FJW: To tu Lubański ograł Moore’a


Historia zwycięstw reprezentacji Polski na Stadionie Śląskim

2 kwietnia 2018 FJW: To tu Lubański ograł Moore’a

Po prawie ośmiu latach przerwy reprezentacja Polski wróciła na Stadion Śląski. Ten obiekt jest kojarzony z wielkimi sukcesami naszej piłki nożnej. To właśnie na nim Polacy potrafili pokonać takie potęgi piłkarskie, jak: ZSRR, Anglia, Holandia czy Portugalia. Na murawie tej areny świętowaliśmy kilka razy awanse na najważniejsze imprezy. A jak wyglądają ogólne statystyki „Biało-czerwonych” i skąd pojawił się przydomek „Kocioł Czarownic”?


Udostępnij na Udostępnij na

Wiele nacji ma wielkie areny, które są znane na całym świecie. Stadiony budzące respekt przeciwnika przed pierwszym gwizdkiem arbitra. Brazylijczycy mają słynną Maracanę. W Anglii wielkim zaszczytem jest zagrać na Wembley. We Francji piłkarze marzą o występie na Stade de France. W Polsce przez ponad 50 lat magicznym obiektem był Stadion Śląski. Miejsce, w którym świetnie czuła się reprezentacja Polski. To tu nasi zawodnicy cieszyli się z wywalczenia przepustek na mundiale czy Euro. Do czasów przyznania Polsce i Ukrainie mistrzostw Europy to na Śląsku stał dom „Biało-czerwonych”.

Najlepszy bramkarz w historii skapitulował

Decyzja o budowie Stadionu Śląskiego zapadła w 1950 roku, a roboty rozpoczęły się rok później. Prace nad nowym obiektem na Górnym Śląsku trwały pięć lat, a już latem 1956 roku Polska zagrała na nim swoje pierwsze spotkanie. Był to mecz towarzyski z NRD rozgrywany 22 lipca w święto państwowe (rocznica objęcia władzy przez komunistów). Pierwszym strzelcem na nowym obiekcie był Jerzy Woźniak. Szkoda, że było to trafienie samobójcze, a my niestety przegraliśmy 0:2.

Prawdziwa magia zaczęła się od drugiego spotkania w Chorzowie. W październiku 1957 roku do Polski przyjechała mocna ekipa ZSRR z legendarnym Lwem Jaszynem w bramce. Było to starcie w ramach eliminacji do mistrzostw świata. Dla Polaków był to bardzo istotny mecz. Został on rozegrany zaledwie rok po „polskim październiku” i na boisku mogliśmy wreszcie odegrać się na „Wielkim Bracie”. Oczywiście naszej reprezentacji nie uznawano za faworyta. Rosjanie wtedy byli mistrzami olimpijskimi, w pierwszym meczu z nami w Moskwie wygrali 3:0, a do tego poza wybitnym golkiperem mieli znakomitych zawodników w polu.

Na Stadionie Śląskim zgromadziło się 100 000 kibiców, którzy wspierali polskich piłkarzy. Doping wyraźnie poniósł naszą reprezentację, a Jaszyn miał bardzo dużo pracy. Bohaterem został Gerard Cieślik, który dwukrotnie pokonał radzieckiego bramkarza. Przeciwnikom udało się odpowiedzieć tylko jednym trafieniem, więc po ostatnim gwizdku sędziego kibice nosili naszych piłkarzy na rękach. Było to pierwsze tak ważne zwycięstwo Polski po wojnie.

„Kocioł Czarownic”

Na następną ważną wygraną nad bardzo mocnym przeciwnikiem na Stadionie Śląskim musieliśmy czekać aż do 1973 roku. Oczywiście w pamięci polskich kibiców w pojedynku z Anglią bardziej utrwalił się zwycięski remis na Wembley, ale pierwszy mecz rozgrywany był w Chorzowie. Do Polski przyjechali byli mistrzowie świata z 1966 roku i ćwierćfinaliści z mundialu 1970. U nas w kraju stawiano angielski futbol za niedościgniony wzór. Dla „Synów Albionu” mecz z Polakami miał być tylko formalnością. Zwłaszcza że nasi przegrali już pierwsze spotkanie eliminacji do mistrzostw świata z Walią 0:2.

Właśnie ta porażka spowodowała konieczność reakcji Kazimierza Górskiego. Polski selekcjoner zrezygnował z kilku zawodników i w ich miejsca powołał nowych. Musiał wygrać na Stadionie Śląskim z Anglikami, jeżeli chciał liczyć się w walce o awans. Z grupy wychodziła tylko jedna drużna z trzech. Naszym piłkarzom miała jeszcze pomóc otoczka, jaką przygotowali kibicie, którzy znowu stawili się w komplecie. 100 000 osób zrobiło wrażenie na przeciwnikach.

Widok był fantastyczny. Sto tysięcy ludzi, tysiące flag, mgły i smog unoszące się w światłach reflektorów, i hymn narodowy, porażający dla przeciwników. Nic dziwnego, że angielscy dziennikarze nazwali stadion „Kotłem Czarownic”.Stefan Szczepłek, „Moja historia futbolu” tom 2

Ledwo mecz się rozpoczął, a Anglikom zaczęły drżeć nogi. Najlepszym dowodem na to była szybko zdobyta bramka dla Polski autorstwa Roberta Gadochy. Znacznie lepszą zdobyczą mógł pochwalić się Włodzimierz Lubański. Napastnik Górnika Zabrze ruszył w kierunku dryblującego Bobby Moore’a. Kapitan „Synów Albionu” stracił piłkę przy próbie przełożenia jej na drugą nogę. Zawodnik reprezentacji Polski popędził na bramkę i ustalił wynik spotkania na 2:0. Niestety później przypłacił to zdrowiem, bo Roy McFarland ostro go sfaulował. Kontuzja, jakiej nabawił się Lubański, sprawiła, że nie wrócił już do dawnej dyspozycji.

Najwspanialszy mecz reprezentacji Polski

Dla wielu kibiców „Biało-czerwonych” nasza reprezentacja zagrała najlepszy mecz w swojej historii z Holandią po mistrzostwach świata w 1974 roku. Było to spotkanie rozgrywane w ramach eliminacji do mistrzostw Europy. Naprzeciwko siebie stanęły ekipy złożone z brązowych i srebrnych medalistów ostatniego mundialu. Oczywiście areną tak znakomitego widowiska był Stadion Śląski.

Polacy znowu trafili do trudnej grupy. Mieliśmy w niej oprócz „Pomarańczowych” reprezentację Włoch. Na Euro kwalifikował się tylko zwycięzca grupy. W Chorzowie z Holandią zagraliśmy pierwszy mecz eliminacji. Nasz rywal był kierowany przez znakomitego Johana Cruyffa, a z drugiej strony Polacy prowadzeni przez Kazimierza Deynę. Obie ekipy wystąpiły w składach zbliżonych do tego, co można było oglądać na mistrzostwach w RFN.

Ktoś taki jak Deyna może kilkoma zagraniami popchnąć do przodu nie tylko swoją drużynę, ale i futbolJohan Cruyff

Polska zagrała znakomite zawody i pokonała wicemistrzów świata 4:1. Wynik trochę zakłamuje to, co działo się na murawie. Ale niestety było to jedyne zwycięstwo naszych w eliminacjach. W rewanżu w Amsterdamie przegraliśmy, a w obu meczach z Włochami podzieliliśmy się punktami. W 1977 roku udało nam się pierwszy raz w historii cieszyć z awansu na mundial na Stadionie Śląskim. Gola z karnego Portugalii strzelił Deyna, ale cały stadion wygwizdał kapitana reprezentacji ze względu na niechęć śląskich kibiców do Legii.

https://www.youtube.com/watch?v=AbpSDN4_gfM

Wygrana poniosła na Euro

W XXI wieku na Stadionie Śląskim Polacy odnieśli również kilka bardzo ważnych zwycięstw. W 2001 roku udało nam się przełamać klątwę Piechniczka i po wygranej z Norwegią awansować na mundial. W 2006 roku zagraliśmy z Portugalią. Spotkanie było rozgrywane w październiku na początku eliminacji do mistrzostw Europy. Nie pierwszy raz w swojej historii w „Kotle Czarownic” graliśmy z nożem na gardle. W pierwszych dwóch spotkaniach nasi pod wodzą Leo Beenhakkera przegrali z Finlandią oraz zremisowali z Serbią. Aby móc liczyć na szanse wyjścia z grupy, musieliśmy dokonać niemożliwego.

Cały czas w pamięci kibiców była klęska z mundialu 2006, podczas którego z teoretycznie słabej grupy nie potrafiliśmy awansować. Nasz futbol wtedy nie był na najwyższym poziomie, a przecież do Chorzowa przyjechała czwarta drużyna świata oraz wicemistrz Europy. W składzie Portugalii był m. in. Cristiano Ronaldo czy Deco, a z ławki kierował nimi Luis Felipe Scolari. Nasz selekcjoner postanowił dokonać kilku zaskakujących zmian w składzie, które znakomicie zadziałały.

Najlepszy mecz w swoich karierach rozegrali boczni obrońcy – Paweł Golański i Grzegorz Bronowicki. Portugalski gwiazdor nie mógł znaleźć sposobu na naszą defensywę, a jeszcze świetnie w bramce spisywał się Wojciech Kowalewski. Bohaterem dnia był jednak kto inny. Euzebiusz Smolarek za kadencji Beenhakkera rozgrywał najlepszy okres w swojej karierze. Oczywiście udokumentował to, strzelając rywalowi dwa gole dające wygraną „Biało-czerwonym”. Kolejny raz magia Stadionu Śląskiego zadziałała. Po pokonaniu tak znakomitego rywala nasi piłkarze uwierzyli w siebie i wrócili do gry. Rok później po wygranej z Belgią na tym samym stadionie świętowali pierwszy historyczny awans do mistrzostw Europy.

To koniec wspaniałej „Biało-czerwonej” historii?

Reprezentacja Polski przyjeżdżała na Stadion Śląski do końca 2009 roku. W tym samym roku ruszyła przebudowa tego wysłużonego obiektu. W czasie jego powstania był to największy obiekt w Polsce. Prace ruszały równo z budową Stadionu Dziesięciolecia, w którego miejsce w 2011 roku wybudowano Stadion Narodowy. Przez budowę infrastruktury piłkarskiej ze względu na rolę gospodarza przy Euro 2012 wiele innych miast otrzymało nowe piękne piłkarskie areny. Kiedy w październiku 2017 roku zakończyła się przebudowa „Kotła Czarownic”, na powrót reprezentacji trzeba było czekać pół roku. Nie był to ważny mecz, bo tylko sprawdzian z Koreą Południową.

Na Górnym Śląsku powstał ten znakomity stadion ze względu na mocno piłkarski region. Wielu piłkarzy z tych okolic zasilało przez lata kadrę Polski. W 1993 roku PZPN nadał nazwę „Narodowy” Stadionowi Śląskiemu. Teraz, kiedy w Warszawie powstał tak wspaniały obiekt, władze Związku mają dylemat z rozgrywaniem spotkań reprezentacji. Podkreśla się, że obecnie domem „Biało-czerwonych” jest Warszawa. Dla przebudowanej areny w Chorzowie ostatni sparing miał być testem. Według słów prezesa egzamin został zaliczony, ale czy jeszcze kibice zobaczą na nim Polskę w meczach o punkty, czy tylko w spotkaniach towarzyskich? Popyt na dobrze grających Polaków jest duży.

Historia „Kotła Czarownic” nie zostanie nigdy wymazana, ale zagadką jest, czy zostaną jeszcze dopisane nowe biało-czerwone strony. Przed laty nie tylko kadra rozgrywała tu ważne spotkania, ale też Górnik Zabrze czy Ruch Chorzów. Odbywały się też tu zawody żużlowe czy lekkoatletyczne oraz koncerty muzyczne. Piłkarska reprezentacja Polski to jednak jest coś wyjątkowego. Na Stadionie Śląskim rozegrała 56 oficjalnych spotkań, z czego wygrała 24, przegrała 14, a zremisowała 18. Magia cały czas unosi się nad przebudowaną areną, czego najlepszym dowodem jest gol Piotra Zielińskiego w ostatnich minutach spotkania z Koreą.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze