FA Cup: Arsenal wziął rewanż


Dzisiejszego popołudnia odbyły się trzy kolejne mecze V rundy FA Cup. We wszystkich górą byli gospodarze – do ćwierćfinałów awansowały Everton, Sheffield United i Arsenal.


Udostępnij na Udostępnij na

O 14:30 zabrzmiał pierwszy gwizdek na Goodison Park, gdzie Everton podejmował Swansea. Gospodarzom potrzeba było zaledwie pięciu minut, żeby objąć prowadzenie. Po dograniu z rzutu wolnego w polu karnym Tremmela zrobiło się wielkie zamieszanie. Najprzytomniej w całej sytuacji zachował się Distin, który podał do lepiej ustawionego Laciny Traore, a ten piętą zdobył swojego pierwszego gola w 5. minucie gry w niebieskich barwach.

Leighton Baines, Everton
Leighton Baines, Everton (fot. Skysports.com)

Na odpowiedź gości trzeba było czekać kolejne 11 minut. Neil Taylor dobrze dośrodkował z lewej strony, a wbiegający z drugiej linii de Guzman wyskoczył nagle jak Filip z konopi i głową wpakował piłkę do siatki. Remis utrzymał się do przerwy.

Po zmianie stron 1:1 było jeszcze przez kolejnych 20 minut. Wtedy to Taylor zaliczył drugą asystę tego dnia, ale na swoje nieszczęście tym razem świetnie wyłożył piłkę… rywalowi. Lewy obrońca chciał zagrać do swojego partnera z defensywy, ale zrobił to tak nieudolnie, że Steven Naismith mógł mu tylko podziękować, oczywiście zaraz po tym, jak strzelił gola, pewnie wykorzystując sytuację sam na sam, w jakiej niespodziewanie się znalazł.

Szkocki napastnik wydatnie przyczynił się też do zdobycia trzeciej bramki. Tym razem nieudolnie zachował się prawy obrońca, Ashley Richards, który wślizgiem przejechał Naismitha po kostkach. A że zrobił to we własnym polu karnym, to sędzia musiał wskazać na 11. metr. Do piłki podszedł Leighton Baines i pewnie umieścił ją w siatce. Jak się okazało, był to gol ustalający ostateczny wynik na 3:1.

Udany występ zaliczył też Łukasz Fabiański...
Udany występ zaliczył też Łukasz Fabiański… (fot. skysports.com)

Na 16 w Sheffield zaplanowano kolejny mecz. Tym razem United miało podejmować Nottingham Forest. Po tym, jak wczoraj z powodu silnego deszczu, odwołano mecz na położonym niedaleko stadionie Wednesday, niektórzy mogli myśleć, że i dzisiaj nie uda się zagrać. Obawy jednak się nie sprawdziły i mecz się odbył. I dobrze, bo zaiste, był niezwykle ciekawy!

Rozpoczęło się dobrze dla gości. W 28. minucie, po główce Jamiego Patersona, objęli oni prowadzenie, które udało im się utrzymać do przerwy i jeszcze przez 20 minut po niej. Wtedy to ich bramkarz, De Vries, popełnił błąd, wypuszczając piłkę z rąk po dośrodkowaniu rywala, co wykorzystał Conor Coady, pakując piłkę do pustej bramki. I gdy już wydawało się, że powtórka meczu jest nieunikniona, w końcu padł kolejny gol. W 90. minucie Greg Halford z Nottingham (a niegdyś grał w Sheffield) dał swoim byłym kolegom prezent w postaci zagrania ręką w polu karnym. Jedenastkę na gola pewnie zamienił Chris Porter. Ale nie koniec na tym, bo już 120 sekund później ten sam zawodnik wbił do siatki piłkę po dośrodkowaniu Murphy’ego, czym wprawił kibiców w taką ekstazę, że aż wbiegli na boisko! Nic dziwnego, United zostali pierwszą od 24 lat drużyną z trzeciej ligi, która dobrnęła do ćwierćfinału FA Cup.

Dodajmy jeszcze, że Radosław Majewski zaliczył przeciętne 78 minut w składzie Nottingham.

Wszyscy jednak czekali na dzisiejszy hit, czyli spotkanie Arsenalu z Liverpoolem o 17. To miał być rewanż londyńczyków za jeszcze świeże, zeszłotygodniowe upokorzenie na Anfield. I choć nie byli wcale faworytami, to w 16. minucie w pole karne dośrodkował Oezil. Piłkę przyjął Yaya Sanogo i oddał strzał, który został zablokowany przez Gerrarda, ale piłka odbiła się tak szczęśliwie, że spadła pod nogi Oxlade-Chamberlaina, który pewnie pokonał stojącego dzisiaj w bramce Brada Jonesa.

... ale Howard Webb już nie
… ale Howard Webb już nie (fot. weltfussball.de)

Choć goście starali się odrobić straty, to do przerwy im się to nie udało, m.in. dzięki świetnej postawie w bramce Łukasza Fabiańskiego. A kilkadziesiąt sekund po zmianie stron Oxlade-Chamberlain dostał świetne podanie od Oezila, na kilkunastu metrach zostawił w tyle Cissokho i wyłożył piłkę nadbiegającemu Podolskiemu, który podwyższył prowadzenie gospodarzy.

2:0 było aż do 59. minuty. Wtedy to Niemiec wyciągnął pomocną dłoń do rywali, w mało groźnej sytuacji faulując Suareza. Podolski zaczepił jego nogi, jednak we własnym polu karnym. Dało to szansę Stevenowi Gerrardowi na zmniejszenie strat z 11 metrów, co kapitan Liverpoolu skrzętnie wykorzystał. Piłka w prawym rogu, Fabiański w lewym i już tylko 2:1.

Ostatnie pół godziny to popis Fabiaśkiego, który zatrzymywał rozochoconych gości, ale też niestety Howarda Webba. Na łysego sędziego znowu spadła fala krytyki za jego dwa fatalne błędy, ale przynajmniej był „sprawiedliwy”, o tyle, że mylił się w dwie strony. Najpierw bowiem chyba tylko on na całym stadionie nie zauważył ewidentnego jak z Londynu do Warszawy faulu Oxlade-Chamberlaina na Suarezie, a niedługo później nie ukarał Gerrarda drugą żółtą kartką za ostry wślizg w nogi rywala. Ostatecznie, to Arsenal triumfował i, podobnie jak wczoraj Manchester City, zrewanżował się swoim niedawnym ligowym pogromcom.

Odbyło się już losowanie kolejnej rundy, której mecze zaplanowano na 8-9 marca. Najciekawiej zapowiada się starcie Arsenalu z Evertonem. W ćwierćfinale obejrzymy też powtórkę z zeszłorocznego finału. Tym razem Wigan nie zagra jednak na neutralnym Wembley, ale pojedzie do jaskini lwa, na Etihad Stadium. Możliwe są też derby Sheffield, bo United podejmie zwycięzcę z pary Sheffield Wednesday – Charlton. Ostatnią parę stworzą: wygrany z pojedynku Brighton vs. Hull City (mecz jutro) oraz Sunderland.

Komentarze
~Kanonier_90 (gość) - 11 lat temu

Owszem wygrana bardzo ważna ale czy to rewanż? No
bez przesady..
W każdym razie jest kolejna runda i Everton czeka :)

Odpowiedz
~ksavery (gość) - 11 lat temu

Nie ma co porównywać wagi tych dwóch spotkać. Z
czym do ludzi gwiazdeczki z Arsenalu? :D YNWA

Odpowiedz
szwajc1212 (gość) - 11 lat temu

Mecz meczowi nie równy i tak jak City nie dało
szans Chelsea w pucharze , tak Arsenal otrząsnął
się po pogromie z Liverpoolu . Oba zwycięskie
zespoły mają ligę mistrzów za pasem, z piekielnie
mocnymi rywalami i sam jestem ciekawy czy taki
wysiłek im pomoże, czy bardziej zaszkodzi .
Zwłaszcza "kanonierzy" powinni zagrać wcześniej
niż w niedzielę, gdyż zmierzą się z najlepszymi
zawodnikami na świecie .

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze