Ojczyzna jest jak matka, w zasadzie powinna być tylko jedna. Mimo to rzeczywistość bywa bardziej skomplikowana i coraz częściej to nie miejsce urodzenia, ale wola piłkarza decyduje o reprezentacyjnych barwach. Przyczyny są różne: zagmatwana historia, postęp globalizacji czy współczesna multikulturowa moda. Etniczny folwark został co prawda nieco ukrócony niedawnym przepisem FIFA, lecz problem nie zniknął. Ewoluował w inną formę i zbiera już pokłosie. Zanim jednak dojdziemy do Adnana Januzaja – współczesnego symbolu tego zjawiska – przyjrzyjmy się protoplastom narodowej turystyki.
Szeregowy „Joe” i Blitzkrieg
Archetypem piłkarza o płynnym poczuciu świadomości narodowej był legendarny bramkarz Celticu Glasgow, James Kennaway. „Joe” przyszedł na świat w 1905 roku w kanadyjskim Montrealu i gdyby nie wojenna zawierucha, do tej pory byłby pewnie jednym z rekordzistów klubu pod względem występów. Do Szkocji trafił dzięki świetnej postawie w meczu towarzyskim przeciwko Celticowi w barwach ojczystego Fall River. W macierzystej kadrze zagrał tylko raz, w reprezentacji Szkocji pięciokrotnie. Po wybuchu II wojny światowej Kennaway emigrował z Europy do USA. Nieoficjalne źródła podają, że zaszczytu założenia narodowej koszulki Jankesów także dostąpił.
Jeśli chodzi o innych zawodników z tamtych lat, ale bliższych naszej historii i naszego położenia geograficznego, to sprawa wyglądała już mniej liberalnie. Po Anschlussie Austrii, a następnie inwazji na Polskę naziści pozyskali dla piłkarskiej kadry III Rzeszy kilka naprawdę słynnych nazwisk. Franz Binder – jedna z największych gwiazd przedwojennego austriackiego Wunderteamu – dla reprezentacji swojego wroga strzelił dziesięć goli. Warto przypomnieć, że Binderowi (jako jedynemu Europejczykowi) nieoficjalne źródła przypisują zdobycie ponad 1000 bramek w karierze. Mniej szczęścia miał równie utalentowany Matthias Sindelar. Posądzony o romans z Żydówką, został rozstrzelany jeszcze przed wojną. Wspomnieć trzeba również o Ślązaku Erneście Wilimowskim. Strzelec pierwszych polskich bramek na mundialu po podpisaniu Volkslisty także reprezentował drużynę III Rzeszy. Przez komunistów wyklęty, przez Bohdana Tomaszowskiego nazwany zdrajcą, w Polsce nigdy nie został należycie doceniony.
Bezimienny rekordzista
Ladislav, Laszlo, Ladislao? Właściwie to nie wiadomo, bo Kubala, barceloński gwiazdor z lat 50., uznał chyba, że jego piłkarskiego geniuszu wystarczy dla wszystkich. Wśród zawodników o skomplikowanej karierze reprezentacyjnej śmiało można go określić czempionem. Urodził się na Węgrzech, lecz zanim wystąpił w madziarskiej kadrze, zdążył zadebiutować w barwach czechosłowackich. Po powrocie do ojczyzny wystąpił w trzech meczach towarzyskich, jednak dość szybko stwierdził, że komuna średnio mu się podoba. Uciekł więc do Ameryki Południowej, skąd przedostał się do Hiszpanii i tak przy okazji stał się jednym z najlepszych strzelców w historii Barcelony. Będąc na podorędziu jako czołowy snajper ligi, hiszpańskiej federacji też nie odmówił. W drużynie „La Roja” rozegrał osiemnaście spotkań, w zespole Katalonii cztery. Gdyby sprawa była jeszcze za mało skomplikowana, to ojciec Kubali był pół Słowakiem, pół Polakiem.
Jedynym piłkarzem, który może się równać z Kubalą pod względem zwariowanego dorobku reprezentacyjnego, jest Alfredo Di Stefano. Jeden z najlepszych piłkarzy wszech czasów również miał problemy z odnalezieniem swojej Itaki. Macierzystej Argentynie poświęcił tylko miesiąc. Zdobył z nią Copa America, a następnie w kilku nieoficjalnych spotkaniach reprezentował… Kolumbię! Później jako gwiazda Realu Madryt był łakomym kąskiem dla otwartej na narodowe sieroty hiszpańskiej kadry. Rozegrał w niej 31 meczów, w tym kilka z Kubalą. Przez (między innymi) zagmatwaną sytuację tożsamościową Di Stefano nigdy nie wystąpił na mundialu. Hiszpanie do swojej piłkarskiej legii cudzoziemskiej zaciągnęli także innych „Królewskich”, m.in. Węgra Ferenca Puskasa (dwa występy) czy Urusa Jose Santamarie (szesnaście).
Bałkański kocioł
W późniejszych dekadach proceder żonglowania barwami narodowymi stał się o wiele rzadszy. Jeśli piłkarze grywali w kilku reprezentacjach, wynikało to głównie z politycznych zawirowań, a nie osobistych kaprysów. Andrij Piatnicki, były piłkarz Spartaka Moskwa, miał okazję występować w pierwszych jedenastkach Związku Radzieckiego, Wspólnoty Niepodległych Państw, Uzbekistanu, a w końcu także Rosji. Czołowa postać Interu Mediolan z ostatniego dziesięciolecia, czyli Dejan Stanković, również jest ewenementem na skalę światową. W reprezentacyjnym dorobku ma spotkania w kadrach Jugosławii, Serbii i Czarnogóry oraz Serbii (już niezależnej). Konflikt zbrojny na Bałkanach w latach 90. spowodował ogromny napływ imigrantów w różne zakątki stron świata. Zlatan Ibrahimović, Neven Subotić, Jason Culina – każdy z nich wedle własnych przekonań wybrał inny wariant swojej przyszłości.
Współczesne problemy z identyfikacją to jednak domena nie tylko bałkańskich zawodników. Przepis sprzed kilku lat zabraniający gry w innej reprezentacji niż tej, w której rozegrało się mecz o punkty, miał być rozwiązaniem. Niestety nie jest. Jermaine Jones w niemieckich barwach rozegrał trzy spotkania towarzyskie, by później powrócić do amerykańskiego zespołu i wystąpić w eliminacjach do przyszłorocznych mistrzostw w strefie CONCACAF. Osobliwym przypadkiem są także bracia Jerome i Kevin-Prince Boateng. Obaj mają takie same korzenie, zostali wychowani w tej samej rodzinie, a mimo to reprezentują inne kraje. Dowodzi to, że tożsamość narodowa jest kwestią mocno zindywidualizowaną.
Kto da więcej?
W normalnym, poukładanym świecie procedura powinna wyglądać tak: piłkarz, aby zostać powołany przez selekcjonera, musi udowodnić swoją wartość na murawie, a także przywiązanie do kraju, który chce reprezentować. To moja opinia, a teraz rzeczywistość, w której na naszych oczach role się odwracają. Wystarczyło zaledwie sześć meczów i dwie bramki Adnana Januzaja w barwach Manchesteru United, aby pół Euopry ruszyło do szaleńczej bitwy. Z nie swojej winny osiemnastolatek został wciągnięty w anormalne rozgrywki i licytację o to, które państwo jest bardziej jego. Dookoła pełno Wujków Dobra Rada, którzy tylko czekają, aby ubić dobry interes.
A wybierać jest z czego: Kosowo, Albania, Belgia, Anglia, a być może nawet Serbia, Chorwacja czy Turcja! Każda z tych federacji prowadzi wyścig z czasem, aby Januzaj wybrał właśnie ją. Tak jakby młodzieniec nie decydował o swojej etnicznej przynależności, ale po prostu stał przed wyborem nowego klubu. Najwięcej szans teoretycznie powinna mieć Belgia, gdyż w niej się urodził, ewentualnie Kosowo – stamtąd ma przodków. Potencjalnymi sukcesami może kusić za to Anglia. Z tym że w ekipie synów Albionu Januzaj mógłby zagrać dopiero, mając 21 lat, czyli w 2016 roku (gdy dostanie obywatelstwo). Lukas Podolski w tym wieku miał już na koncie 22 bramki w dorosłej kadrze Niemiec. Jaką decyzję podejmie Januzaj, dowiemy się zapewne niebawem. Miejmy nadzieję, że pozostanie ona w stu procentach niepodległa.
Piłkarska mapa Europy.
Zobacz, gdzie kibicuje się jakiemu klubowi.
Polska nie została nawet uwzględniona...
http://futbolplay.pl/memy/1431-pilkarska-europa-na-ma
pie