Everton utrzyma się w Premier League?


„The Toffees” są na dobrej drodze do pozostania w lidze

19 marca 2023 Everton utrzyma się w Premier League?
Mark Chapman / Focus Images / MB Media / PressFocus

Everton za czasów Franka Lamparda był tą ekipą w Premier League, której oglądać się nie chciało. Brak pomysłu i nieudolność w grze zespołu były bardzo irytujące, zwłaszcza dla kibiców. Wszystko zmieniło się po przyjściu Seana Dyche'a. Oczywiście futbol proponowany przez tego trenera nie jest, określilibyśmy, wyrafinowany, jednak drużyna ma ściśle określone założenia i je realizuje. W grze widać pomysł, który ponadto przynosi punkty. Punkty, które mogą dać Evertonowi utrzymanie.


Udostępnij na Udostępnij na

Brak napastnika?

Jak na razie musimy uznać to za jedną z przyczyn obecnego miejsca Evertonu w tabeli, jednak w niedalekiej przyszłości może się to zmienić. Choć obecnie brak typowego snajpera zespołowi z Goodison Park aż tak nie przeszkadza, w końcu punktują, to z pewnością takowy by się przydał. Braki na tej pozycji idealnie obrazuje fakt, iż najwyżej ustawionym piłkarzem Evertonu w ostatnim spotkaniu był Demarai Gray.

W normalnych warunkach pierwszym wyborem zapewne byłby Dominic Calvert-Lewin, chociaż jeżeli w pierwszych spotkaniach nie przekonałby do siebie Seana Dyche’a, nic nie stałoby na przeszkodzie, by posadzić go na ławce. Angielski napastnik już jednak pokazywał, że gole strzelać potrafi. Niestety zaczęły prześladować go kontuzje, co wpłynęło na jego skuteczność, która nie jest już taka sama jak kiedyś. Calvert-Lewin ma jednak dopiero 25 lat i być może się odbuduje, kiedy tylko wróci do gry.

Teoretycznie od pierwszej minuty powinien więc wychodzić Neal Maupay. Skoro jest zdrowy, to Everton chyba nie płacił 12 milionów euro za zmiennika, prawda? No właśnie nie do końca. Trudno jest zrozumieć, czym mogli się kierować włodarze klubu z niebieskiej części Liverpoolu. W końcu jedyną rzeczą, z której słynął Neal Maupay w Brighton, była rażąca nieskuteczność. W Evertonie jednak bije wszelkie rekordy, bo by zdobyć jedną bramkę w Premier League, średnio potrzebuje… 946 minut. Nie trudno więc się domyślić, że gola strzelił tylko jednego w aż 20 meczach. Brighton znalazł chętnego na Francuza, jednak teraz nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, kto chciałby zainwestować w niego kwotę w okolicach 10 milionów euro. Trudno jest uwierzyć, że znajdzie się ktoś na tyle naiwny.

Z dobrej strony po wejściu z ławki w meczu z Chelsea pokazał się Ellis Simms. Czy angielski napastnik o polskich korzeniach ma szansę zagościć w pierwszej jedenaste? Trudno stwierdzić. Niemniej zagrał naprawdę dobry mecz. W 11 minut, które otrzymał od trenera, zdążył uderzyć na bramkę dwa razy. Do tego przy bramce zachował się świetnie, ogrywając Koulibaly’ego niemal jak dziecko. Była to jego pierwsza bramka w Premier League. Niewątpliwie zasłużył na kolejne szanse. Aby jednak grać w pierwszym składzie, będzie musiał je odpowiednio wykorzystywać.

Wyklarowali się liderzy

Oczywiście od wielu lat liderem tej drużyny jest Seamus Coleman. Irlandczyk jednak jest już nim w zasadzie tylko mentalnie, bo choć jeszcze gra na odpowiednim poziomie, to jest on tylko satysfakcjonujący. Nie ma nic ponadto. Zresztą wiek robi swoje – rocznik 1988. Jednym z najlepszych graczy w drużynie również jest Jordan Pickford, jednak bramkarz nie ma wpływu na to, co się dzieje w środku pola.

Używając słowa liderzy, myślimy o zawodnikach, którzy nie boją się wziąć na siebie odpowiedzialności. I w ten sposób możemy wyróżnić Jamesa Tarkowskiego, Abdoulaye’a Doucoure’a i Alexa Iwobiego. Ci piłkarze są płucami Evertonu. Doucoure gra tak, jak moglibyśmy się tego po nim nie spodziewać – jest wysoko, bierze udział w akcjach ofensywnych i często robi to, schodząc z boku.

Natomiast w przypadku Iwobiego mówimy o zawodniku, który reguluje tempo gry. Nigeryjczyk często pojawiał się w środku boiska, szukając piłki. Oglądając Everton, ma się wrażenie, że każda akcja, nawet kontratak, musi przejść przez niego. Koledzy z zespołu zdecydowanie mogą na nim polegać, ponieważ gdy tylko otrzymuje piłkę, przyspiesza akcję.

Tarkowski natomiast jest liderem defensywy. Owszem, sprokurował karnego w meczu z Chelsea, ale wydaje się, że dzięki niemu cała formacja obronna nabiera większej pewności i spokoju. Anglik jest zwyczajnie solidny, momentami nawet bardzo dobry. Robi to, co do niego należy, dokładając raz na jakiś czas coś ekstra. Dodatkowo jest bardzo ważny dla Evertonu przy stałych fragmentach, nie tylko w obronie. Świetnie ilustruje to statystyka przywołana przez Macieja Łuczaka na antenie Viaplay. W meczu z Brentfordem najwięcej kontaktów z piłką w polu karnym rywali mieli właśnie Tarkowski i Keane, czyli duet stoperów.

Everton idealnym miejscem dla Dyche’a

Gdy w kwietniu 2022 roku Sean Dyche odchodził z Burnley, w którym przez dekadę wyczyniał cuda, patrząc na piłkarzy, których miał do dyspozycji, można było się zastanawiać co dalej. W końcu oprócz Burnley trenował tylko Watford. Angielski trener nie chciał przejmować byle jakiego klubu, czekał więc i po siedmiu miesiącach przyjął ofertę Evertonu w trudnej sytuacji.

Z zespołem z Goodison Park podpisał umowę do 2025 roku i bardzo możliwe, że będzie w stanie ją wypełnić. W końcu to dobry fachowiec. W Evertonie będzie miał też szansę na pokazanie swoich menadżerskich umiejętności i zweryfikowanie tego, czy nadawałby się do mocniejszych drużyn. Bo niby z Burnley prawie rok w rok walczył o utrzymanie, z drobnymi wyjątkami, ale piłkarze, którymi dysponował, byli często zdecydowanie słabsi niż w innych ekipach. Stąd więc większość podziwiała jego wyniki, zwłaszcza gdy zajmował miejsce w pierwszej dziesiątce.

Everton więc wydaje się być idealnym miejscem dla tego trenera. Będzie dysponował większymi pieniędzmi, których właściciel nie szczędzi. Będzie mógł sprowadzać piłkarzy, którzy pasują do jego filozofii i często zwyczajnie potrafią grać w piłkę. Przy odpowiedniej budowie drużyny latem nie będzie już musiał lepić z niczego. I to, jak Sean Dyche rozwinie Everton, pokaże prawdę o tym trenerze. Początek ma obiecujący, bo w obliczu średniej sytuacji kadrowej potrafi punktować. Jednak zespół po przebudowie może wyglądać znacznie lepiej.

Everton za Dyche’a być może powróci do czasów, gdy miał ambicje na awans do Ligi Mistrzów. Oczywiście to wymaga pracy, ale znając warsztat tego trenera i fakt, że w tym klubie możliwości ma dużo większe, jesteśmy optymistami w kwestii jego wyników. Być może nie zakręci się w czasie trwania obecnego kontraktu w okolicy miejsca numer cztery, zresztą byłoby to niezmiernie trudne, jednak ma fundamenty do stworzenia solidnej ekipy. Pytanie tylko, jak z tych fundamentów skorzysta. Z właścicielem Evertonu nigdy nic nie wiadomo.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze