Entliczek-pentliczek... zielony stoliczek... Gdyby okazało się, że w związku z epidemią koronawirusa zakończyły się rozgrywki we wszystkich europejskich ligach, a tytuły zdobyli liderzy tabel w tamtym okresie to w większości przypadków obyło by się bez drastycznych niespodzianek. W większości, lecz nie wszędzie jednak. W Szwajcarii mistrzostwo zgarnęłoby – dopiero po raz trzeci w swojej dluuuuugieeeeeeej historii – FC Sankt Gallen. Super League jednak ruszyła, a FCSG straciło pozycje lidera na rzecz Young Boys Berno, które zgarnęło koronę.
Nie FC Basel, nie Young Boys Berno, a FC Sankt Gallen przez długi czas było liderem rozgrywek szwajcarskiej Super League i gdyby ligę postanowiono zakończyć w związku z epidemią koronawirusa, utrzymując przy tym kolejność w tabeli to właśnie popularni „Espen” (jak nazywają ich kibice) świętowali by zdobycie tytułu mistrza kraju Helwetów – świętowali to może za mocne słowo zważając na to, co dzieje się w koło, ale na pewno na twarzach graczy, sztabu czy sympatyków drużyny zagościły by uśmiech. Uśmiech triumfu, który ostatnio pojawiał się w podobnej sytuacji… równo 20 lat temu. Dlatego trochę szkoda, że FCSG straciło rozpęd i zupełnie pogubiło się w końcówce sezonu, bo chciałoby się, aby los dokończyć mógł tak romantyczną historię.
Cały ambaras polega na tym, że fajnie jest kiedy – w końcu – trwającą wiele lat hegemonię jakiegoś klubu bądź dwóch klubów, jak to w przypadku Young Boys i FC Basel wygląda, przerywa inny, nie zawsze oczywisty rodzynek. Ile można?! W kółko Ci sami, zmieniający się jedynie miejscami, ciągle na topie… Chociaż najlepiej poukładani organizacyjnie czy finansowo to jednak nudni jak flaki z olejem. Zmęczeni, bez krzty polotu i fantazji, przyzwyczajeni do złota i znużeni. Tak to w Szwajcarii od dawna wygląda!
#GrüewissImHerz – unsere Farben, unsere Stadt, unser Zusammenhalt. Danke @sanktgallen & @sgkb_news 🟢⚪ pic.twitter.com/STIssKUUhg
— FC St.Gallen 1879 GRÜEWISS IM HERZ (@FCSG_1879) August 5, 2020
Od przekształcenia najwyższej klasy rozgrywkowej w tym kraju w znaną obecnie wszystkim „Super League” (powołana do życia w 2004 roku) tylko trzy (3!) zespoły zdobywały koronę: 11 razy FC Basel, 3 razy FC Zurych i dwa ostatnie sezony z rzędu BSC Young Boys Berno. Nadmienić należy, że drużynie z Zurychu udawało się to tylko w pierwszej dekadzie XXI wieku, a team z Bazylei wygrywał ligę osiem kolejnych sezonów, licząc od tego zakończonego w 2010. Umarł król, niech żyje król! W państwie gór i czekolady dziesięć minionych lat to dwójka wzajemnie wymieniających się władców, przy czym jeden z nich po pełnej sukcesów kampanii przeżywa obecnie drobne rozstrojenie.
Sezon 2019/2020 miał być kolejnym, w którym bój rozstrzygnąć się miał pomiędzy wcześniej wymienianym wielkim duetem, piłkarski los zgotował jednak nieco inny scenariusz, a do walki o berło włączyło się FC Sankt Gallen. Po 23 kolejkach zespół ten był liderem rozgrywek (zawieszone w związku z pandemią koronawirusa), ale po ponownym ich wznowieniu nie odnalazł wcześniejszej formy i pogubił kilka punktów, a straty te zepchnęły go na drugie miejsce w tabeli.
– St. Gallen to normalne szwajcarskie miasto. Średnie miasto z 80 000 ludzi. Z kolei FC St.Gallen to najstarszy szwajcarski klub piłkarski. założony w 1873 roku, a więc pierwszy klub w kraju. Klub, który przeszedł wiele zmian. Nowy prezes, nowy dyrektor sportowy, trener. Ci trzej faceci mają takie samo myślenie: pracować, pracować i wydobywać dobry potencjał. Zespól jest bardzo, bardzo młody. Kapitan ma tylko 21 lat. Myślę, że to wszystko zmierza w idealnym kierunku i dlatego są numerem jeden w tej chwili, a mam nadzieję, że wygrają ligę – mówi nam Danijel Timotijevic, trener amatorskiej drużyny z regionu St. Gallen.
Sankt Gallen: stare miasto, stary klub
Lubicie Szwajcarię?! Ja lubię. Kraj mlekiem i miodem Frankami płynący. Uroczy, śliczny, majestatyczny, bogaty… każdy, nawet ten najbardziej wymagający znajdzie tam coś dla siebie i nie powinien się nudzić. Ci pasjonujący się piłką nożną także, choć nie jest ona sportem najbardziej popularnym i lubianym w alpejskich dolinach, to poziomem nie odbiega od reszty, mając do tego swój własny, niepowtarzalny klimat. Ładne stadiony, miasta, ociekające znakiem czasu czy góry mieniące się ponad zabytkowymi murami osad… trzeba przyznać, że państwo to potrafi urzec, dlatego… zanim przejdziemy do sedna, czyli akurat w tym przypadku piłki, warto pochylić się na moment nad poznaniem miejscowości.
Sankt Gallen jest jednym ze starszych miast Szwajcarii i na tle reszty kraju, a może nawet całej Europy wyróżnia się choćby biblioteką, w której znajdziemy unikatowe starodruki i rękopisy. Czymś jeszcze?! Każda konurbacja jest inna, wiadomo. W St. Gallen jednak czas wydaje się płynąć wolniej niż w innych miejscach, a spacerując malowniczymi uliczkami starego miasta lub wokół zespołu budynków opactwa można zdecydowanie odpocząć i zapomnieć pomniejsze troski. Polecam również przycupnąć gdzieś w jakimś lokalu i spróbować tamtejszej czekolady!
Dzieje miasta sięgają według podań roku 612, kiedy to irlandzki mnich imieniem Gall założył swoją pustelnię. Ciekawe, że po rozbudowie i rozkwicie Sankt Gallen było jednym z ważniejszych średniowiecznych ośrodków kultury i sztuki. Podobnie rzecz ma się z historią klubu piłkarskiego, bo ten jest najstarszym szwajcarskim i jednym ze starszych w całej Europie – FC Sankt Gallen powstało dokładnie 29 kwietnia 1879 roku (choć nieoficjalnie uznaje się datę trzy lata wcześniejszą)! 123 lata działalności „Espen” to tylko dwa tytułu mistrza kraju, bardzo dużo wzlotów i upadków, ale przede wszystkim wiele ciekawych anegdot i postaci.
Ewakuacja sędziego i przybycie Ivana Zamorano
Pierwszy poważny sukces ekipy z St. Gallen to dla nas, ludzi żyjących obecnie prehistoria, sięgająca roku 1904. Wyobrażacie to sobie?! 8 lat przed zatonięciem „Titanica”. Panowie z wąsem, w smokingach i dostojnych kapeluszach oklaskujący premierowe mistrzostwo klubu. Czasem myślę, że interesująco mogłoby być cofnąć się w tamte czasy, choć pewnie ciężko byłoby się nam w nich odnaleźć… w końcu jak czytalibyśmy „iGola”.
Nie chce zanudzać szczegółami, opisując kolejne sezony, bo i po co. Losy układały się różne, FC Sankt Gallen przeżywało spadki i awanse, gorsze i te lepsze momenty. W dziejach klubu znajdziemy także kilka barwnych opowiastek i to nimi lepiej się zająć. Jakie? A no choćby takie o ucieczce sędziego po jednym z meczów. Ucieczce nie byle jakiej zresztą, bo helikopterem.
2 kwietnia 1985 roku St. Gallen mierzyło się w meczu ligowym z Neuchatel Xamax. Spotkanie nie byle jakie, bo zwycięstwo przybliżało do europejskich pucharów. Stary stadion Espenmoos zgromadził 7500 widzów (choć teraz większość z kibiców FCSG urodzonych przed 1980 rokiem twierdzi, że byli obecni (!)) i byłby to najnormalniejszy „szpil” na świecie, gdyby nie pewne wydarzenia mu towarzyszące. Otóż „Espen” przegrali 1:2, a w trakcie gry z czerwoną kartką wykluczony został obrońca Ladislav Jurkemik. Tak rozsierdziło to zgromadzonych fanów, że wybuchły zamieszki, a gniew skierował się w stronę sędziego, pana Waltera Nussbaumera. Ów arbiter nie miał łatwego dnia i przeczekawszy godzinę w schronieniu został przetransportowany śmigłowcem, który zabrał go wprost z murawy, zostawiając na autostradzie daleko za miastem.
Kolejna znacząca data w historii „Zielonych” to rok 1988. To wtedy do klubu przyszedł jeden z najbardziej znanych zawodników w całej historii, a także mocno szanowany do dzisiaj – chilijska petarda, Ivan Zamorano. Tak, tak! Latynos nie od razu stał się gwiazdą Interu Mediolan, a zanim to nastąpiło, zdążył także podbić ligę szwajcarską. Zamorano został królem strzelców rozgrywek, ich najlepszym graczem i ikoną fanów swojego klubu, choć zbyt długo w nim nie pograł – tylko 2 lata i przeniósł się do Sevilli (w Sankt Gallen rozegrał 56 spotkań, zdobywając w nich 34 gole).
https://m.youtube.com/watch?v=_qxEApWgPms
Sankt Gallen to klub z fajnymi historiami w tle, z masą ciekawych postaci i niebanalnych zawodników, ale interesujące są również te nowsze czasy, a obecny sezon w wykonaniu FCSG to bajka – bo i vicemistrzostwo jest sporym sukcesem.
Vice-mistrzostwo FC St. Gallen to sukces
Ten sezon w wykonaniu St. Gallen był rożny. Początkowe trudności – pięć pierwszych meczów to tylko cztery punkty, spory rozpęd – nadrabianie zaległości i usadowienie się w fotelu lidera rozgrywek, a na końcu brak sił na kontynuacje walki o berło. Trzy porażki w ostatnich pięciu meczach przypomniały o demonach z początku rozgrywek i pogrzebały szanse na tytuł mistrza kraju. Nie jest to jednak czas stracony, bo kampania 2019/2021 to trzeci najlepszy okres w dziejach zespołu. Klub przędzie różnie, udało osiągnąć się kilka sukcesów, ale w międzyczasie pojawiały się tez gorsze momenty i spadki, dlatego docenić należy działania włodarzy i postawę ekipy, zasługują na ogromne słowa uznania – chapeau bas!
We wschodniej Szwajcarii udało zbudować się bardzo solidną ekipę – duża w tym zasługa trenera, Petera Zeidlera, który prace zaczął w lipcu 2018 roku. Dostał wolną rękę, budował drużynę jak chciał i jak widać opłaciło się. Ze szkoleniowcem przedłużono kontrakt, więc kolejny rok może być również bardzo obiecujący.
📸 #YBFCSG 🟢⚪ pic.twitter.com/B79OLkvP1i
— FC St.Gallen 1879 GRÜEWISS IM HERZ (@FCSG_1879) August 4, 2020
Jak wygląda team? St. Gallen to jeden z najmłodszych zespołów w Europie – średnia wieku to 23 lata – a w składzie znajduje się kilku mocno wyróżniających się zawodników: Jérémy Guillemenot, Jordi Quintillà czy Silvan Hefti. Młodzieńcza fantazja, ale bez zbędnych wygłupów – zespół w lidze funkcjonował bardzo dobrze, pochwalić należy również jego umiejętności taktyczne, bo pod tym względem był jednym z lepszych w Super League. Złota zdobyć się nie udało, ale… srebrne medale to spory sukces i właśnie w charakterze triumfu trzeba je rozpatrywać!
Czy St. Gallen stać na więcej? Jeśli w klubie utrzymają stan kadrowy to zdecydowanie tak. Do umiejętności piłkarskich doszło cenne doświadczenie i w kolejnych rozgrywkach na pewno zaprocentuje. Dobrym przetarciem będą także europejskie puchary i właśnie tam poznamy dokładnie obecną wartość „Espen”.