Falstart Ligi Mistrzów


19 lutego 2015 Falstart Ligi Mistrzów

Dla każdego sympatyka piłki nożnej zimowa przerwa w Lidze Mistrzów jest jak wyrok, z którym należy nauczyć się żyć. Jednak po ponaddwumiesięcznej przerwie, ku uciesze futbolowej części świata, elitarne rozgrywki powróciły na największe europejskie stadiony. Niestety, w odczuciu wielu fanów konfrontacje inaugurujące 2015 rok pozostawiły po sobie pewien niesmak oraz niedosyt.


Udostępnij na Udostępnij na

69 dni, bo tyle dokładnie największe gwiazdy piłki kazały nam na siebie czekać. 69 dni trwaliśmy w stanie agonalnym i z nadzieją wyczekiwaliśmy na futbolową reanimacje, co w zamian dostaliśmy? Możliwość obejrzenia meczów o poziomie niejednokrotnie niższym niż coweekendowe, niemalże 24-godzinne seanse ligowe. Te na szczęście nie oferują nam ciągłej kalkulacji, która nagminnie stosowana jest przez potentatów w Champions League, próbujących przebrnąć przez kolejną fazę rozgrywek z jak najmniejszym ubytkiem sił. Bardzo często możemy usłyszeć, że w dużej mierze jest to wina napiętych kalendarzy największych klubów, jednak takie argumenty nie trafiają do przeciętnego kibica, domagającego się wina i igrzysk. Kolejnym mankamentem nasuwającym się po pierwszych meczach tego roku jest pomysł z wykluczeniem możliwości spotkania się w tej fazie rozgrywek drużyn z tego samego kraju. O czym mogliśmy się przekonać zresztą już nie pierwszy raz, a na co argumenty postaram się przedstawić w dalszej części mojego wywodu.

Wtorek zapowiadał nam wielkie emocje związane z dwoma konfrontacjami, Paris Saint-Germain – Chelsea Londyn oraz Szachtar Donieck – FC Bayern Monachium. O ile pierwszy mecz zgodnie z oczekiwaniami stał na wysokim poziomie, a piłkarze obydwóch drużyn podeszli do niego z pełnym zaangażowaniem i jasnym celem, którym było zwycięstwo, o tyle druga para zamiast grą w piłkę zajęła się nieustannymi utarczkami zarówno słownymi, jak i siłowymi, które oddziaływały bardzo negatywnie na całość widowiska. Dość powiedzieć, że to, co zafundowali nam zawodnicy obu ekip, przypominało bardziej pojedynek amerykańskiego wrestlingu niż piłkarski mecz. Podopieczni Mircei Lucescu, będąc świadomymi umiejętności zawodników niemieckiego klubu, postanowili agresją zdominować i sprowokować rywala, co – z całą odpowiedzialnością można stwierdzić – im się udało. „Bawarczycy” tak bardzo chcieli udowodnić swoją fizyczną wyższość nad rywalami, że już 20 minut po przerwie drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartę ujrzał, występujący po raz setny w Lidze Mistrzów Xabi Alonso. Obydwa mecze zakończyły się remisami i tylko w pierwszym pojedynku byliśmy świadkami dwóch bramek, co nie napawało optymizmem przed środowymi spotkaniami.

Zgodnie z oczekiwaniami kolejny dzień rozgrywek ponownie nie przyniósł zbyt wielu wrażeń, przetrzebione kontuzjami Schalke 04 przegrało na własnym stadionie z Realem Madryt 0:2, stawiając tylko opór w pierwszej części pojedynku. Media zachwycały się oczywiście zdobytą długo wyczekiwaną bramką Critiano Ronaldo oraz jego asystą do Marcelo, jednak to właśnie informacja o golu Brazylijczyka powinna otwierać wszystkie artykuły poświęcone temu spotkaniu.
https://www.youtube.com/watch?v=F1s2XOKKHpc
Biorąc pod uwagę formę, jaką prezentują w ostatnim czasie „Królewsko-niebiescy” z Gelsenkirchen, drużyna Realu aspirująca w każdym sezonie do zdobycia Ligi Mistrzów powinna była ich zdeklasować i zapewnić sobie wynik dający możliwość gry juniorami w rewanżowym spotkaniu. Na co na szczęście nie będą mogli sobie pozwolić.

W ostatnim meczu w tym tygodniu zmierzyły się ekipy FC Basel i FC Porto, od początku trudno było wskazać faworyta tej konfrontacji, co tylko potwierdził końcowy wynik 1:1. Trzeba jednak oddać Portugalczykom, że zdominowali oni całe spotkanie. Szwajcarzy oddali jeden jedyny strzał na bramkę rywala i jako pierwsi zdobyli gola, po czym zajęli się tym, co potrafią najlepiej, czyli wycofali się do obrony. Od tego momentu „Smoki” z Estadio do Dragao nieudolnie starały się przebić defensywny monolit gospodarzy. Ta sztuka udała się dopiero w końcowej fazie spotkania, na co ogromny wpływ miało pojawienie się na boisku piłkarskiego weterana Ricado Quaresmy. To on dał znak do ataku i głównie dzięki niemu w dużej mierze goście wywieźli jakże cenny remis z Bazylei.

Trzy remisy i jedno zwycięstwo to tylko potwierdzenie dzisiejszego wstępu o ciągłym liczeniu i zachowywaniu sił na resztę sezonu. Taka sytuacja nie miałaby miejsca gdyby w tej części rozgrywek mogłyby trafić na siebie na przykład, Bayern Monachium i Borussia Dortmund czy Real Madryt i FC Barcelona. Takie mecze dla kibiców są świętością i żaden z wcześniej wymienionych klubów nie pozwoliłby sobie na wyeliminowanie z Ligi Mistrzów przez odwiecznego rywala, co gwarantowałoby sporą dawkę piłki na najwyższym poziomie. Natomiast ćwierćfinały są zbyt blisko upragnionego celu, żeby pozwolić sobie na najmniejszy błąd.

Jedyne, co nam pozostaje, to nadzieja, że był to jedynie falstart w wykonaniu najlepszych drużyn Europy i już w przyszłym tygodniu kolejne zespoły uratują honor najbardziej prestiżowego turnieju świata.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze