Duma holenderskiego futbolu. Wzór współczesnego pomocnika. Z bagażem wykwintnych określeń Frenkie De Jong zmaga się od najmłodszych lat. Nic więc dziwnego, że widziano w nim przyszłą gwiazdę. Bum na jego nazwisko powiązane było ze świetnym okresem Ajaksu Amsterdam oraz reprezentacji Holandii. W obu przypadkach Frenkie De Jong stanowił o sile tych zespołów. Kolejnym naturalnym krokiem był transfer na sam szczyt piłkarskiej piramidy. Trafił do Barcelony, lecz dopiero półtora roku po transferze Holender pokazuje swoją najlepszą wersję.
Od samego ogłoszenia transferu mijają już dwa lata, bo przecież Barcelona zaklepała sobie Frenkiego De Jonga jeszcze w trakcie kampanii 2018/2019. Zwyciężyła w wyścigu o podpis pomocnika z Manchesterem City oraz PSG. Prezydent Bartomeu tym samym przekabacił kolejnego na swój tonący statek. Frenkie od samego początku wskazywany był na następcę Busquetsa oraz tego, na kim nowa FC Barcelona będzie budowana. Mija drugi sezon i w końcu możemy z pełną świadomością powiedzieć, że to się dzieje. Klub jest w sytuacji podbramkowej, lecz na całe szczęście ma kogoś, kto na tle szarej rzeczywistości świeci niczym najjaśniejsza gwiazda.
Bo nią właśnie staje się w środkowej linii FC Barcelona Frenkie De Jong. Ten sezon, a zwłaszcza ostatni miesiąc, jest dla Holendra przełomowy. Zmiana systemu gry, w którym większa odpowiedzialność spada na jego barki. A on to lubi, bo do takiej gry przyzwyczajany był od małego. Zabrać się z piłką, przedryblować paru rywali i szybko przetransportować ją pod pole karne rywali. To coś, co zawsze charakteryzowało Holendra, lecz na to w Barcelonie czekali długo. W końcu jest, a do tego liczby, które wymiernie potwierdzają, że gra De Jonga osiągnęła najwyższy poziom.
Frenkie De Jong – trudne początki
A na ten każdy niecierpliwie czekał. Przeszło 80 milionów euro musi się przecież spłacić. Piłkarz młody, choć ukształtowany, mający z miejsca udowodnić swoją jakość. Pech tak chciał, że przyjście Holendra przypadło na sezon, w którym cała „Blagruana” kopała się w czoło. Skończyło się bez trofeum, a w dodatku ze zmianą szkoleniowca w połowie sezonu. Frenkie De Jong, choć grał niemal wszystko, swoją postawą niespecjalnie się wyróżniał. Ostudził nastroje, lecz wiara w jego umiejętności była niepodważalna.
Definitywnym, lecz nie ostatnim gwizdkiem było przyjście Ronalda Koemana. Obaj panowie znali się z kadry narodowej, w której Frenkie De Jong grał pierwsze skrzypce, a cała orkiestra „Oranje” grała jak z nut. W Katalonii od pierwszego dnia Koeman zapowiadał, że odblokuje tych, którzy nie dają tyle, ile powinni. Griezmann i Frenkie De Jong. Za obu wydano niemal 200 milionów euro. Do pierwszego do dziś nie udało się przemówić. Z rodakiem Koeman ma inaczej, bo posiada na niego plan.
Ten na początku wielu wydawał się absurdalny. Wciąż można go za taki brać. Ale im dalej w las, tym łatwiej się do niego przekonać i go obronić. Mowa o dwójce „pivotów”. Coś, czego w Barcelonie nie było nigdy, do czego nikt nie jest przyzwyczajony. Ale co jeśli Barcelony po prostu nie stać na grę jedną „szóstką”? Dlaczego? Busquets nie dojeżdża, a Frenkiemu zabieramy wówczas wiele atutów. Można to też wytłumaczyć inaczej. Pomagamy Busquetsowi, a odblokowujemy pełny potencjał tego drugiego.
https://twitter.com/FCBdan_Denied/status/1346016900493488133?s=20
Frenkie De Jong z prawdziwego zdarzenia
Umówmy się – linia pomocy w Barcelonie przeżywa kryzys, a nie drugą młodość. Choć pod znakiem wychowanków stać miała, lecz ci w żaden sposób nie stanowią o jej sile. Z klubu wypchnięto weteranów w postaci Rakiticia i Vidala, a pozostawiono Alenę i Puiga, którzy nie mogą powąchać murawy. Dwie pozycje numer 6 oblega trzech zawodników. Busquets, Frenkie i ich dopełnienie, czyli Pjanić. Gra dwóch, więc wysoki procent minut na murawie spędza duet Busquets – Frenkie De Jong.
Skąd więc pomysł na grę dwoma „pivotami”? Osobiście widzę to tak: schodzący ze sceny Busquets, niekompletna kadra Barcelony, nadmiar ofensywnych zawodników oraz wykorzystanie w 100% możliwości Frenkiego De Jonga. A to wszystko ma sens, kiedy zobaczymy, w jaki sposób FC Barcelona chce tłamsić w tym sezonie rywali.
Wszyscy ci, którzy stoją przed dwójką pomocników, są tak naprawdę napastnikami. Barcelona gra systemem 4-2-3-1, choć w praktyce można to uznać za 4-2-4. Do tego bardzo ofensywni boczni obrońcy. Barcelona Koemana zamyka rywali pod ich własną bramką, a o przebiegu gry decyduje Frenkie. To on jest łącznikiem między środkowymi obrońcami, w których wtapia się Busquets, a całym przodem, który gra w zupełnie inną dyscyplinę. Frenkie na pozycji numer 8 nie miałby takiej roli.
