FSV Mainz, czyli główny kandydat do spadku z Bundesligi


Dwa przegrane mecze w tym roku, nijaki styl i już czwarty trener za sterami w bieżących rozgrywkach

14 stycznia 2021 FSV Mainz, czyli główny kandydat do spadku z Bundesligi

Gdy cały świat skupia swoją uwagę na fatalnej dyspozycji Schalke 04, oni robią wszystko, by przebić klub z Gelsenkirchen i jako pierwsi stracić cień nadziei na przetrwanie. Po 15 kolejkach FSV Mainz zamyka tabelę Bundesligi i jakichkolwiek pozytywów na przyszłość brak. Czy może nas to dziwić? I tak, i nie, bo niby to klub, który co roku kończy praktycznie w drugiej połówce tabeli, ale jednak gra w niej nieprzerwanie od 12 lat. Czy ten rok będzie ostatni?


Udostępnij na Udostępnij na


Słuchając opinii różnorakich ekspertów niemieckiego futbolu, trudno znaleźć takiego, który nie typowałby Mainz do spadku. Bo Schalke to jednak wielka marka, która w końcu przestanie przegrywać (już przestała, zobaczymy, na jak długo). A taki Bielefeld, który przed sezonem był kandydatem numer jeden do pożegnania się z ligą, w tym momencie ma dwa razy więcej punktów od zespołu z Moguncji. Nadzieja pozostaje w FC Koeln, ale same „Kozy” to i tak za mało.

Trenerów tylko nieco mniej niż punktów

Obecnie strata do bezpiecznego miejsca wynosi siedem punktów. Po 15 kolejkach FSV Mainz ma na koncie raptem jedno zwycięstwo. 22 listopada wygrało 3:1 na wyjeździe z Freiburgiem. Nowy rok zaczął się tragicznie. Pomimo dwubramkowego prowadzenia z Bayernem skończyło się kompromitującą porażką 2:5. Przed tygodniem również rywal okazał się lepszy. Tym razem ten z Frankfurtu. Eintracht wygrał ten mecz po dwóch golach z rzutów karnych Andre Silvy.

Ten mecz był debiutem Bo Svenssona, który zastąpił na stanowisku trenera Jana Moritza Lichtego, który prowadził drużynę raptem trzy miesiące. W spotkaniu z Bayernem szkoleniowcem zespołu był Jan Siewert, ale już wtedy było wiadomo, że to opcja tylko na chwilę. Duńczyk jest więc formalnie czwartym szkoleniowcem drużyny w tym sezonie, bo rozgrywki przecież zaczynał Achim Beierlorzer.

Bo Svensson to były piłkarz FSV Mainz. Barwy tego klubu reprezentował przez cztery lata. Na Opel Arena przyszedł po 1,5-rocznej przygodzie w drugoligowym austriackim FC Liefering. I ta kwestia wzbudza największe wątpliwości, bo gdy twoimi poprzednikami są Juergen Klopp czy Thomas Tuchel, to czy osoba pracująca w Austrii, i to nie na najwyższym poziomie w tym kraju, to ktoś odpowiedni do pracy w topowej lidze Europy?

Odpowiedź poznamy za klika miesięcy. Cel postawiony przed Duńczykiem jest jeden i jest on oczywisty. Utrzymanie zespołu z Moguncji dla tego wciąż młodego trenera będzie największym wyzwaniem w karierze. Svensson nie powinien mieć problemu z aklimatyzacją w klubie, gdyż spędził tam pięć lat, pracując jako trener grup młodzieżowych, więc zna filozofię klubu jak mało kto.

Trójpodział władzy 

Nie jest tajemnicą, że nowy trener FSV Mainz to ulubieniec zarządu na Opel Arena. I ma on utworzyć tercet władczy z Christianem Heidelem i Martinem Schmidtem. Jego koncepcję będą wychodzić daleko poza rozważania roli środkowego pomocnika w zespole czy dobór odpowiedniego krycia, gdy rzut rożny jest wykonywany z prawej strony w sposób odchodzący od bramki. Kibice w Moguncji teraz słyszą właśnie wszystkie hasła związane z nowym otwarciem, wizją, projektem etc.

Samo mówienie o najbliższych kilku miesiącach nie odpowiada moim pomysłom. Mamy wspólny pomysł i wizję. Chodzi o umieszczenie Mainz 05 na filarach, z którymi fani i my możemy się identyfikować. Coś, co możemy powiedzieć, że to jest 100 procent Mainz 05.

Jedynym potwierdzeniem tej tezy jest długość kontraktu Bo Svenssona, który został podpisany aż na 3,5 roku. Duńczyk do Niemiec zabrał swojego asystenta z Austrii Babaka Keyhanfara. I wszystko to byłoby dobre, gdyby nie sytuacja sportowa, w jakiej znajduje się zespół.

Snucie długoletniej wizji klubu i budowanie odpowiedniej marki na rynku niemieckim to raczej niezbyt fortunne sformułowania, gdy po prawie połowie sezonu zamykasz ligową tabelę. I paradoksalnie nie wiem, czy nie lepszym pomysłem byłoby zatrudnienie jakiegoś strażaka typu Huub Stevens z większym niż Svensson doświadczeniem w zarządzaniu sytuacją kryzysową.

I mimo że ostatnie tygodnie były dość burzliwe w mogunckim klubie, to niespecjalnie wywołało to jakieś większe poruszenie w Niemczech. Ta sytuacja pokazuje, jak daleka jest droga przed Heidelem, Schmidtem i Svenssonem, by z FSV Mainz zbudować silną niemiecką markę.

Niemieckie Podbeskidzie 

Jak na razie jest to jeden z najbardziej szarych zespołów Bundesligi. Mówi się o nim mało, na jego mecze nie czekają całe Niemcy, a jak już zdarzy się komuś takie spotkanie obejrzeć, to trudno też nazwać to ucztą dla oczu. Na boisku również brakuje piłkarzy, którzy byliby w stanie przyciągnąć niedzielnego kibica. A prawie coroczna walka najwyżej o przetrwanie już się dawno każdemu znudziła.

 

Jeśli mielibyśmy już kogoś wskazać, to na pewno jest to Jean -Philippe Mateta. Francuski napastnik ma już siedem bramek na koncie w obecnych rozgrywkach i patrząc na aktualny wiek, trudno przypuszczać, by po ewentualnym spadku został w drużynie. Jego wartość już dziś kształtuje się na poziomie 15 milionów euro. Jeśli drugie półrocze będzie podobne do pierwszego, to możemy być pewni, że Matete zobaczymy latem gdzieś indziej.

Zawodnikiem bezpośrednio odpowiedzialnym za współpracę z Francuzem jest Szwed Robin Quaison. Jednak 27 lat i cztery punkty w klasyfikacji kanadyjskiej nie powalają nikogo na kolana. Oczywiście pamiętamy jego poprzedni sezon i życiowy rekord strzelecki 13 goli. Jednak jego największą szansą na szybki awans sportowy są przełożone mistrzostwa Europy. I chyba wszyscy zgodzimy się, że niekoniecznie chcielibyśmy, aby on po tym turnieju nastąpił.

Największym problemem zespołu jest brak w kadrze zawodników bramkostrzelnych. Poza wyżej wymienioną dwójką nikt nie ma więcej niż jednego gola na koncie. Trudno też znaleźć kogoś poza Matetą, na kim klub mógłby znacząco zarobić. Jest dwudziestoletni Jonathan Burkardt, który dość często dostaje szansę. Jednak niewiele z tego na razie wynika.

***

Mainz to też drużyna mająca ogromne problemy w defensywie. 33 stracone gole w 15 spotkaniach to wynik mało chwalebny. Co prawda nie jest najgorsze pod tym względem, gdyż Schalke straciło jeszcze sześć więcej, ale różnica do pozostałych ekip Bundesligi, które mają dwójkę z przodu, jest zauważalna. Do tego dochodzą problemy z COVID-em.

Jedynym pocieszeniem jest fakt, że ze wszystkich czterech ostatnich drużyn najwięcej bramek strzelili gracze Mainz. Ale różnice są tu minimalne. Oglądając mecze zespołu z Opel Arena, trudno dostrzec jakąś myśl przewodnią. Wiele rzeczy wynika z przypadku i trudno doszukiwać się jakiegoś głębszego sensu.

Najbardziej smutne w tym wszystkim jest, że Mainz to nie jedyna drużyna Bundesligi, o której w tej chwili możemy tak powiedzieć. Hertha, Hoffenheim, FC Koeln, Schalke, Augsburg grają podobnie. I może w tym największa nadzieja FSV Mainz na przyszłość.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze