Ferencvaros Budapeszt nie ma ligowej konkurencji


Mimo występów w Lidze Mistrzów Ferencvaros Budapeszt zakończył ligową jesień bez porażki

22 grudnia 2020 Ferencvaros Budapeszt nie ma ligowej konkurencji
index.hu

Ferencvaros Budapeszt z pewnością ma za sobą doskonały rok. Zespół zdobył mistrzostwo Węgier, awansował niespodziewanie do fazy grupowej Ligi Mistrzów, a także zakończył rundę jesienną bez żadnej porażki. Trzeba jednak otwarcie przyznać, że pozostałe drużyny OTP Bank Ligi nie zawiesiły mu poprzeczki zbyt wysoko.


Udostępnij na Udostępnij na

Pandemia koronawirusa nie sparaliżowała węgierskich rozgrywek. Kilku zespołom sprawiła jednak spore kłopoty. Na początku zakażenia zdziesiątkowały Puskas Akademię Felcsut, na dodatek gdy pierwszy raz w historii wystąpiła w europejskich pucharach. Niedługo potem do swoich drużyn juniorskich musiała sięgnąć drużyna Paksi FC. W połowie rundy problemy dotknęły Ujpest Budapeszt, który nie mógł korzystać z praktycznie całej kadry seniorów oraz sztabu szkoleniowego. Pod koniec tegorocznych zmagań skutki COVID-19 mocno odczuł także stołeczny Honved.

Postępowanie Węgierskiego Związku Piłki Nożnej (MLSZ) w tej sprawie wzbudziło sporo kontrowersji. Na początku sezonu federacja przełożyła bowiem spotkania Puskas Akademii, ale później nie była już równie wyrozumiała. Boleśnie odczuł to zwłaszcza Ujpest. Na początku próbował łatać dziury swoimi juniorami, ale ostatecznie oni również zostali zakażeni. Stołeczny zespół za odmowę wyjazdu na mecz z Diosgyori VTK Miszkolc został więc ukarany walkowerem. Drużyna gospodarzy nie zgodziła się bowiem na przełożenie spotkania, idąc zresztą śladem MTK Budapeszt.

Ferencvaros bez porażki

Pozostałe kluby nie miały jednak aż takich problemów. Zakażenia koronawirusem były pojedyncze i nie wpływały mocniej na terminarz rozgrywek. Jednym z zespołów niemających kłopotów z powodu koronawirusa był Ferencvaros. Aktualny mistrz Węgier zaskoczył świetną postawą w eliminacjach do fazy grupowej LM, wygrywając między innymi z Dinamem Zagrzeb i Celtikiem Glasgow. Co prawda zajął ostatecznie ostatnie miejsce w grupie, ale musiał rywalizować z FC Barcelona, Juventusem Turyn i Dynamem Kijów. W niektórych spotkaniach „Fradi” mogli zaprezentować się nieco lepiej, jednak wstydu na pewno nie przynieśli.

Na krajowym podwórku na podopiecznych Siergieja Rebrowa nie ma mocnych. Ferencvaros rozegrał w sumie czternaście z szesnastu ligowych spotkań (zaległości nadrobi na wiosnę), nie przegrał żadnego z nich. Co więcej, stołeczny zespół tylko dwukrotnie zremisował! Do tego dorobku należy zaliczyć także dwa wygrane spotkania w Pucharze Węgier, odniesione jednak w starciach z rywalami z niższych lig. Krajowy puchar nie należy zresztą do priorytetów najbardziej utytułowanego węgierskiego klubu.

Na korzyść „Fradich” z pewnością działa szeroka kadra. Zawodnicy zmęczeni rywalizacją w europejskich pucharach mogą złapać oddech, bo ich zmiennicy są w stanie ich godnie zastąpić. Wśród piłkarzy rezerwowych najlepsze wrażenie tej jesieni pozostawił po sobie Roko Baturina. 20-letni Chorwat pozyskany z Dinama Zagrzeb umie odnaleźć się w polu karnym, stąd może stanowić alternatywę dla Franka Boliego. Coraz lepiej powinien wyglądać także Robert Mak. 60-krotny reprezentant Słowacji zaliczył najwięcej ligowych asyst, choć został pozyskany dopiero pod koniec września i wracał do formy po dziewięciomiesięcznej przerwie.

Raz dobrze, raz źle

Tabela nie zawsze odzwierciedla w pełni rzeczywistość. Na pierwszy rzut oka z zespołem Fehervaru FC nie jest bowiem źle. Drugi najbogatszy węgierski klub zajmuje 2. lokatę w tabeli, wciąż mając matematyczne szanse na mistrzostwo. Problem w tym, że w Ferencvarosie musiałaby wydarzyć się prawdziwa katastrofa, aby nagle zaczął on przegrywać seryjnie mecze. Zresztą i to nie byłoby żadną gwarancją sukcesu dla aktualnego wicemistrza kraju. Dawny Videoton w pierwszej części sezonu stracił zbyt dużo punktów, dlatego nie był w stanie ani razu wskoczyć na lokatę lidera tabeli.

Działo się tak nawet wtedy, gdy „Vidi” mieli dwa rozegrane spotkania więcej od „Fradich”. Słabą postawę w niektórych meczach można byłoby wytłumaczyć rywalizacją w eliminacjach do Ligi Europy. Fehervar dotarł w nich do rundy play-off, w której musiał uznać wyższość Standardu Liege. Problem w tym, że podopieczni Gabora Martona stracili najwięcej punktów już po odpadnięciu z europejskich rozgrywek. Sam szkoleniowiec widzi zresztą poważny kłopot z ustabilizowaniem formy przez swoich zawodników. Wciąż w tym względzie nie widać jednak żadnej poprawy.

Pod koniec okienka transferowego klub opuścił Armin Hodżić. Reprezentant Bośni i Hercegowiny był najlepszym strzelcem zespołu w ubiegłym sezonie, jednak z powodzeniem zastąpił go Nemanja Nikolić. To nie ofensywa jest więc problemem Fehervaru. „Vidi” w lecie stracili dwóch podstawowych obrońców, Rolanda Juhasza i Paolo Viniciusa, nie sprowadzając nikogo na ich miejsce. Nie wyciągnięto więc wniosków z połowy ubiegłego sezonu, gdy obaj wspomniani piłkarze przez kilka tygodni byli kontuzjowani. Ich dublerzy wyraźnie nie dawali sobie wówczas rady, a i tak są obecnie podstawowymi zawodnikami zespołu.

Dogonić Ferencvaros? Tylko w marzeniach

Dużo poważniejsze problemy od Fehervaru mają zespoły z dolnych rejonów tabeli. Niektóre z nich wyraźnie zawodzą, a w innych kłopoty nawarstwiały się już od dłuższego czasu. Na dodatek w liczącej dwanaście zespołów lidze łatwo awansować do czołówki, aby po paru mniej udanych występach znaleźć się w dolnych rejonach tabeli. Choćby Budafoki MTE Budapeszt jeszcze na początku listopada zajmowało 3. miejsce w tabeli, ostatecznie kończąc rundę nad strefą spadkową. Dzięki kilku lepszym spotkaniom Mezokovesd-Zsóry SE podniosło się natomiast z ostatniej na 8. lokatę w lidze.

Za największe rozczarowanie można z pewnością uznać Honved. Stołeczny klub dzięki możnemu sponsorowi miał nawiązać walkę z Ferencvarosem i Fehervarem, a tymczasem jest przedostatni w tabeli. W lecie do Budapesztu ściągnięto kilku zawodników, którzy mieli za sobą nieudane zagraniczne wojaże, a na prostą miał wyprowadzić ich nowy trener. Tamas Bodog ostatecznie został niedawno zwolniony, natomiast wspomniani piłkarze wciąż zawodzą. Zima u tegorocznego zdobywcy Pucharu Węgier będzie więc gorąca.

Ostatnie miejsce w tabeli zajmuje natomiast Diosgyor. To zasadniczo nic nowego dla fanów DVTK. Od czasu zmniejszenia ligi przed pięcioma laty ich ulubieńcy praktycznie każdego roku walczą o utrzymanie do ostatniej kolejki. Dzieje się tak mimo sporych nakładów ze strony jednego z najbogatszych Węgrów. Przez ponad dekadę zainwestował on równowartość 100 milionów złotych, a jego klub może liczyć także na wsparcie kilku innych sponsorów. Od lat w Miszkolcu coś wyraźnie jednak nie funkcjonuje. A szkoda, bo zainteresowanie piłką w tym mieście jest bardzo duże.

***

Ferencvaros zapewne na długi czas ucieknie swoim rywalom w OTP Bank Lidze. Klubowi włodarze zapowiadają już zresztą kolejne wzmocnienia, szukając nowych zawodników na sześciu pozycjach. Jak widać, dobrze funkcjonujący organizm warto jeszcze lepiej naoliwić. Węgierskich kibiców może jednak niepokoić sytuacja w pozostałych klubach. Liga jest bowiem wyrównana, ale głównie przez słabość pozostałych drużyn. Przykłady Honvedu czy Diosgyoru pokazują, że same pieniądze nie wystarczą, aby kluby rzeczywiście dobrze funkcjonowały.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze