W 1972 roku reprezentacja Kambodży dotarła do półfinału Pucharu Azji, w którym przegrała z późniejszym mistrzem – Iranem. Skończyło się na czwartym miejscu. W ciągu następnego roku ta sama drużyna wygrała dwa lokalne turnieje, konsolidując swoją pozycję w roli regionalnego hegemona. Futbol w Kambodży miał się dobrze, życie było przyzwoite. Wszystko zmieniło się w 1975 roku, kiedy do władzy doszli Czerwoni Khmerzy. W ciągu czterech lat Kambodża pogrążyła się w morzu krwi, terroru i cierpienia. Zamordowano nie tylko futbol. Komunistyczni utopiści wysłali na tamten świat ok. 2 miliony rodaków, głównie intelektualistów, ale i sportowców, co stanowiło ok. 25% całej populacji Kambodży. Czerwonych Khmerów nie ma już od dawna, ale koszmary przeszłości ciągle prześladują kraj. W tych warunkach Kambodża próbuje się odrodzić i robi to z całkiem niezłym skutkiem. W tym samym czasie próbuje też odrodzić się tamtejszy futbol, choć i jedno i drugie nie odbywa się bez przeszkód.
Żeby dobrze zrozumieć to, co wydarzyło się w Kambodży ponad cztery dekady temu, warto nakreślić najpierw rys historyczno-polityczny. W latach 1967–1975 w tym kraju położonym w południowo-wschodniej Azji toczyła się wojna domowa, w którą z jednej strony zaangażowane były Królestwo Kambodży, Republika Khmerska, Stany Zjednoczone, Wietnam Południowy, a z drugiej Narodowy Zjednoczony Front Kampuczy, Wietnam Północny, Viet Cong, Czerwoni Khmerzy oraz kilka innych rewolucyjnych formacji. W jej wyniku upadło Królestwo Kambodży, zastąpione Republiką Khmerską, która następnie została obalona w 1975. Zwycięscy Czerwoni Khmerzy ustanowili Demokratyczną Kambodżę, która – rzecz jasna – z demokracją nic wspólnego nie miała. Wojna domowa pochłonęła życie ok. 300 000 mieszkańców, co było tylko nieśmiałą zapowiedzią rzezi, która miała nastąpić.
Pola śmierci
Dziś to, co wydarzyło się w latach 1975–1979, nazywamy ludobójstwem. Robimy tak nie bez powodu – społeczeństwo Kambodży doświadczyło systemowej, zaplanowanej eksterminacji na niespotykaną nigdzie indziej skalę. Eksterminacji przeprowadzonej przez Czerwonych Khmerów, na czele których stał Saloth Sar, wykształcony we Francji dyktator Kambodży. Salotha Sara cały świat zna dzisiaj jako Pol Pota, uosobienie zła. Porównywanie stopnia okrucieństwa zbrodniarzy to bardzo niewdzięczne zadanie, ale zdaniem wielu badaczy historycznych Pol Pot zasługuje dziś na niechlubne miano twórcy najskrajniejszej formy totalitaryzmu w dziejach ludzkości.
Czerwoni Khmerzy – ugrupowanie komunistyczne mające swoje korzenie w Komunistycznej Partii Kambodży – mieli marzenie. Tym marzeniem było niewyedukowane społeczeństwo wiejskie, pozbawione warstwy inteligencji, parające się najprostszymi formami pracy. W 1975 nadszedł czas na zrealizowanie komunistycznej utopii. Zamknięto więc szkoły, szpitale i fabryki. Zdelegalizowano jakiekolwiek formy religii, zlikwidowano banki, a następnie całkowicie zrezygnowano z używania pieniędzy. Nie było już własności prywatnej, a ludność miejską przeniesiono, oczywiście siłą, do wiejskich kolektywnych gospodarstw rolnych. Tak je nazywano, ale de facto były one obozami pracy przymusowej. Początek tych zmian nazwano „rokiem zero”. Czerwoni Khmerzy dosłownie chcieli wymazać historię i zacząć ją na nowo.
Mordowano (głównie poprzez strzał w potylicę) wszystkich nieprzychylnych władzy oraz naturalnych wrogów komunistycznego snu – intelektualistów, nauczycieli (sam Pol Pot zanim został zbrodniarzem, przez kilka lat uczył w szkole), lekarzy, fachowców oraz każdego, kto miał jakiekolwiek powiązania z poprzednią władzą. Mordowano nawet za sam fakt noszenia okularów (miało to świadczyć o statusie inteligenta) czy za zbyt delikatne dłonie. Miejscem kaźni były przede wszystkim okryte złą sławą pola śmierci, spośród których najbardziej znane to Choeung Ek (ok. 20 000 ofiar). Egzekucje często poprzedzone były pobytem w więzieniu (i torturami), z których najbardziej niesławne to Tuol Svay Prey, powstałe w miejscu szkoły średniej. Dziś nosi nazwę Tuol Sleng i jest muzeum ofiar ludobójstwa.
Tortury w szkole
Razem z normalnością i nadzieją umarł też futbol. Nie było żadnych dekretów zakazujących grania w piłkę, nikt oficjalnie nie rozwiązał drużyny narodowej. Piłka nożna była uważana za aktywność zbędną, sprzeczną z ideałami Czerwonych Khmerów. Była przeszkodą w realizacji utopii. Nie grano więc nawet pokątnie, ponieważ każde kopnięcie piłki groziło wyrokiem śmierci. Gdyby ktoś odważył się na tak heroiczny ruch jak zorganizowanie meczu, i tak nie miałby kiedy tego zrobić. Prawdopodobnie nie miałby też na to sił. W obozach obowiązywał 7-dniowy tydzień pracy, głodowe racje żywnościowe i surowe kary za jakiekolwiek nieposłuszeństwo.
Piłkarska drużyna szkoły średniej Tuol Svay Prey zdobyła mistrzostwo stolicy – Phnom Penh – pięć razy z rzędu na początku lat 70. Uczniowie trenowali na polu tuż za szkołą, która w 1975 została przekształcona we wspomniane już wcześniej więzienie. Tam, gdzie młodzi adepci futbolu przygotowywali się do podboju lokalnej sceny piłkarskiej, wkrótce torturowano i mordowano dziesiątki tysięcy obywateli Kambodży.
Wielki sukces, wielka tragedia
W drużynie Tuol Svay Prey grał wtedy Kowith Kret, którego historia stała się jedną z najgłośniejszych w ostatnich latach. Dla nas o tyle ciekawa, że bezpośrednio z futbolem związana. Kowith ma dzisiaj 65 lat i może mówić o wielkim szczęściu. Przetrwał cztery lata gehenny w obozie pracy i jest jednym z niewielu ciągle żyjących, którzy pamiętają jeszcze futbolowe sukcesy Kambodży sprzed 40 lat.
Kowith wspomina Puchar Azji z 1972: – Wojna w sąsiadującym Wietnamie wchodziła powoli na nasze terytorium, ale wtedy gra naszej drużyny przynosiła nam ukojenie w tych trudnych czasach. Słyszeliśmy bombardowania, ale sukces reprezentacji był naprawdę wielką rzeczą. Mówiono o tym w radiu, pisano w gazetach. W żadnym innym sporcie nie byliśmy mocni. Liczyła się tylko piłka.
W rundzie grupowej tamtego turnieju Kambodża, wtedy już właściwie Republika Khmerska, przegrała z Koreą Południową 1:4, ale drugi mecz dał jej awans po tym, jak rozbiła w nim Kuwejt aż 4:0. Półfinał z Iranem zakończył się porażką 1:2. Kambodża zagrała o brąz z gospodarzami – Tajlandią. W regulaminowym czasie gry było 2:2, w karnych wygrali Tajowie. Kambodża była czwartą drużyną kontynentu i do dzisiaj to absolutnie największy sukces w piłkarskiej historii kraju.
Po zajęciu Phnom Penh przez Czerwonych Khmerów Kowith uciekł na wschód kraju. Jego ojca rozpoznano jako działacza poprzedniego rządu, aresztowano, a następnie wysłano na reedukację (czyli, bądźmy szczerzy, indoktrynację) w S-21. S-21 to inna nazwa więzienia Tuol Svay Prey, w miejscu którego wcześniej była szkoła, do której uczęszczał Kowith. Kowith Kret nigdy już swojego ojca nie zobaczył, a sam wylądował w „gospodarstwie rolnym”, w którym cierpiał głód i tortury. Gospodarstwa były skupione na produkcji żywności, ale i tak musiał kraść jedzenie, żeby przeżyć. I przeżył, ale 43 członków jego rodziny – nie.
Nawet król piłkę kopał
W latach 50. i 60. król Kambodży – Norodom Sihanouk – regularnie organizował mecze pomiędzy reprezentacją pałacu królewskiego i drużyną sił zbrojnych. Żeby było ciekawiej – sam w tych meczach grał. Sihanouk kochał futbol. To samo mówi się nawet o Pol Pocie, który miał rzekomo być wielkim fanem Pele. Było to na długo przed tym, jak zamordował swój naród, więc nie brzmi to aż tak niewiarygodnie. W połowie stulecia widok dzieci grających, zwykle boso, w piłkę nie był niczym wyjątkowym. Kambodża zakochała się w tej grze i to na długo przed rządami Sihanouka.
Niepodległość od Francji odzyskała w 1953, ale reprezentacja piłkarska zaczęła rywalizować już 20 lat wcześniej. W latach 40. sam król zapoczątkował Puchar Indochin, w którym Kambodża rywalizowała z Laosem, Wietnamem Północnym, Środkowym i Południowym. Następnie, w 1956 roku, Kambodża dołączyła do FIFA. Sukces z 1972 był o tyle wyjątkowy, że już od prawie pięciu lat trwała wojna domowa. Był możliwy dlatego, że Czerwoni Khmerzy nie zdążyli jeszcze przejąć władzy. Rok po tym, jak zainstalowali się w Phnom Penh, wycofali reprezentację z Pucharu Azji 1976.
1972 to więc data symboliczna dla tamtejszych fanów piłki, choć tylko dla tych, którzy pamiętają te wydarzenia osobiście. Dzisiejsza Kambodża to kraj młody, a ludzi pokroju Kowitha Kreta jest garstka. Większość albo urodziła się po próbach wprowadzenia komunistycznego raju, albo została w trakcie rewolucji zamordowana.
Kambodżańska tiki-taka
Kim byli więc ci piłkarze, którzy dali Kambodży sławę? Jednym z nich był Pen Phath, skrzydłowy. Dziś ma 70 lat. Wspomina, że jego sukces to w dużej mierze zasługa króla Sihanouka. Sihanouk inwestował państwowe pieniądze w futbol i sprowadzał trenerów z zagranicy – z Jugosławii, Węgier, Czech. Ówczesna reprezentacja Kambodży przypominała, zachowując proporcje, dzisiejsze techniczne drużyny prezentujące tiki-takę. Niscy, szybcy, zwinni piłkarze byli idealni do takiego stylu. Wspomnienia ocalałych są jednoznaczne – drużyna opierała się na automatyzmach, działała jak mała maszyna.
Sihanouk wyprzedził swoje czasy i sprowadzał mocne europejskie drużyny na kambodżańskie tournee. Do Phnom Penh zawitały takie firmy, jak: Crvena Zvezda, Sparta i Slavia Praga, reprezentacja Jugosławii czy ZSRR. Podobnie dzisiaj dzieje się w całej Azji czy Ameryce Północnej, gdzie największe kluby regularnie rozgrywają letnie turnieje. Taka kombinacja czynników musiała działać na korzyść kambodżańskich piłkarzy.
Wspomniany Pen Phath wypromował się podczas mistrzostw w 1972 i tuż po nim podpisał kontrakt z drużyną z Tajlandii – Rajprachą. Mecz o trzecie miejsce przeciw Tajlandii, w którym Pen brylował, prawdopodobnie uratował mu życie. W swoim pierwszym sezonie w Tajlandii Pen zachwycał i znalazł się w najlepszej jedenastce kontynentu. Właściciel Rajprachy zabrał mu paszport, obawiając się zainteresowania bogatszych klubów lub powrotu piłkarza do Kambodży. Gdyby tego nie zrobił, o czym jeszcze wtedy nie wiedział, Pen mógłby skończyć jak wielu jego kolegów w S-21, a jego ostatnim przystankiem byłoby zapewne Choeung Ek.
Skrzydłowy z Kambodży wystąpił nawet w meczu towarzyskim przeciw Santosowi (z Pele w składzie), a z jego powodu drużynę przemianowano na Bangkok XI. Początkowo miało to być spotkanie reprezentacji Tajlandii z brazylijskimi wirtuozami.
Z popiołów…
Nie wszyscy mieli tyle szczęścia co Pen. Z wielkiej drużyny z 1972 przeżyło tylko pięciu piłkarzy. Życie stracili m.in. Lim Sak, bramkarz, oraz najlepszy napastnik – Douer Sokhom. Wśród ocalałych znaleźli się, oprócz Pena, Lors Salakhan, Slayman Salim, Ouk Sareth i Som Saran. Ten ostatni, dziś 72-latek, był kapitanem. W 1975 udało mu się uciec do Wietnamu, gdzie grał w najwyższej lidze dla drużyny Tay Ninh. Piłkarze, którzy zostali w Kambodży, musieli ukrywać swoją tożsamość. Jeśli udało im się przekonać Czerwonych Khmerów, że wykonują jakąś prostą, skromną pracę, mieli szansę na przeżycie. Jeśli nie – ginęli. Pol Pot nie potrzebował w swoim raju sportowców.
Som wrócił później do Kambodży, próbując utrzymać krajowy futbol przy życiu. O sukcesach sprzed terroru nie było mowy. Nie tylko nie było piłkarzy – brakowało też infrastruktury zniszczonej przez Pol Pota, ale przede wszystkim ludzie ciągle głodowali. Czyhały też na nich inne pola śmierci, również zastawione przez Czerwonych Khmerów – pola minowe. Z niedożywieniem i minami Kambodża boryka się do dziś. Bardziej zaminowanym miejscem na świecie jest prawdopodobnie tylko Górski Karabach (znany też jako Arcach), region autonomiczny, o który spór toczą Armenia i Azerbejdżan, a de facto przedłużenie terytorium Armenii.
Reprezentację reaktywowano w 1979, choć była to raczej zbieranina, a nie drużyna. Przez około dziesięć lat grano wyłącznie mecze towarzyskie przeciw drużynom z ZSRR. Pen do dzisiaj mieszka we Francji, ale pozostali – Som Saran, Lors Salakhan, Slayman Salim i Ouk Sareth – zostali w Kambodży. Przez lata zajmowali się trenowaniem, Som nawet dwukrotnie był selekcjonerem reprezentacji, taki zaszczyt spotkał też Salakhana. Pen do tego sprowadził dwukrotnie do kraju drużynę złożoną z Khmerów mieszkających we Francji. Kilku z jego podopiecznych zagrało potem w dorosłej reprezentacji Kambodży.
Sukcesy? A może po prostu normalność?
Powrót do rywalizacji międzynarodowej to rok 1995. W Tajlandii rozgrywano igrzyska Azji Południowo-Wschodniej. Kambodża trafiła do grupy z Indonezją, Tajlandią, Wietnamem i Malezją. Wyniki? Odpowiedno 0:10, 0:9, 0:4 i 0:9. W ostatnim meczu, z Malezją, od dwucyfrowej porażki uchroniło Kambodżę złamanie bramki. Affendi Julaihi oddał strzał, piłka odbiła się od poprzeczki, dobitka Anuara Abu Bakara była skuteczna, ale zanim piłka wpadła do siatki… bramki już nie było. Julaihi siłą rozpędu wpadł w siatkę, a konstrukcja pod jego ciężarem się zawaliła.
Nieco absurdalne, ale tak naprawdę tragiczne. Ludzie w Kambodży, głodni i przesiąknięci traumą komunistycznego terroru, mieli na głowie większe problemy niż kopanie piłki. Nie da się jednak uciec od faktu, że nawet te pogromy w 1995 dały narodowi cień nadziei. Rok później, w pierwszej edycji mistrzostw Azji Południowo-Wschodniej, turnieju rozgrywanego do dziś, Kambodża ponownie przegrała wszystkie cztery mecze, ale bilans bramkowy był już o niebo lepszy, bo 1:12. W roku 2000 Khmerowie zanotowali zwycięstwo i trzy porażki, w 2002 – to samo, w 2004 ponownie przegrali cztery mecze, tak samo było w 2008. W edycjach w 1998, 2007, 2010, 2012, 2014 Kambodża nie zakwalifikowała się do AFF Suzuki Cup, bo tak dziś nazywają się te rozgrywki (wcześniej był to Tiger Cup).
2014 rok to twarde lądowanie Kambodży na rekordowo niskim, 201. miejscu w rankingu FIFA. Khmerowie wrócili do rywalizacji w Suzuki Cup w 2016, przegrywając wszystkie trzy mecze, a w 2018 zanotowali bilans 1-0-3. Rywalizacja z lokalnymi rywalami idzie więc jak krew z nosa, ale to, jakie emocje wywołuje piłka w Kambodży, jest momentami aż niewiarygodne. W 2018 roku Kambodża w ramach Suzuki Cup gościła dwa mecze. Na spotkanie z Malezją przyszło 35 tysięcy widzów, na mecz z Laosem o 10 tysięcy mniej, co wciąż robi wrażenie. Mecz z Laosem zakończył się wygraną 3:1.
Futbolowa mania
Jak widać powyżej, piłka nadzieję i radość narodowi daje do dzisiaj. Pomimo wyników dalekich od zadowalających mecze reprezentacji Kambodży cieszą się w kraju ogromnym zainteresowaniem, a drużyna jest wspierana bez względu na to, co się na boisku dzieje. Poza tym dziś jest o niebo lepiej niż 25 lat temu. Kambodża traci w całym turnieju tyle goli, ile w 1995 w jednym meczu.
Daleko jeszcze im do ich dawnego blasku, ale Kambodża wydostała się z rankingowego mordoru i dziś zajmuje miejsce numer 173. Tak, wiemy, że ranking FIFA jest nieco szalony, ale coś jednak pokazuje. W kwalifikacjach do MŚ Kambodża do dziś nie osiągnęła nic znaczącego, choć pewnym pocieszeniem jest fakt, że jej piłkarze nie kończą rywalizacji już na I rundzie i od czasu do czasu udaje zdobyć im się jakiś punkcik (tak jak 5 września 2019, kiedy udało się zremisować z Hongkongiem). Myślicie, że mecz Kambodża – Hongkong to nic wyjątkowego? 45 tysięcy kibiców na trybunach stadionu w Phnom Penh nie robi sobie nic z tej opinii.
W obecnej kampanii zdarzyły się już jednak takie łomoty, jak 0:14 z Iranem.
https://www.youtube.com/watch?v=Kr-PVFPmhxU
Ten mecz był wyjątkowy jeszcze z dwóch innych względów. Po raz pierwszy od czasu Rewolucji Islamskiej na stadion w Iranie weszły kobiety. Oprócz kobiet byli też fani Kambodży. A właściwie fan. Jeden. Z megafonem i trzema bębnami. Cóż za poświęcenie i pasja. Mówimy to bez cienia ironii.
Sole Cambodia fan chanted for the full 90 minutes despite 14-0 loss to Iran
Via @GiveMeSport https://t.co/bOCRYbPr7I pic.twitter.com/LoBzlXkEiH— The Cambodia Daily – ឌឹ ខេមបូឌា ដេលី (@cambodiadaily) October 14, 2019
Kambodża zajmuje ostatnie miejsce w swojej grupie z dorobkiem jednego punktu i bilansem bramkowym 1:22, choć większość roboty zrobili tu Irańczycy. W pozostałych meczach nie było aż takiego dramatu. Oprócz wspomnianego remisu z Hongkongiem Kambodża przegrała 0:1, 0:2 i 0:4 (w grupie są jeszcze Bahrajn i Irak). Postępy więc widać, choć trudno powiedzieć, żeby były imponujące.
Kambodża też ma orliki
W 2018 roku kontrakt pro-bono podpisał z federacją Keisuke Honda. Honda został mianowany selekcjonerem pomimo faktu, że nie posiada żadnej licencji trenerskiej. Kontrakt został podpisany jeszcze w momencie, w którym Japończyk był piłkarzem Melbourne Victory. Od początku bieżącego roku jest zawodnikiem brazylijskiego Botafogo. Według umowy raz w tygodniu Honda bierze udział w telekonferencji ze swoimi współpracownikami. W Kambodży jest tylko podczas oficjalnych przerw reprezentacyjnych. Sam fakt podpisania takiego kontraktu z aktywnym jeszcze piłkarzem, bez licencji, pokazuje, że na ten moment brakuje w Kambodży pomysłu na profesjonalny futbol. Same chęci to na razie za mało.
Inaczej jest u podstaw, na najniższym szczeblu. W każdej prowincji powstaje coraz więcej szkółek, a liczba młodych zawodników rośnie. Podobnie jest z kambodżańską wersją orlików, które kilka lat temu zaczęły rosnąć jak grzyby po deszczu, choć na razie głównie w stolicy. Te boiska, co najważniejsze, nie stoją puste. Jedno z nich znajduje się 100 metrów od Choeung Ek, najbardziej śmiercionośnego z morderczych pól. W tym miejscu dramatyczna kambodżańska przeszłość łączy się dziś z wielkimi nadziejami na przyszłość.
Jeszcze będzie przepięknie
Kann Kall, dyrektor kambodżańskiego oddziału Room to Read (organizacji non-profit wspierającej walkę z analfabetyzmem wśród najmłodszych), też przeżył horror obozów pracy. Tak jak Kowith również uwielbiał grać w piłkę. – Futbol nie miał szans na przetrwanie. Spójrzcie na naszą historię. Do 1975 wojna domowa, od 1975 do 1979 – pola śmierci, od 1979 do 1989 – okupacja przez siły wietnamskie. Aż do 1998 Czerwoni Khmerzy próbowali odzyskać władzę. Ciągły niepokój, głód i brak zaufania. Nie da się inwestować w sport, kiedy ludzie nie mają co jeść.
– Dziś piłka nożna jest w Kambodży metaforą zmiany. Współpraca na boisku wygląda podobnie do współpracy w narodzie. Każdy ma swoją rolę, ale jako drużyna chcemy wygrać – podsumowuje Kall.
Futbol w Kambodży startował więc od absolutnego zera, i to kilka razy. Od 1998 roku w kraju panuje pokój, a Kambodża jest jedną z najszybciej rozwijających się gospodarek świata. Do tego część zbrodniarzy została osądzona i skazana. W 2023 roku Kambodża będzie gospodarzem Igrzysk Azji Południowo-Wschodniej. Zanim zobaczymy znaczący postęp w kambodżańskiej piłce, na pewno minie jeszcze sporo czasu, ale nikt nie oczekuje wielkich sukcesów tu i teraz. To, co najpiękniejsze w całym tym koszmarze, to widok Khmerów licznie wspierających swoją drużynę narodową w każdym meczu. Piłkarska mania ogarnęła ten kraj bez granic i niech tak już zostanie.
Źródło cytatów: The Blizzard