Grając niżej, a jednocześnie nie będąc jedynym w roli defensywnego pomocnika, Holender może zacząć akcję z głębi, nie mając przy tym aż tak wielkiego bagażu odpowiedzialności. Rajdy w kierunku bramki rywali, zdobywanie przestrzeni, biegi w pole karne. To wszystko staje się możliwe, kiedy strefa, w której porusza się Frenkie De Jong, jest większa i należy głównie do niego.
Frenkie De Jong 2020/2021 (Sofascore.com)
Busquets? Uzupełnienie, ale niepełne
A co w tej grze robi Busquets? Momentami Holender tuszuje jego braki i błędy. Kolejnym razem to Hiszpan robi to, o czym zapomina grający jako bardziej wysunięta „szóstka” Frenkie. Choć w tym duecie określiłbym, że Frenkie to 1,5 zawodnika, a Busquets jedynie 0,5. To również pokazuje, że ewentualny brak Busquetsa nie jest wielką przeszkodą. Ba, to często wychodzi Barcelonie na dobre. Zapomnieliśmy o uzależnieniu od Busquetsa, choć to od Messiego nadal jest. Z biegiem czasu zauważymy, że Barcelona uzależni się od Frenkiego.
Obok dynamicznego, wszechstronnego, coraz częściej atakującego bramkę rywali Frenkiego znajduje się Busquets. Momentami niczym jego kolega stojący na czatach na podwórkowej zadymie. W akcji jest wszędobylski Frenkie, swoimi działaniami nieraz uwidaczniający niechlujstwo Busquetsa. Hiszpan nie nadąża za graniem na takim poziomie. To kolejny dowód na to, dlaczego obaj wystawieni są obok siebie. Być może to nie jest idealnie rozwiązanie, lecz na ten moment wydaje się najrozsądniejsze.
W ten sposób uznać możemy, że Barcelona gra jedynie dwoma pomocnikami. Wyżej ustawiona trójka to w rzeczywistości dwóch skrzydłowych plus napastnik lub trzech ofensywnych pomocników, którzy i tak zainteresowani są jedynie klepką w samym polu karnym. To wszystko przed leży na barkach „pivotów”. Tych wspomagają momentami dwaj zawodnicy. Są nimi Messi oraz Pedri. Dodajmy do nich Frenkiego i otrzymamy trójkę najlepszych zawodników FC Barcelona w ostatnich tygodniach. Nic dziwnego. Ta trójka się szuka i ta trójka się rozumie – najlepiej spośród wszystkich.
Wymierny pokaz formy
Jakby tego było mało, Frenkie De Jong w ostatnich sześciu meczach Barcelony zdołał zanotować kluczową asystę oraz zdobyć dwie bramki. To wszystko zapewniło „Blaugranie” trzy, jakże ważne, zwycięstwa. Nieprzypadkowe jest również to, w jaki sposób Holender potrafi wspomóc drużynę, trafiając do siatki.
„Blaugrana” w obecnym sezonie potrafi frustrować. Na boisku odczuwa to nawet sam Frenkie. Jego wejścia w pole karne są tego dobitnym dowodem. W meczu z Realem Sociedad wykończył podanie od Alby. Z Huescą świetnie znalazł się tuż przed bramkarzem, aby wykorzystać zagranie Leo Messiego. Obecna kadra Barcelony nie ma zawodnika, który wykazałby się takim zachowaniem. Dlaczego? To proste. Większość z piłkarzy już jest w polu karnym, a tam potrzeba ruchu, zaskoczenia. Czemu Frenkie jest w stanie to zrobić? Bo ma obok Busquetsa, któremu powierzyć może na chwilę zadania defensywne.
Jeśli sięgniemy dalej pamięcią, zauważymy, że obydwa gole Frenkiego w poprzednim sezonie były niemal identyczne z tymi z ostatnich meczów. Bramka z Betisem to siostra bliźniaczka bramki z Huescą. Trafienie z Sociedad jest bardzo podobne do tego ze spotkania z Valencią. Frenkie bierze sprawy w swoje ręce, bo ma do tego możliwości. Wychodzi poza schemat, zapomina o konsekwencjach i rusza w pole karne, mając dość mozolnego klepania drużyny. I to skutkuje coraz częściej wymiernymi efektami.
– W takich meczach, gdy przeciwnik broni się głęboko, ważne jest, by pomocnicy wbiegali w pole karne. Leo zagrał mi dziś dobrą piłkę i trafiłem do bramki – powiedział Frenkie po meczu z Huescą, trafnie czytając grę.
Jest łącznikiem między obroną a atakiem. W linii pomocy panuje często pustka, którą Frenkie swoją mobilnością (w odróżnieniu od Busquetsa) stara się wypełnić. Jest w tym momencie obok Leo Messiego najbardziej wszechstronnym graczem Barcelony, odpowiadającym za coraz więcej elementów w grze. Jego rola i znaczenie dla drużyny wzrastają. Wszystko, co dobre, zaczyna się coraz częściej od Holendra, ale również na nim kończy. Można odnieść wrażenie, że robi robotę za kilku, dodaje do tego liczby i potrafi się wystrzegać rażących błędów. Staje się liderem środka i kimś, o kim sympatycy „Blaugrany” myśleli w oczekiwaniu na jego przylot do Katalonii.