Everton, quo vadis?


„The Toffees” od wielu lat nie spełniają oczekiwań kibiców

27 września 2018 Everton, quo vadis?

Everton to jeden z najstarszych angielskich klubów oraz założyciel angielskiej ligi (wraz z jedenastoma innymi klubami). „The Toffees” od początku swojego istnienia byli jednym z najlepszych angielskich zespołów. Sporo sukcesów odnosili zwłaszcza w latach 30. oraz 80. ubiegłego stulecia. Obecnie jednak ich trofea zarastają kurzem. Everton od wielu lat próbuje nawiązać do czasów świetności. Niestety bezskutecznie.


Udostępnij na Udostępnij na

W klubie z Goodison Park nie brakuje ambicji osiągnięcia czegoś więcej niż miejsca 6.–8. Takie plany miał David Moyes, który przez ponad dekadę pracy w Evertonie ugruntował pozycję „The Toffees” jako jednego z najlepszych angielskich klubów, ale najważniejszego celu nie osiągnął – nie udało mu się wprowadzić klubu do Ligi Mistrzów. I to mimo faktu, że w sezonie 2004/2005 zajął aż czwarte miejsce w lidze i był nawet wyżej niż jego odwieczny rywal – Liverpool. Jednakże w eliminacjach do Champions League uległ Villarrealowi (4:2 w dwumeczu dla Hiszpanów).

Roberto Martinez, który w 2013 roku zastąpił Moyesa, od razu obiecał kibicom, że jego Everton zagra w Lidze Mistrzów. Obietnicy nie dotrzymał, choć początek jego kadencji był naprawdę obiecujący (piąte miejsce na koniec kampanii 2013/2014). Jednak następne dwa sezony to istna katastrofa, bo „The Toffees” dwukrotnie kończyli rozgrywki dopiero na 11. miejscu.

Irański miliarder zbawcą Evertonu?

Nadzieją na poprawę sytuacji klubu było przyjście w 2016 roku do niebieskiej części Liverpoolu nowego właściciela. Farhad Moshiri, bo o nim mowa, jest irańskim biznesmenem, którego majątek wycenia się na około 1,3 miliarda funtów. Kiedy dołączył na Goodison Park, nabył 49,9% akcji klubu (obecnie jest już większościowym udziałowcem posiadającym 68,6% udziałów). Jego przyjście do Evertonu miało być zwiastunem lepszych czasów dla „The Toffees”. Irańczyk miał zapoczątkować transformację porównywalną do tego, co z Chelsea zrobił Roman Abramowicz. Na razie nic z tego nie wyszło. Moshiri co prawda nie waha się wydawać pieniędzy na wzmocnienia, ale niewiele z nich wypaliło.

Williams, Schneiderlin, Bolasie, Mangala, Rooney, Klaassen, Sigurdsson, Tosun, Walcott, Ramirez – oto długa lista nazwisk piłkarzy, którzy już za kadencji Moshiriego przyszli do klubu i zawiedli. Na papierze te wzmocnienia wyglądały bardzo obiecująco, ale do tej pory nie dały tyle, ile kibice mogliby od nich oczekiwać. Tego lata Everton również nie próżnował na rynku transferowym. Trzeba przyznać, że tym razem wygląda to trochę lepiej, bo Richarlison, Zouma i Digne od razu zaprezentowali niezły poziom. Jeśli do zespołu wprowadzą się jeszcze: Mina, Gomes czy Bernard, to kadra Evertonu naprawdę będzie silna. Największym grzechem „The Toffees” było jednak niepozyskanie godnego następcy Romelu Lukaku, bo Cenk Tosun na pewno takowym nie jest.

Trenerzy po erze Davida Moyesa

W Evertonie w ostatnich latach nie brakowało fachowców na ławce trenerskiej. Na koniec jednak każdy z nich nie spełnił oczekiwań. Wspomniany wcześniej Martinez odchodził jak niepyszny z Goodison Park, zostawiając klub w drugiej dziesiątce Premier League, a tego lata wywalczył z Belgią brązowy medal na mundialu. Kiedy Ronald Koeman odchodził z Evertonu, „The Toffees” byli blisko strefy spadkowej. Dziś jest selekcjonerem reprezentacji Holandii.

Marco Silva, który latem tego roku zastąpił Sama Allardyce’a, to jeden z najciekawszych trenerów młodego pokolenia, ale ostatnie lata nie są dla niego zbyt udane. Portugalczyk jawi się jako trener, który nigdzie nie jest w stanie dłużej zagrzać miejsca. W Hull City spędził pół roku i nie był w stanie uratować tego klubu przed spadkiem. Jednakże klub z KCOM Stadium pod wodzą Silvy grał ładną dla oka, ofensywną piłkę i to skusiło władze Watfordu do powierzenia mu zespołu. Tam też długo nie zabawił. I choć początek sezonu miał udany, to od listopada klub nagle przestał punktować.

Everton interesował się Silvą, kiedy ten trenował jeszcze Watford i w końcu władze „The Toffees” dopięły swego. Jednak na razie Silva punktuje gorzej niż wyśmiewany przez wielu Sam Allardyce (średnia punktów na mecz u Portugalczyka to 1,2, natomiast Anglika – 1,4). Zresztą były selekcjoner reprezentacji Anglii już w poprzednim sezonie zwracał uwagę na to, że Silva jest mocno przeceniany. Wtedy ludzie traktowali tę wypowiedź z przymrużeniem oka, ale teraz coraz więcej osób przyznaje mu rację. Dla Silvy ten sezon jest bardzo ważny. Jeśli również w Evertonie zawiedzie, to zbyt szybko może nie dostać następnej szansy w Premier League. Faktem jest jednak, że drużyny, które prowadził Marco Silva, nigdy nie słynęły ze szczelnej defensywy. W Evertonie na początku sezonu jest podobnie. Sześć meczów i aż 11 straconych goli, do tego ani jednego czystego konta – z taką defensywą nie da się osiągnąć sukcesu. W tym momencie najważniejszymi zadaniami Marco Silvy są poprawienie gry obronnej oraz obudzenie Cenka Tosuna i Dominica Calverta-Levina. Bez skutecznych napastników i pewnych obrońców Everton znów na koniec sezonu rozczaruje kibiców.

Jaka przyszłość przed Evertonem?

Klub z Goodison Park swoją ambicję ma nawet ukazaną na herbie. Znajdują się bowiem na nim dwa wieńce laurowe będące symbolem zwycięstwa oraz łacińska sentencja – „Nil satis nisi optimum”, która oznacza „nic, co nie najlepsze, nie jest wystarczająco dobre”. W ostatnich latach ambicje Evertonu mocno rozmijały się z rzeczywistością. Jednakże niewykluczone, że najbliższe lata będą przełomowe dla klubu z Goodison Park. Jeśli Marco Silva (w którego wciąż wierzę) dostanie czas na zbudowanie silnego klubu, a Farhad Moshiri będzie lepiej trafiał z transferami, to Everton może stać się godnym rywalem dla „wielkiej szóstki”. Do Ligi Mistrzów będzie bardzo trudno awansować, ale skoro raptem dwa lata temu Leicester City mogło zostać mistrzem Anglii, to dlaczego za jakiś czas Everton nie miałby w końcu dopiąć swego i po wielu latach awansować do najbardziej elitarnych rozgrywek. Jednak na razie to marzenia i potrzeba wiele pracy, by stały się one rzeczywistością.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze