FJW: Bałkańscy bohaterowie


Mistrzostwa świata to turniej, który ma moc. Jego siła polega nie tylko na wywoływaniu niedostępnych nigdzie indziej emocji, poprzez dramaturgię i sensacje, które są udziałem praktycznie każdych rozgrywek o randze międzynarodowej. Mundiale kreują gwiazdy, legendy, pomniki. Jedną z takich pomnikowych historii jest opowieść o reprezentacji Bułgarii i jej występie na mistrzostwach świata w USA, które odbyły się w 1994 roku.


Udostępnij na Udostępnij na

Futbol jest piękny

Jest to jedna z tych historii, która mogła nigdy się nie wydarzyć. Na dwie kolejki przed końcem eliminacji „soccerowego” czempionatu, Bułgarzy zajmowali trzecie miejsce w swojej grupie, mając na koncie 14 punktów. Drugie miejsce zajmowali Szwedzi (15 oczek), a prowadzili reprezentanci Francji (19 punktów). Końcówka eliminacji była pełna sensacji, których ofiarą padli wydawać by się mogło pewni awansu Francuzi. Kończąc kwalifikacje dwoma spotkaniami w Paryżu, w których wystarczyłoby zdobyć jeden punkt, „Trójkolorowi” ponieśli dwie porażki, z Izraelem (2:3, jedyne zwycięstwo Izraela w eliminacjach) i Bułgarią właśnie (1:2). Co bardziej dramatyczne, drużyna której liderem był Eric Cantona w obu tych spotkaniach bramkę decydującą o zwycięstwie rywali traciła w 90. minucie! Grupę ostatecznie wygrali Szwedzi, na drugim miejscu, gwarantującym bezpośredni awans, znaleźli się zaś Bułgarzy. Zdobywca obydwu bramek w spotkaniu z Francją, Emil Konstadinow, został przez prasę okrzyknięty „Świętym”, oraz zdobył tytuł najlepszego sportowca kraju w 1993 roku. To jego trafieniom futbol zawdzięcza jedną z największych mundialowych sensacji w swojej historii.

Złe wielkiego początki

Mundial w Stanach Zjednoczonych Ameryki można nazwać zupełnie wyjątkowym. Nie dość, że obejrzało go na żywo najwięcej widzów w historii (ponad 3,5 miliona), to właśnie na tym turnieju padło kilka innych rekordów. Pięć goli w jednym meczu zdobył Oleg Salenko (Rosja – Kamerun), a Roger Milla został najstarszym strzelcem bramki w historii mistrzostw, w wieku 42 lat. Na turniej nie zakwalifikowały się reprezentacje Anglii i Francji, oraz mistrz Europy, Dania. Swoje debiuty zaliczyły zaś Rosja (jako samodzielne państwo), Arabia Saudyjska, Grecja i Nigeria. Te dwie ostatnie ekipy, obok Argentyny, były grupowymi rywalami bohaterów tego tekstu. Początek mistrzostw był dla Bułgarów zupełnie nieudany. W swoim turniejowym debiucie „Superorły” z Nigerii zmiotły z powierzchni ziemi zespół z Bałkanów, wygrywając 3:0. Katastrofalnie sprawowała się w tym meczu szczególnie defensywa „Lwów”, biernie i wolno reagująca na pełną finezji grę piłkarzy z Afryki. Inna sprawa, że przy stanie 1:0 bramkę dla Bułgarów zdobył fenomenalnym uderzeniem z rzutu wolnego Christo Stoiczkow, jednak sędzia zdecydował się nie uznać trafienia. Oglądając powtórki trudno znaleźć jakikolwiek powód tej decyzji, a zawodnikom trenera Penewa nie udało się już podnieść i pierwsze spotkanie amerykańskiego mundialu zakończyło się ich klęską.

Potem było już lepiej. Porażka z Nigeryjczykami podrażniła sportową ambicję Bułgarów, którzy w następnym meczu, przeciwko Grecji, dali z siebie wszystko. Mimo iż trener zdecydował się na zmianę zaledwie jednego piłkarza w stosunku do spotkania z Nigerią (Sirakow zmienił Borimorowa w środku pomocy), w drugim meczu turnieju mieliśmy do czynienia z zupełnie innym zespołem. „Lwy” bezlitośnie wypunktowały Greków, aplikując im aż cztery bramki. Dwa trafienia z rzutów karnych zdobył największy gwiazdor drużyny, piłkarz FC Barcelona, Christo Stoiczkow. Było to pierwsze w historii zwycięstwo Bułgarów w meczu na mistrzostwach świata, chociaż był to już ich szósty występ (wcześniejszy bilans to 0-6-9). O awansie zadecydować miało spotkanie z Argentyną. Tutaj znów pojawia się niesamowity aspekt historii bałkańskich bohaterów. W swoich wcześniejszych meczach „Albicelestes” pokonali Greków i Nigerię (odpowiednio 4:0 i 2:1), a w ich szeregach brylował odpowiedzialny nie tylko za strzelanie bramek, ale i za konstruowanie gry, Diego Maradona. Okazało się, jednak że mecz z Nigerią był ostatnim w jego reprezentacyjnej karierze. Po spotkaniu z „Superorłami” Diego oddelegowano do losowej kontroli antydopingowej. W jego krwi wykryto niedozwolone środki, skutkiem czego „El Diez” został natychmiast zdyskwalifikowany, a pozbawiona swojego lidera reprezentacja Argentyny poległa w starciu z Bułgarią 0:2 (gole Stoiczkowa i Sirakowa). Kto wie, jak potoczyłby się ten mecz, gdyby „Boski Diego” mógł pomóc swoim kolegom… być może nie powstałaby dalsza część tego tekstu?

Czarne Lwy turnieju

Tak czy siak, dzięki zwycięstwom nad Grecją i Argentyną, Bułgaria awansowała z grupy (z drugiego miejsca), po raz pierwszy w historii swoich występów na mistrzostwach świata. W 1/8 finału rywalem Bułgarii była drużyna Meksyku. Mecz zakończył się wynikiem 1:1, a o awansie do ćwierćfinału decydować miały rzuty karne. Ich bohaterem został bramkarz „Lwów” Borisław Michajłow, który obronił „jedenastki” wykonywane przez Bernala i Rodrigueza. Seria rzutów karnych zakończyła się wynikiem 3:1 dla Bułgarii, która w ćwierćfinale zmierzyć się miała z absolutnym hegemonem – mistrzami świata, reprezentacją Niemiec.

W Nowym Jorku 10 lipca 1994 roku ponad 72 tysiące ludzi było świadkami jednego z najbardziej emocjonujących starć w historii mundiali. W pierwszej połowie widzowie podziwiali wściekłą wymianę ciosów. W słupek trafił wybrany do jedenastki całego turnieju Krasimir Bałykow, w odpowiedzi Klinsmann uderzył szczupakiem prosto w Michajłowa. Bramki padły jednak dopiero w drugiej połowie. Już na początku tej części gry faulowany w polu karnym padł Klinsmann, a „jedenastkę” wykorzystał Matthaus. Potem to Niemcy mieli więcej szans na podwyższenie prowadzenia. Atomowe uderzenie Hasslera odbiło się od słupka prosto pod nogi Vollera, jednak strzelając do pustej bramki, napastnik Olimpique Marsylia był na spalonym. Ostatnie zdanie należało do Bułgarów, którzy w ciągu dwóch minut najpierw doprowadzili do wyrównania świetnie wykonanym przez Stoiczkowa rzutem wolnym, by potem przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Dzięki trafieniu Leczkowa z główki w 78. minucie Bułgaria po raz pierwszy w historii znalazła się w najlepszej czwórce drużyn na świecie, mimo że ostatni etap spotkania był prawdziwą obroną Częstochowy w wykonaniu piłkarzy z Bałkanów.

Był to jednak koniec zwycięskiego przemarszu Bułgarów przez amerykańskie ziemie. Półfinałowe starcie z Włochami, przegrane 2:1, kosztowało ich mnóstwo sił. Wyrachowanie trzeciej drużyny globu okazało się skuteczniejsze od bałkańskiej fantazji, „catenaccio” idealnie wypełniło swoje zadanie. Włosi zaciekle i niezwykle skutecznie bronili zdobytego na początku meczu prowadzenia, a gol Stoiczkowa z rzutu karnego pod koniec pierwszej połowy nie starczył, by doprowadzić chociażby do dogrywki. Mecz o trzecie miejsce zupełnie nie potoczył się po myśli Bułgarów. Wycieńczone szaleńczymi atakami z meczu przeciwko Włochom „Lwy” nie były w stanie podjąć wyrównanej walki ze Szwedami, którzy w drugim półfinale ulegli późniejszym triumfatorom, Brazylijczykom. Mecz o brązowe medale zakończył się wynikiem 4:0 dla „Trzech Koron”, które zdobyły drugie w swojej historii medale mistrzostw świata. Bułgarzy musieli obejść się smakiem, co nie przeszkodziło im wracać do kraju w glorii bohaterów. Dodatkowo, zwycięzcami indywidualnie mogli czuć się Bałykow i Stoiczkow, wybrani do najlepszego zespołu turnieju. Ten drugi został królem strzelców czempionatu, z sześcioma trafieniami na koncie.

Rysy na pomniku 

Opisując wielkie triumfy drużyn sportowych, często mówi się o tym, jak niebagatelny wpływ na końcowy sukces miała atmosfera w szatni, pełna wzajemnego szacunku, zaufania czy autorytetu szkoleniowca. Opowieść o reprezentacji Bułgarii będzie w tym miejscu absolutnym wyjątkiem. Drużyna prowadzona przez Dymityra Penewa znana wręcz była ze swojego braku szacunku do selekcjonera i z targających nią konfliktów wewnątrz szatni. Piłkarze przez cały czas byli poróżnieni ze sobą, do legendy przeszły kłótnie Stoiczkowa i Iwanowa o opaskę kapitańską (którą ostatecznie nosił Michajłow) czy pogłoski o tym, że to piłkarze dyktowali selekcjonerowi skład, w którym mieli wychodzić na boisko. Uległość trenera Penewa wobec swoich zawodników pozwalała brylować wybujałemu ego niektórych piłkarzy, szczególnie Stoiczkowa. Gwiazdor FC Barcelona miał niepodważalną pozycję na boisku, nie oznacza to, że był uwielbiany przez swoich kolegów z drużyny. Być może to właśnie nieporozumienia wewnętrzne spowodowały, że sukcesów bułgarskiego „Dream Teamu” nigdy nie udało się już powtórzyć. W swoim debiucie na Euro (w 1996 roku) Bułgarzy pechowo odpadli z trudnej grupy, po zwycięstwie nad Rumunią, remisie z Hiszpanią i porażce z Francją (wszystkie trzy gole dla „Lwów” zdobył Stoiczkow), jednak następny mundial, we Francji w 1998 roku (rozgrywany już z innym selekcjonerem), okazał się dla nich absolutną katastrofą. Bułgarzy przegrali dwa mecze i bezbramkowo zremisowali z Paragwajem, w związku z czym zajęli ostatnie miejsce w grupie. Do legendy tego turnieju przeszedł fakt, że dwóch kluczowych dla zespołu piłkarzy, Stoiczkow i Bałakow, praktycznie nie wymieniało między sobą podań i nie rozmawiało ze sobą ani na boisku, ani poza nim.

Od tamtej pory Bułgarom tylko raz udało się awansować na międzynarodowy turniej – jednak występ na portugalskim Euro w 2004 roku należy zasłonić kurtyną. Dlatego, myśląc o bułgarskim sukcesie, zadawać sobie można wiele pytań – szczególnie o to, czy gdyby Francuzi poważnie podeszli do końcówki eliminacji World Cup 1994, legenda Stoiczkowa i spółki w ogóle by powstała? Szczęścia Bułgarom po drodze nie brakowało, a to – jak powszechnie wiadomo – sprzyja lepszym.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze