać najlepsze wzorce. Byli to m.in. Bixente Lizarazu, Christophe Dugarry, Richard Witschge oraz Philippe Vercruysse. Rok przed opuszczeniem Francji na Zinedine’a czekać miała oferta z Blackburn Rovers. Nieświadomy potęgi i umiejętności pomocnika właściciel klubu, Jack Walker, ironicznie skomentował wtedy całą sytuację.
– Po co kupować Zidane’a, skoro mamy w kadrze Tima Sherwooda?

Jak się później okazało, był to jego zawodowy błąd życiowy. W czerwcu 1996 roku Zidane podpisał bowiem umowę z aktualnym wówczas triumfatorem Ligi Mistrzów – włoskim Juventusem Turyn. Również i w zespole „Starej Damy” szybko stał się priorytetowym zawodnikiem, od którego zaczynało się ustalać skład. Sukces gonił sukces, a cena francuskiego rozgrywającego stale rosła. Zidane pod wodzą Marcelo Lippiego zdobył między innymi Scudetto, pierwszy raz w swojej bogatej już wtedy karierze dotarł do wielkiego finału Ligi Mistrzów. Niestety, było jeszcze za wcześnie, by wznosić Puchar Europy ku górze. Juventus uległ ówczesnej potędze europejskiej – Borussii Dortmund. Kolejny sezon to obrona mistrzowskiego tytułu, w którym to „francuski diament” miał nieoceniony wpływ. Później, niestety, przyszły gorsze lata dla „Starej Damy”. Piłkarze z Turynu zajmowali między innymi szóstą lokatę w lidze, następnie dwukrotnie zdobywając wicemistrzostwo. To było jednak za mało, jak dla wielkiego klubu. Rozpoczął się XXI wiek, tym samym Zidane zainaugurował kolejny piękny i usłany różami etap w życiu zawodowym.
W 2001 roku za astronomiczną kwotę 76 milionów euro „Zizou” został pozyskany przed Real Madryt, stając się tym samym najdroższym wówczas piłkarzem w historii. Francuz parafował równie lukratywną umowę wiążącą go właśnie z „Królewskimi” na cztery kolejne lata. Nieco ponad rok czasu wystarczył Zidane’owi, by grać w finale Ligi Mistrzów. Naprzeciw „Galaktycznych” stanął wtedy Bayer Leverkusen. Francuz miał cel jasno określony – zdobyć trofeum i w znacznym stopniu przyczynić się do tego osiągnięcia. 30-letni już zawodnik swoim doświadczeniem i ambitną postawą onieśmielał niejednego młodego gracza. Zidane zapewnił Puchar Europy Realowi, tuż przed przerwą zdobywając pięknego gola z woleja. Rozgrywki w sezonie 2002/2003 środkowy pomocnik zwieńczył nagrodą Piłkarza Roku FIFA, dokumentując całemu światu swoje niebagatelne umiejętności. Niestety, później nie było już tak pięknie… Zinedine Zidane co prawda w dalszym ciągu bronił trykotu „Los Merengues”, lecz brak sukcesów w kraju i na arenie międzynarodowej znamionował dla klubu decyzję o odejściu niektórych piłkarzy, a dla Francuza myśli o definitywnym zawieszenia piłkarskich butów na kołku. Odpadnięcie Realu z Pucharu Króla już w półfinale, z rozgrywek Ligi Mistrzów we wczesnej fazie 1/8 i strata na koniec sezonu aż 12 oczek do otwierającej tabelę FC Barcelony tylko piętnowały we francuskiej gwieździe chęć oddania się innym życiowym pasjom. Warto również nadmienić, jak bardzo za swój wkład w sukcesy zespołu ceniony w Madrycie był Zidane. W ostatnim meczu w barwach „Galaktycznych” wszyscy piłkarze tej drużyny wystąpili w specjalnych koszulkach, na których poniżej logo klubu widniał niezwykle poruszający napis – „ZIDANE 2001-2006”.
Kariera reprezentacyjna, czyli „Zdobyłem wszystko, co można”

W czasie wielkiego rozkwitu kariery Zinedine Zidane’a rozpoczęła się jego przygoda z reprezentacją. Na inauguracyjny mecz w trykocie „Trójkolorowych” przyszło czekać do 17 sierpnia 1994 roku, kiedy to Francja podejmowała w towarzyskim starciu kadrę narodową Czech. Debiut jak marzenie, którego nie powstydziłby się żaden futbolowy gracz. Zidane na murawie pojawił się wprawdzie dopiero w 63. minucie, lecz dwoma trafieniami zapewnił reprezentacji remis. Francuski dominator zaczął później zastępować zawieszonego wówczas Erica Cantonę, co jednak spotkało się z wyrazem niezadowolenia… Jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie. Czas mijał nieubłaganie i przyszła pora na mundial 1998. „Trójkolorowi”, właśnie dzięki Zidane’owi, zapamiętają udział w tych MŚ na wieki. Ogranie wielkiej Brazylii aż 3:0, zdobycie dwóch goli przez „Zizou” spowodowało eksplozję radości w kraju i ochrzczenie pomocnika mianem bohatera narodowego. Po następny tytuł na wielkiej imprezie Francuzi sięgnęli już dwa lata później. Były to wówczas mistrzostwa Europy rozgrywane w Holandii i Belgii. „Trójkolorowi” z łatwością przebrnęli przez fazę grupową, a w drodze do finału pozostawiając takie potęgi futbolowych reprezentacji jak Hiszpania czy Portugalia. W obu tych starciach to Zidane odgrywał kluczową rolę, trafiając również do siatki rywala. Spotkanie finałowe to niezwykle zacięta batalia z Włochami, z którymi drużyna Rogera Lemerre’a uporała się dopiero w dogrywce. W odstępie więc zaledwie dwóch lat Zidane nie tylko w klubie, ale także w reprezentacji kraju wspiął się na wyżyny, a koszulki z jego nazwiskiem sprzedawały się wtedy jak świeże bułeczki.
Po pięknych turniejach 1998 i 2000 przyszły kolejne dwie imprezy – tym razem zakończone fiaskiem dla drużyny i samego Zidane’a. Już w 2002 roku jako obrońcy tytułu „Trójkolorowi” odpadli w fazie grupowej i zupełnie się ośmieszyli. Do nieudanych należy również uznać występ kadry podczas Euro 2004 w Portugalii. Choć wtedy Zidane przyczynił się znacznie do awansu z grupy, to już w ćwierćfinale nie był w stanie pomóc zespołowi, gdy przyszło mierzyć się z późniejszymi zwycięzcami – Grekami. Po tych wydarzeniach Francuz stracił wiarę w dalsze sukcesy z herbem narodowej drużyny na piersi i postanowił zakończyć reprezentacyjną karierę. Jego mentorem okazał się wówczas Raymond Domenech, który to namówił „Zizou” na powrót i pomoc przy walce o mistrzostwo świata w 2006 roku. Zawodnik Realu Madryt zdecydował się ponownie założyć niebieską koszulkę i ruszyć do walki o tytuł. Kto przypuszczał, że era Zidane’a już wtedy minęła, musiał obejść się smakiem. Wielki piłkarz po raz kolejny udowodnił, że zasługuje na to miano i stanął na czele francuskiej „gwardii”.

Dość szczęśliwie ułożyła się faza grupowa na turnieju w Niemczech. Po dwóch inauguracyjnych remisach, pozostał mecz ostatniej szansy z Togo, bowiem „Zizou” musiał wtedy pauzować za kartki. Przemiany zarówno pomocnik, jak i cała drużyna doznali w 1/8 finału. W pokonanym polu pozostawili Hiszpanów, a bohaterem okazał się 34-latek. Ćwierćfinał miał być rewanżem za porażkę w 1998 roku. Brazylijczycy podeszli niezwykle zmotywowani i byli też faworyzowani. To nie wystarczyło. Bramka Henry’ego i tytuł najlepszego zawodnika meczu dla Zidane’a poskromiły rozbudzonych piłkarzy z Ameryki Południowej. Swoją siłę, mimo wieku, Francuz udowodnił w najważniejszym przed finałem spotkaniu. Po jego golu cały Paryż i pozostałe miasta w kraju szalały z radości. Niezwykle już doświadczony zawodnik mógł fenomenalnie zakończyć karierę – zdobywając mistrzostwo świata. Decydujące starcie miało miejsce 9 lipca. Rywal – Włosi – do tej konfrontacji przystępował tylko z jednym straconym golem. Mecz przyćmiony był jednak przez incydent w 110. minucie. Wtedy to strzelcy bramek w finale – Zidane i Materazzi – powiedzieli sobie o parę słów za dużo, czego efektem było uderzenie w klatkę piersiową Włocha przez wielką światową gwiazdę. Mimo ostatecznego triumfu „Squadra Azzura” i zachowania Zidane’a, mit o jego potędze i sile w światowym futbolu nigdy nie prysł. Nadzieje dziennikarskie nie przestały gasnąć, a w mediach wciąż pojawiały się pytania: Czy aby na pewno „Zizou” zakończy karierę? Sam zainteresowany odpowiadał spokojnie:
– Zdobyłem wszystko, co można. Jestem z tego dumny, lecz pora na młodych zawodników. Na mnie przyszedł już czas…
Wielki piłkarz, Wielki człowiek!
Były gracz między innymi Realu Madryt i Juventusu Turyn niejednokrotnie podczas swojej niesamowitej kariery pokazywał, że nie pieniądze są dla niego najważniejsze. Przejawem dobroci i wrażliwości na ludzki ból Zidane okazywał przez działalność charytatywną. Wziął udział w spotkaniu rozgrywanym w północnej Tajlandii w 2007 roku. Zorganizowane ono było na rzecz dzieci chorych na AIDS. „Zizou” od 2001 roku zaś jest ambasadorem dobrej woli ONZ. Co rusz pomaga fundacjom pomocy dla dzieci oraz w miastach, gdzie panuje bieda. 13 czerwca 2009 roku wziął także udział w wyprawie charytatywnej na Mont Blanc. Docierając na szczyt, zawiesił flagę fundacji, która walczy z leukodystrofią. W jednym z wywiadów powiedział nawet:
– Każdy może zrobić coś, żeby uczynić świat lepszym miejscem.
Zinedine Zidane to niewątpliwie wielki sercem i umiejętnościami piłkarskimi człowiek. Za najważniejsze wartości stawiał sobie przede wszystkim spełnienie w zawodzie pod względem sportowym i pomoc najbardziej potrzebującym. Pieniądze u Francuza schodziły na dalszy plan. Wielokrotnie udowadniał, że należy mu się olbrzymi szacunek za to, co uczynił dla futbolu. W seniorskiej karierze grał tylko w czterech klubach. Oznacza to jednak, że postawiony przed sobą cel z kolejnym klubem chciał zrealizować, zanim myślał o przeprowadzce za granicę. Na ustach wielu ludzi, ekspertów i krytyków piłkarskich pozostanie wielką piłkarską gwiazdą. Wydaje mi się, że nie może tego przyćmić nawet incydent z Marco Materazzim. Zidane osiągnął chyba wszystko, co w futbolu jest do zdobycia. Pozostaje tylko żałować, że takich piłkarzy jak Francuz na boiskach biega coraz mniej, bo pieniądze zaczynają górować nad piłkarskim honorem, dumą i ambicją.
Geniusz.