22 stycznia mija dokładnie sto lat od urodzenia Alfreda Ernesta Ramseya, bardziej znanego jednak światowej piłce nożnej jako Alf Ramsey. Urodzony w roku 1920 w Dagenham angielski piłkarz, a następnie trener zapisał się w światowej historii futbolu jako ten, który doprowadził swój kraj do zdobycia (jak na razie jedynego) mistrzostwa świata w 1966 roku. Dziś przypominamy naszym czytelnikom losy tego genialnego szkoleniowca z Wysp Brytyjskich.
Zanim tytułowy bohater tego artykułu zaczął święcić triumfy jako szkoleniowiec, całkiem nieźle poczynał sobie jako zawodnik klubów w swojej ojczyźnie. Zaczynał w 1940 roku w juniorskich zespołach Portsmouth FC, by po trzech latach wylądować w Southampton. Na St. Mary’s Stadium pojawił się jako utalentowany, acz ciągle jeszcze młody 23-latek w roku 1943. Niestety, II wojna światowa, co oczywiste, swoje piętno odcisnęła także na sporcie i na lata zawieszono również rozgrywki w Anglii, dlatego Alf Ramsey na debiut w pierwszej drużynie czekał do roku 1946.
Alf Ramsey jako piłkarz
Zadebiutował 23 października przeciw Plymouth Argyle, a stało się tak, ponieważ kontuzji doznał prawy obrońca „The Saint’s”, Bill Ellerington. Będąc graczem klubu z południa, Alf Ramsey wystąpił po raz pierwszy w reprezentacji Anglii w spotkaniu przeciwko Szwajcarii. Jako piłkarz kadry „Synów Albionu” trzykrotnie dostąpił zaszczytu prowadzenia jej jako kapitan oraz grał na mistrzostwach świata w 1950 roku, które odbyły się w Brazylii. Na czempionacie w kraju kawy mierzący wówczas 173 cm defensor rozegrał tylko trzy spotkania, gdyż Anglicy sensacyjnie przegrali z USA i odpadli z turnieju po fazie grupowej. Wspomniany mecz z Amerykanami do dziś uznawany jest za jedną z największych sensacji w całej historii futbolu, gdyż zwycięzcy tego pojedynku byli wówczas półamatorami, a Wyspiarze znajdowali się w czołówce najlepszych reprezentacyjnych ekip na świecie. Ostatni swój mecz w narodowych barwach przypadł Ramseyowi na starcie z Węgrami w 1953 roku. Ostatecznie jego bilans w kadrze zamknął się na 32 spotkaniach i trzech bramkach.
Dla „Świętych” grał do roku 1949. Wówczas zamienił Southampton na stołeczny Tottenham, dla którego występował przez kolejnych sześć lat do roku 1955. Na White Hart Lane stał się prawdziwą legendą, notując 226 występów, w których zdobył 24 bramki i trzeba przyznać, że jak na obrońcę to wynik godny wielu pochwał pod adresem Alfa. Karierę zawodniczą zakończył zatem w wieku 35 lat, lecz jeszcze w jej trakcie zauważyć było można, że Ramsey ma predyspozycje do bycia świetnym trenerem, bo mimo że uchodził za piłkarza dość powolnego, to jednak bystrość umysłu, atletyczność i znakomity przegląd pola czyniły go czołowym zawodnikiem w drużynach, w których występował. Nie bez kozery zatem nadano mu przydomek „Generał”. Jak się później miało okazać, jak na generała przystało, poprowadził swoich żołnierzy do niebywałego sukcesu, który do dziś wspomina się nad Tamizą z wypiekami na twarzy.
Alf Ramsey jako trener doskonały
W wieku 35 lat Alf Ramsey, tuż po zakończeniu piłkarskiej kariery, został trenerem. Pierwszym nowym miejscem pracy w roli szkoleniowca był zespół z hrabstwa Suffolk we wschodniej części Anglii, mianowicie Ipswich Town, grający wówczas na trzecim stopniu rozrywkowym w Anglii. W tym czasie ekipa rozgrywająca dziś mecze na Portman Road, delikatnie ujmując, nie wzbudzała większego strachu i zainteresowania u innych rywali. Ot, zwykły, prowincjonalny, mały klub na pograniczu futbolu amatorskiego z zawodowym. Już w pierwszym roku praca Ramseya we wschodniej Anglii przynosiła efekty w postaci zdobyczy punktowych. Premierowy sezon jego piłkarze okupili trzecim miejscem na koniec w ligowej tabeli. Kolejny rok przyniósł już zawodnikom grającym z koniem w herbie awans do II ligi, i był to pierwszy sukces w karierze trenerskiej Ramseya.
Już wtedy jego analityczny umysł i wyżej wspomniana bystrość z czasów, gdy sam był piłkarzem, sprawiły, że nie bał się on zaryzykować. Owym ryzykiem na pewno było przecież przekwalifikowanie Jimmego Leadbattera z pozycji napastnika na cofnięte lewe skrzydło. Dlaczego cofnięte? Otóż Leadbetter należał do piłkarzy niezbyt szybkich (dokładnie jak Ramsey), wobec czego Alf planował przechodzić z systemu 4–2–4 w 4–3–3. Grając trójką z przodu, ten, który był najbardziej skrajny z prawej strony, występował jako klasyczny skrzydłowy, a jego vis-a-vis na lewej stronie cofał się wówczas do środka boiska lub tam, gdzie był największy gąszcz. To tworzyło dużo wolnej przestrzeni przed Leadbetterem. Obrońcy rywali mieli zatem dylemat: albo trzymać swoją pozycję w obronie (Jimmy mógł w ten sposób swobodnie operować piłką), albo dawali wciągnąć się do środka boiska i w ten sposób pozostawiali potężną wyrwę z prawej strony defensywy. Tam pojawiał się środkowy napastnik, który ze środka boiska za plecy otrzymywał podania i atakował bramkę. Gdy większość zespołów grała wtedy systemem WM (3–2–2–3), w którym trzech obrońców trzymało linię, Ramsey niczym wyrafinowany taktyk potrafił przechytrzyć wszystkich, nakazując Leadbetterowi wyciąganie jednego bocznego defensora, a dwaj napastnicy mieli przed sobą tylko jednego środkowego obrońcę.
Plan Ramseya był piekielnie skuteczny, bo grający w ataku Ted Phiilips strzelał bramki jak na zawołanie, zdobywając 46 goli w sezonie, który dał wspomniany już awans na zaplecze ekstraklasy. Przez kolejne lata genialny Alf dobierał następnych graczy, którzy wydawali się idealnie skrojeni pod Ipswich i tak w kampanii 1960/1961 na Portman Road świętowano pierwszy w historii awans do First Division. Jako totalny i kompletny nowicjusz Ipswich Town uważało się za dostarczycieli punktów i tych, którym będzie można strzelać bramki aż miło. Nikt poza kibicami nie traktował tego zespołu poważnie, tymczasem ci, którzy mieli zbierać regularny oklep, sprawiali go innym. 30 000 funtów wydane przed sezonem brzmiały jak żart wobec ponad 100 tysięcy Tottenhamu i Manchesteru United na zakup odpowiednio Jimmego Greavesa i Dennisa Lawa. Mimo to mistrzem kraju z przewagą trzech oczek nad drugim Burnley został… Ipswich Town. Brzmi jak scenariusz z kiepskiego filmu, w którym zawsze musi być piękne zakończenie. A jednak ta historia wydarzyła się naprawdę, wprawiając w osłupienie całą piłkarską Anglię, którą za cztery lata rzucił na kolana.
Reprezentacja Anglii
Wobec takich osiągnięć, widząc przebłyski geniuszu szkoleniowca, włodarze FA zaproponowali Ramseyowi prowadzenie rodzimej kadry. Coś, o czym marzy każdy trener, ziściło się w roku 1963, na trzy lata przed światowym czempionatem, który odbywać miał się na angielskiej ziemi. Ojczyzna futbolu potrzebowała sukcesu, chcąc pokazać się w domu własnym rodakom. Tuż po przejęciu sterów kadry „Synów Albionu” Ramsey w dość pewny siebie sposób zakładał zdobycie złotego medalu i tytułu mistrzów świata. Angielscy dziennikarze odebrali to jednak jako buńczuczne, narcystyczne zapowiedzi, czym naraził się mediom w swoim kraju. W ogóle nie należał też do ich ulubieńców ze względu na swoją małomówność i zbyt poważne nastawienie. To, o czym pewnym tonem mówił Ramsey, dokonało się na wspomnianych mistrzostwach świata 1966. Gospodarze mający w grupie Urugwajczyków, Meksykanów i Francuzów mimo rozczarowującego remisu 0:0 z przedstawicielami strefy CONMEBOL pokonali później i Meksyk, i Francję, dzięki czemu awansowali do drugiej rundy, w której czekała już Argentyna.
„Albicelestes” postawili Wyspiarzom twarde warunki poprzez nieczystą i brutalną grę, zresztą tak zagrały obie strony. Ten bój Anglicy wygrali jednak 1:0 i mogli czekać na kolejnego rywala, którym była mająca w swoich szeregach słynnego Eusebio reprezentacja Portugalii. Dwa gole Bobby’ego Charltona, jednego ze „Słynnych dzieciaków Busby’ego”, zapewniły „Lwom” zwycięstwo i awans do wielkiego finału. 30 lipca na Wembley spotkali się w nim właśnie Anglicy oraz reprezentanci RFN-u. Podopieczni Ramseya po dogrywce wygrali ostatni mecz czempionatu 4:2. Kto wie, czy ten sukces udałoby się w ogóle osiągnąć, gdyby Ramsey… posłuchał się nieprzychylnych mu dziennikarzy. Sugerowali oni bowiem, by na skrzydle zagrał Jimmy Greaves. Wielki Alf nic sobie z tego jednak nie robił i w finale wystąpił ten, który miał być alternatywą dla legendy Chelsea i Tottenhamu. Geoff Hurst, bo o nim ten wątek, odpłacił się swojemu selekcjonerowi wyśmienicie. Zdobył trzy bramki i miał kluczowy wpływ na wynik meczu finałowego. To, o czym mówił pewnie i stanowczo trzy lata przed mistrzostwami nowy selekcjoner, sprawdziło się w stu procentach. Anglicy na własnych boiskach sięgnęli po mistrzostwo świata!
Zmierzch wielkich mistrzów
Nawet tak potężny sukces nie zmienił nastawienia opinii publicznej na temat Ramseya. Dalej postrzegano go tak jak przedtem. Dopełnieniem fali krytyki była porażka ze Szkocją 2:3 w eliminacjach Euro 1968. Dla wielu Anglików było to upokorzenie, zważając na zwaśnione ze sobą od wieków narody. Ta wpadka jednak nie przeszkodziła Ramseyowi i jego piłkarzom pojechać do Włoch na turniej finałowy. Tam odpadli w półfinale, ulegając Jugosławii 0:1. W meczu pocieszenia o trzecie miejsce wygrali jednak z ZSRR i zdobyli brązowy medal mistrzostw Europy.
Fascinating article from 1968: ‘Why England may not win the World Cup in 1970’.
Our hopes rested on Brian Labone, a man who missed the 1966 World Cup triumph after prioritising his imminent marriage. pic.twitter.com/a48w4JamYr— Ancelotti’s Eyebrow (@ancelottis_brow) January 8, 2020
Wraz z początkiem lat 70. Anglicy pikowali jednak coraz mocniej w dół. W ćwierćfinale mistrzostw świata w 1970 ulegli 2:3 RFN-owi, mimo że do 70. minuty prowadzili 2:0. Czarę goryczy przelał rozegrany w październiku 1973 na Wembley mecz z Polską. Dla Polaków to spotkanie było początkiem nowej ery i sukcesów jedenastki trenera Kazimierza Górskiego. Jan Tomaszewski wyprawiał cuda w bramce i po 90 minutach na tablicy widniał remis 1:1, który pozbawił awansu na mistrzostwa świata 1974 wielką Anglię. Prasa w Londynie oraz innych angielskich miastach pisała o końcu świata. Dla Polski, jak wspomniałem, to był początek. Pewnego siebie Alfa Ramseya zastąpił odnoszący wówczas sukcesy z Leeds United Don Reavie.
Ostatnie momenty
Po zwolnieniu w 1973 roku Alf Ramsey pojawił się jeszcze w Birmingham City, w którym pełnił funkcję prezesa. Na St. Andrew’s Stadium jego pobyt potrwał trzy lata, gdyż zdecydował się on na ostatni zawodowy zryw. Opuścił swoją ukochaną Anglię, wyjeżdżając do Grecji, by sprostać wyzwaniu w Panathinaikosie Ateny. Powierzono mu tam bowiem funkcję doradcy technicznego. Jego przygoda z Helladą trwała jednak tylko rok. Po jej zakończeniu powrócił tam, gdzie go pokochano, a więc do Ipswich, w którym wiódł życie aż do ostatnich swoich dni. Będąc chorym na Alzheimera, zmarł 30 kwietnia 1999 roku, przeżywszy 79 lat. Pośmiertnie doceniono go w 2002 roku, gdy uznano go członkiem Galerii Sław Angielskiego Futbolu. Jak dotąd żadnemu selekcjonerowi poza Ramseyem nie udało się zagrać nawet w finale World Cup. Najbliżej tego byli Bobby Robson w 1990 roku we Włoszech oraz dwa lata temu w Rosji Gareth Southgate, jednak w końcowym rozrachunku „Synowie Albionu” w obu przypadkach zajęli czwarte miejsce.
🎨 "A mural depicting the history of the Club is planned for the windows in the Cobbold Stand, while the concourses in the Sir Alf Ramsey Stand will have a facelift."
Town owner Marcus Evans has said Town are committed to improving the look of Portman Road 👇 #itfc
— I(P)SWICH TOWN (@IpswichTown) January 13, 2020
Ramsey pozostawił po sobie nie tylko piękne wspomnienia wśród starszych pokoleń, ale także kilka cytatów. Oto najsłynniejsze z nich: Już raz wygraliście. Teraz musicie tam wyjść i wygrać ponownie (słowa przed dogrywką w finale MŚ 1966), Nasz najlepszy futbol stanie w szranki z właściwym rywalem – drużyną, która przyjechała grać w piłkę, a nie zachowywać się jak zwierzęta (oburzony Ramsey po brutalnym meczu z Argentyną na MŚ 1966) oraz ten często powtarzany jak mantra przez trenerów: Nigdy nie zmieniaj zwycięskiej drużyny. Pewnym można być zatem jednego: światowa piłka nożna w XX wieku miała niesamowite szczęście, że tworzył ją między innymi Alf Ramsey. Dodał on z pewnością dużo kolorytu i śmiało uznać go można za jednego z najwybitniejszych trenerów w historii futbolu.