Przed meczem Francja – Irlandia sporo osób zastanawiało się, jaką dziś ujrzymy ekipę "Les Bleus". Zmotywowaną, pewną siebie i potrafiącą wypunktować rywala? A może zbiór indywidualności, wciąż bez pomysłu, polotu i dowódcy z prawdziwego zdarzenia? Zwolenników pierwszej opcji w szeregach francuskich kibiców do momentu pierwszego gwizdka było zdecydowanie więcej. Dodatkowy entuzjazm w ich gronie wynikał z dzisiejszego przeciwnika. Chociaż nie skazywano Irlandii na bycie chłopcem do bicia, to jednak wyglądała na dobrego kandydata do przełamania się Francuzów. Nie za trudny, lecz wymagający determinacji i pomysłu.
Optymistom przyklaskiwał również Tomasz Hajto, który od samego początku podkreślał wyjątkowo niewielkie szanse piłkarzy z Zielonej Wyspy. Tymczasem nie minęła minuta, a Long bardzo sprytnie upadł w polu karnym. Sędzia nie miał wyboru. Rzut karny i gol.
1:0 dla Irlandii. I co?
Niestety Francuzom kompletnie nie wyszła pierwsza odsłona. W skrócie, każdy z nas oglądając te 45 minut, łapał się za głowę, mówiąc: „Ale zaraz, zaraz. Ja już to gdzieś widziałem”. Owszem, w fazie grupowej, ponieważ zawodnicy Deschampsa dokładnie powtórzyli stare błędy. Brak pomysłu na grę? Jest. Błędy w obronie? Są. Apatia w grze? Obecna. Bezproduktywność ofensywy z Giroudem? A jakże!
Z kolei jak pączek w maśle mogli się czuć dzięki temu Irlandczycy. Nikt przecież nie wymagał od nich dominacji na boisku, lecz sprytu i zaangażowania. Tego wszystkiego zaś w pierwszej połówce nie zabrakło. Mamy wątpliwości, czy to dobrze świadczy o poziomie piłkarskim turnieju, ale po raz kolejny dostaliśmy przykład, jak wiele można we Francji ugrać na samym paliwie waleczności. Nie ujmujemy nic Irlandii, ale takie są fakty. Piłkarsko nie postawiono im wielkich warunków, dlatego też spokojnie do przerwy sobie poradzili.
Ale już w drugiej połowie obraz gry nieco uległ zmianie. Często w piłce o zmianie sytuacji na placu gry decydują jednorazowe błyski, jakiś geniusz. Do tej pory Francuzom właśnie to „coś” towarzyszy od początku turnieju. Tylko że w dzisiejszym meczu akurat ta jedna próba okazała się solidnym kopniakiem dla Griezmanna i spółki.
Zaczęło się najpierw od tej akcji.
https://twitter.com/KhaledAlNouss/status/747071523228426240
Właśnie czegoś takiego już dwa tygodnie oczekujemy od gospodarzy. Konkretów, ale prezentowanych w genialnym, zespołowym stylu. Kto wie, być może właśnie dziś obejrzeliśmy impuls. Gdyż chwilę później gracz Atletico znowu wpisał się na listę strzelców.
Łapcie 2:1. Konto na PW, pamiętajcie. https://t.co/2X5TtPLcEP
— Jakub Olkiewicz (@JOlkiewicz) June 26, 2016
Chwilę później Griezmann raz jeszcze mógł zapakować futbolówkę do siatki, lecz jego akcję wślizgiem spróbował przerwać Duffy. Na to nie było innej rady. Czerwona kartka, po której mecz ułożył się gospodarzom na dobre. Stworzyli sobie jeszcze kilka sytuacji, których jednak nie zamienili na gola.
2:1
Niezłą zmianę dał Coman, asystę dopisał krytykowany Giroud, Griezmann w końcu zagrał spotkanie, w którym zrobił różnicę. To wszystko dało 30 minut dość przyzwoitej gry. Czy na miarę mistrzów kontynentu? Oj, daleko jesteśmy od takiego stwierdzenia.
Tylko że gdy myślami wracamy do poprzednich turniejów, pamiętamy, że Francji różnie układały się te mecze. Np. w Niemczech to właśnie ćwierćfinał i spotkanie z Brazylią było klasowym widowiskiem ówczesnej drużyny. Niewykluczone, że w 1/4 Euro „Trójkolorowych” czeka starcie z Anglikami. Wydaje się, że ten pojedynek może być w końcu prawdziwym testem dla obecnej generacji.
Dziś Francja męczyła się długo, znowu wkładając w swoje spotkanie mnóstwo sił. Pamiętamy, jak takie męczarnie skończyły się dla Brazylii dwa lata temu. Czy zatem możemy się spodziewać powtórki? Trudno orzec, lecz z pewnością sam trud meczowy i związany z tym wkład energii na dużym turnieju może nie być bez znaczenia.