Po sezonie przerwy angielskie kluby ponownie błyszczą na Starym Kontynencie. Odnoszenie kolejnych zwycięstw w Lidze Mistrzów oraz Lidze Europy nie sprawia zespołom z Premier League większych problemów. Do tego stopnia, że w bieżącej kampanii najprawdopodobniej w komplecie zameldują się w decydujących fazach rozgrywek. Czy oba europejskie puchary znów padną więc łupem angielskich drużyn? W tym momencie wydaje się to jak najbardziej możliwe.
Sezon 2018/2019 zostanie przez Anglików zapamiętany na bardzo długo. Nie może być inaczej, skoro w finałach obu europejskich rozgrywek wystąpiły cztery kluby z Premier League. W praktyce więc jeszcze przed pierwszym gwizdkiem każdego z decydujących spotkań wiadomo już było, że puchary trafią na Wyspy.
Po tak ogromnym oraz historycznym sukcesie angielskiego futbolu szybko zaczęto wieszczyć długoletnią dominację zespołów z Premier League w europejskich pucharach. Być może nawet większą od niedawnej hiszpańskiej. Coś jednak ewidentnie poszło nie tak. Może to nieplanowana przerwa w rozgrywkach? Może zmęczenie?
4 – This is the first time that all four places in the Champions League/European Cup and Europa League/UEFA Cup finals will be filled by one country. Domination. pic.twitter.com/GrXFPvAemA
— OptaJoe (@OptaJoe) May 9, 2019
Odbiegając jednak od przyczyn, trzeba jasno powiedzieć, że efektem była niespodziewanie słaba dyspozycja angielskich zespołów w poprzedniej edycji europejskich pucharów. Zamiast dalszej dominacji w obu rozgrywkach był zaledwie półfinał Ligi Europy. Zdecydowanie mniej niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Po może nie burzy, ale ulewie, zaświeciło jednak słońce. Jak pokazuje obecny sezon, po rocznej przerwie kluby z Premier League w Europie znów idą jak po swoje.
Europejskie puchary na amatorze
Puchar UEFA, obecnie pod nazwą Liga Europy, nigdy nie wzbudzał w Anglii wielkich emocji. Traktowany jako rozgrywki pocieszenia, z racji czwartkowych meczów bardziej utrudniał przygotowania do weekendowych pojedynków ligowych, niż przynosił korzyści. Postrzeganie turnieju zmieniła jednak reforma, dzięki której triumfator zapewnia sobie miejsce w kolejnej edycji Ligi Mistrzów. Gra w końcu stała się warta świeczki.
Angielskie kluby zaczęły więc poważniej patrzeć na Ligę Europy. Tym bardziej że tylko cztery najlepsze zespoły w Premier League otrzymują kwalifikację do Ligi Mistrzów. Chętnych jest jednak zawsze więcej. Dlatego nie może dziwić, że na półmetku fazy grupowej każdy z trzech angielskich przedstawicieli piastuje lokatę lidera w swojej grupie. Zaskakiwać może jednak swoboda, z jaką odnoszą kolejne zwycięstwa, hurtowo zdobywając bramki. Zupełnie tak, jakby przeciwnicy operowali na najniższym poziomie trudności w grze komputerowej.
To dziwi, to zaskakuje, biorąc pod uwagę poprzedni sezon. Kampanię, w której nie brakowało przecież wpadek z udziałem angielskich drużyn. Natomiast w obecnej edycji dotychczas na łącznie dziewięć meczów przedstawiciele Premier League nie wygrali tylko jednego. Świetne statystyki można by oczywiście złożyć na karb poziomu Ligi Europy, gdyby tylko w Lidze Mistrzów nie było niemal identycznie.
W najbardziej elitarnych klubowych rozgrywkach angielskie zespoły bawią się w najlepsze. Metaforycznie rzecz można, że rozstawiają praktycznie wszystkich po kątach. Do tego stopnia, że Chelsea oraz Liverpool w obecnej edycji nie straciły jeszcze nawet bramki, łącznie zdobywając piętnaście. Po drodze rozgrywali kapitalne mecze, jak deklasacja Atalanty w Bergamo, której „The Reds” zaaplikowali pięć trafień.
5 – Liverpool’s 5-0 win was the biggest ever by an English club away to Italian opposition in European competition. Arrivederci. #UCL pic.twitter.com/d1jP5m47yW
— OptaJoe (@OptaJoe) November 3, 2020
To właśnie rozmiary zwycięstw i liczba zdobytych punktów w obu rozgrywkach najlepiej obrazują obecną przewagę angielskich klubów nad resztą stawki. Przedstawiciele Premier League grają skutecznie w ataku i destrukcji, są pewni siebie. Zupełnie jak w sezonie 2018/2019, gdy zebrali wszystkie europejskie laury.
Powtórka z roz(g)rywki?
Czy wśród angielskich zespołów można więc upatrywać kandydatów do ostatecznego zwycięstwa w obu rozgrywkach? Obecnie wiele przemawia za tym, że jak najbardziej. Europejskie puchary rządzą się jednak swoimi prawami. Zabawa na poważnie w praktyce jeszcze się nie zaczęła. Dopiero po zakończeniu fazy grupowej rywalizacja wkroczy na wyższy poziom. A to zawsze przecież dwumecze, w trakcie których już nieraz zdarzały się piłkarskie cuda.
Choć jednak ze 100% dokładnością nie da się przewidzieć ostatecznych rozstrzygnięć, to szanse klubów Premier League na triumfy w obu rozgrywkach wydają się jednak naprawdę duże. Powtórzenie dokonań z kampanii 2018/2019 jest możliwe. Czy stanie się faktem? To zależy od tego, czy przedstawiciele angielskiej ekstraklasy zdołają do końca sezonu utrzymać obecną dyspozycję w obu europejskich rozgrywkach.
Mniej istotne, ale też ciekawe:
- Niezwykle często zmienia się lider tabeli w obecnej edycji Premier League. Tym, co jednak pozostaje niezmienne, są problemy Sheffield
United. Chris Wilder, mimo że najprawdopodobniej szuka, to nie potrafi znaleźć panaceum na słabą postawę „The Blades”. Zespół z Bramall Lane z zaledwie jednym punktem na koncie zamyka tabelę, a niewiele wskazuje na to, by nagle miało być lepiej. Niedługo prawdopodobnie dowiemy się, dokąd sięgają granice cierpliwości władz Sheffield United. Klubu, który w poprzedniej kampanii włączył się przecież do walki o miejsce premiujące grą w europejskich pucharach.
Defeat for the Blades. pic.twitter.com/8XEKBsp3fs
— Sheffield United (@SheffieldUnited) November 22, 2020
- W nie najlepszych humorach są także na Emirates Stadium. Arsenal zawsze chce przecież walczyć o czołowe lokaty. W tym sezonie „The Gunners” zanotowali już jednak aż cztery ligowe porażki. Czołówka powoli odjeżdża, choć obecna kampania jest niezwykle wyrównana. Płaska tabela to być może właśnie jedyne pocieszenie dla zespołu Mikela Artety. Pytanie tylko, czy Arsenal niebawem ruszy z kopyta i zacznie regularnie wygrywać w Premier League.