Twórca „tiki-taki", trochę gbur, świetny psycholog. W głębi duszy wrażliwy, przyjazny i miły człowiek. Autor obecnych sukcesów reprezentacji Hiszpanii. Tak w skrócie można określić postać José Luisa Aragonésa Suáreza.
Od pierwszego dnia powtarzał nam, że dla niego jesteśmy najlepszą drużyną świata. Musiał tak mówić, to logiczne, ale stopień pewności, jaki miał, był wprost nieprawdopodobny. To on zaraził nas tą zwycięską mentalnością – Pepe Reina o ME 2008.
Część z Was może zdążyła już zapomnieć, ale przecież reprezentacja Hiszpanii nie zawsze kroczyła od zwycięstwa do zwycięstwa. Ba, na Półwyspie Iberyjskim bardzo popularne stało się powiedzenie „gramy jak nigdy, przegrywamy jak zawsze”. Nic dziwnego, skoro swój jedyny triumf w międzynarodowych rozgrywkach Hiszpanie święcili w 1964 roku, kiedy to zostali mistrzami kontynentu. Kolejne pokolenie zdolnych piłkarzy do sukcesu poprowadził Luis Aragones, który niejako zmienił ich mentalność.
„Tym najbardziej przekonanym o triumfie był właśnie Luis i dawał nam to odczuć w każdej rozmowie. My mieliśmy więcej wątpliwości i byliśmy bardziej powściągliwi” – Alvaro Arbeloa.
Luis to fundamentalna postać zarówno w mojej karierze, jak i w całej historii La Roja. Bez niego to wszystko byłoby niemożliwe. To dzięki niemu wszystko się zaczęło. To on połączył nas, tych najmniejszych: Iniestę, Cazorlę, Cesca, Silvę, Villę… Z Luisem dokonaliśmy rewolucji. Przełożyliśmy wściekłość na posiadanie piłki i udowodniliśmy, że owszem, można wygrać, grając dobrze. Jeśli nie wygralibyśmy mistrzostw Europy, nie zdobylibyśmy później pucharu świata – napisał w specjalnym liście Xavi.
Jednakże jego praca z kadrą wcale nie była pasmem samych sukcesów. Jako człowiek prosty i bezpośredni, Aragones nie bawił się w dyplomację, przez co często popadał w tarapaty. Tak bardzo wierzył w swój zespół, iż przed mistrzostwami świata w 2006 roku ogłosił, że Hiszpanie zdobędą puchar, a jeśli nie, to on poda się do dymisji. La Roja odpadli w drugiej rundzie, ulegając Francji, ale Aragones pozostał na swoim stanowisku. – Mogłem się pomylić, wypowiadając jedno zdanie, ale to jedno zdanie nie pozbawi mnie posady selekcjonera – tak skomentował całą sytuację. Przed wspomnianym spotkaniem z Francją doszło do największego skandalu w karierze Aragonesa. Selekcjoner Hiszpanów na treningu motywował Jose Antonio Reyesa w dość… oryginalny sposób: – Powiedz temu gównianemu czarnuchowi, że jesteś lepszy od niego. Nie wahaj się. Powiedz mu to ode mnie. Musisz uwierzyć, że jesteś lepszy niż to czarne gówno – te słowa wypowiedział w kontekście klubowego kolegi Reyesa, Thiery’ego Henry’ego.
Wcześniej wybiegaliśmy na boisko z nadziejami i chęciami wygrywania meczów, ale nie będąc przekonanymi, że możemy zostać mistrzami. Teraz już jesteśmy – Sergio Ramos o mentalnej przemianie Hiszpanów
Porażka wpłynęła mocno na styl gry zespołu. Mędrzec z Hortalezy wprowadził słynną obecnie „tiki-takę”. Postawił na zawodników o nie najlepszych parametrach fizycznych, ale w jego mniemaniu najlepszych. Zapewne nie budziłoby to żadnych kontrowersji, gdyby nie odsunięcie od kadry legendarnego Raula, uwielbianego w całej Hiszpanii. Gdy już rok po tej decyzji został ponownie spytany o tę decyzję przez jednego z kibiców, ten otrzymał taką odpowiedź: – Ile razy Raul zagrał na mistrzostwach świata? Trzy. Ile razy zagrał na mistrzostwach Europy? Dwa. Powiedz mi, ile wygrał. Jakby tego było mało, drużyna przegrała ze Szwecją, a sam Aragones podał się do dymisji, której nie przyjął prezydent federacji. Głośno zapowiedział, że selekcjoner nie straci swej posady. W kolejnym meczu po tej wypowiedzi Hiszpanie… przegrali z Irlandią Północną. Dziennikarze i kibice domagali się rewolucji, której nie przeprowadził Aragones. Grupa piłkarzy obdarzona zaufaniem w końcu „odpaliła”.
Jednak z Luisem, nieważne czy w klubie, wiodło ci się dobrze czy źle, na kadrę zawsze przyjeżdżało się z przyjemnością. Wiedziałeś, że będziesz dobrze trenował, będziesz się śmiał i że wyjedziesz stamtąd z żalem, odliczając tygodnie, które trzeba było czekać do następnego spotkania – Xavi o zgrupowaniach
Właśnie ta konsekwencja wyróżniała go spośród innych trenerów. Założył sobie pewien plan i trzymał się go do samego końca. To on wymyślił sobie w środku pola Marcosa Sennę (sprawdźcie sobie, gdzie ten zawodnik był przed i po Aragonesie), który pod jego wodzą był chyba najlepszym defensywnym pomocnikiem świata. To on ukształtował Xaviego i Sergio Ramosa, a także wyniósł do roli lidera Ikera Casillasa. Jego drużyna grała piękny futbol, a do tego ofensywny. Obecna kadra Hiszpanii prezentuje właściwie kunktatorstwo, w porównaniu z nastawieniem zespołu Aragonesa. Ten z przodu ustawiał Villę i Torresa, a czwórkę stoperów zabezpieczał tylko jednym defensywnym pomocnikiem.
Luisa Aragonesa obecnie kojarzymy przede wszystkim jako selekcjonera reprezentacji Hiszpanii, ale wcześniej był on przecież uznanym piłkarzem i trenerem klubowym. Karierę rozpoczynał w Getafe, później przeszedł do Realu (w którym nawet nie zadebiutował), by ostatecznie (zaliczając po drodze Recreativo, Herules, Ubedę, Plus Ultra, Real Oviedo i Betis) zostać legendą… Atletico Madryt. To w barwach „Rojiblancos” rozegrał 265 ze swoich 370 spotkań w Primera Division i strzelił 123 gole (łącznie 172) i właśnie na Estadio Manzanares otrzymał pseudonim „Zapatones”, czyli w wolnym tłumaczeniu: duże buty. Był jednym z najskuteczniejszych środkowych pomocników w historii ligi. W 1970 roku z 16 bramkami na koncie został królem strzelców. Jako zawodnik z Atletico zdobył trzy mistrzostwa i dwa Puchary Hiszpanii, a także zagrał w finale Pucharu Europy. Strzelił w nim nawet bramkę w dogrywce z rzutu wolnego (w których się specjalizował), ale Bayern Monachium zdołał jeszcze wyrównać w samej końcówce, a w powtórzonym meczu niemiecki zespół pewnie wygrał. „Bawarczycy” nie mieli jednak zamiaru wylatywać do Argentyny, więc z Independiente Buenos Aires o Puchar Interkontynentalny zagrało Atletico, które zwyciężyło w dwumeczu 2:1, już z Aragonesem na ławce trenerskiej.
Proszę przestać wymyślać i uderzyć wewnętrzną częścią stopy. Za kogo się pan uważa, za Brazylijczyka? – Aragones podczas jednego z treningów do Cazorli
Piłkarską karierę zakończył w 1974, kiedy miał 37 lat. Niedługo później zaoferowano mu stanowisko pierwszego trenera Atletico. Przez sześć lat zdobył mistrzostwo i puchar Hiszpanii. Później prowadził Rojiblancos jeszcze dwukrotnie, dokładając wicemistrzostwo, dwa puchary i superpuchar Hiszpanii, finał Pucharu Zdobywców Pucharów oraz awans do Primera Division w sezonie 2001/02. W międzyczasie prowadził jeszcze Betis (dwukrotnie), Espanyol, Sevillę, Valencię, Real Oviedo i Mallorcę (dwukrotnie). Po zakończeniu przygody z reprezentacją objął na rok Fenerbahce. Został zwolniony po przegranym finale Pucharu Turcji z powodu zbyt słabych wyników. Przed sezonem zapowiadał, że zdobędzie mistrzostwo (skąd my to znamy?), a ostatecznie jego zespół zajął w lidze czwarte miejsce.
Był świetnym psychologiem. Potrafił znakomicie motywować piłkarzy i oddziaływać na nich w zaplanowany sposób. Swoje uwagi potrafił przekazać w taki sposób, że wręcz wrastały w zawodników. W każdej prowadzonej przez niego drużynie wyjście z szatni poprzedzone było okrzykiem „wygrać, wygrać i wygrać!”. Miał niesamowity dar do wyciągania zabawnych anegdot i wplatania ich w przedmeczowe przemowy. Przed finałem mistrzostw Europy w Austrii i Szwajcarii powiedział piłkarzom, że „finałów się nie gra, finały się wygrywa”. Później zaś nakazał im: – Nie bądźcie, panowie jak chart Lucasa, który robił ze strachu, kiedy pojawiał się zając. Zawodnicy tak bardzo przesiąkli jego powiedzeniami i hasłami, że zaczęli je śpiewać oraz powtarzać w drodze powrotnej do Hiszpanii, co wywoływało rozbawienie u trenera. Jego recepta na gol po stałym fragmencie gry? – Kiedy będziemy mieli rzut wolny, proszę powiedzieć środkowemu obrońcy: „Jaki jesteś dobry! Jaki wielki mecz rozgrywasz! Jesteś najlepszy na świecie!”. Wykonujemy rzut wolny, uderzasz i mówisz mu: „Tururu!”
Mówił: „Spokojnie, ja mam bardzo szerokie plecy i to ja jestem trenerem. Pan będzie grał i zagra pan dobrze. A jeśli coś spieprzy, to nie spieprzy tego pan, tylko spieprzę to ja.” Ta świadomość, że można wyjść ze spokojem, bo w razie jakiegoś problemu on za to odpowiadał, była fundamentalna – Xavi
Tak jak w jego reprezentacji, tak i po jego śmierci w całym kraju nie było żadnych podziałów. Wszyscy Hiszpanie opłakiwali odejście człowieka, który wprowadził ich reprezentację na drogę sukcesów. Choć przecież nie zawsze wszyscy stali za nim murem. Dziennikarze go nie lubili (z wzajemnością), kibice do pewnego czasu też za nim nie przepadali. Za to żadnego złego słowa nie powiedział o nim nigdy żaden piłkarz. Wręcz przeciwnie, wszyscy którzy poznali go bliżej, podkreślają, że był bardzo miłym, wesołym i przyjaznym człowiekiem. Jakże inny obraz, w porównaniu z gburem, którego widziano w mediach.
Opuściła nas jedna z największych legend Rojiblancos. Otrzymujemy kondolencje z całego świata. Nasz prezydent, Enrique Cerezo wyraził swój żal słowami: Luis Aragones był świetnym piłkarzem i trenerem, ale przede wszystkim wspaniałym człowiekiem i przyjacielem. W imieniu całego klubu chciałbym złożyć kondolencje jego rodzinie – takie oświadczenie wydało Atletico Madryt. W stolicy Hiszpanii jedna z ulic ma być poświęcona Aragonesowi, a rozważa się nawet nazwanie jego imieniem stadionu Rojiblancos. W ostatnim meczu piłkarze z Vicente Calderon zagrali z czarnymi opaskami na ramionach, przed meczem uczcili pamięć „Mędrca” minutą ciszy, a David Villa swojego gola zadedykował właśnie jemu.
Umarł w sposób jaki sobie zaplanował: cicho i skromnie. Nie mówił o swojej chorobie, która coraz mocniej postępowała. 1 lutego 2014 roku białaczka ostatecznie zakończyła życie niespełna 76-letniego José Luisa Aragonésa Suáreza. Człowieka, który sprawił, że „La Roja” naprawdę stała się „Furią”.
Świetny tekst!!!!!!!!!!! Gratulacje dla redaktora
Dylewskiego
hhashahahaha GÓWNO
Pamiętam te hejty które rzucałem na niego po
wyrzuceniu Raula, a także tą odpowiedź na ten
wybór. Od tamtego czasu bardzo go polubiłem. :D