EuroKomentarz: Sto milionów


Tym razem w podsumowaniu ostatnich postępów prac przy Euro szczególną uwagę zwróciliśmy na komunikację. Mamy dużo niespodziewanych wydatków, sporo błędnych szacunków i nadspodziewanie mało opóźnień. Nawet ten biedny, zawsze ciągnący się w ogonie stawki Poznań nadrabia dystans.


Udostępnij na Udostępnij na

Warszawa

Byłem niedawno na Dworcu Centralnym. Byłem na dworcu i byłem w szoku. O ile na powierzchni od jakiegoś czasu nic nowego się nie dzieje, to podziemia przechodzą prawdziwą metamorfozę. Tymczasowe – spore niestety – utrudnienia logistyczne mogą napsuć krwi turystom nieprzyzwyczajonym do funkcjonowania w stanie wiecznej prowizorki, ale warto cierpieć. Naprawdę warto, bo Centralny zaczyna wyglądać nie jak centrum nielegalnego handlu składnikami kebabów, a dworzec kolejowy. Odnowione galerie są białe, nie czarne, wywalono wszystkie budy z wątpliwej jakości jedzeniem, oczyszczono mury. Zrobiło się jaśniej, przestronniej i dziwniej. Trochę czasu minie, nim przyzwyczaimy się do takiego wyglądu tego budynku. Teraz pozostaje czekać, aż robotnicy dokończą roboty i odblokują przejścia podziemne. No i miejmy nadzieję, że po wprowadzeniu się do galerii nowych najemców będzie można gdzieś kupić dobre kanapki.

Żeby nie było tak różowo, warto przytoczyć dane na temat kosztów remontu Centralnego. Wstępny kosztorys opiewał na sumę 27 milionów złotych. Teraz już wiemy, że był to kosztorys bzdurny i nijak nieprzystający do rzeczywistości. W tym momencie wydano już ponad dwa razy więcej – 60 milionów – a kolejne wydatki są nieuchronne. Ostatecznie odnowienie największego dworca kolejowego stolicy będzie kosztowało mniej więcej sto milionów. Być może dlatego, być może nie dlatego, Dworzec Wschodni będzie wyremontowany tak, że nie będzie wyremontowany. Decydenci doszli do wniosku, że prowizorka to dokładnie to, czego potrzebuje Warszawa.

Jeśli już mowa o szeroko pojętej komunikacji, to niedobre wieści dochodzą z frontu walki z drugą linią metra. Przegrywamy. Wróg trzyma się mocno, działania sił sprzymierzonych nie przynoszą efektu. Ciągle wierzymy w końcowe zwycięstwo, ale będzie trudno. Już teraz są ofiary. Czterej śpiący zniknęli.

Wrocław

Z losowania grup Euro 2012 mało kto w stolicy Dolnego Śląska się cieszy. Liczono na tuzów, trafiły się płotki. Liczono na Hiszpanów albo Niemców, trafili się Czesi. Nasi południowi sąsiedzi z przydziału są zadowoleni. Kibice będą mieli blisko, wszystko rozegra się w jednym mieście. Żyć, nie umierać.

Praktycznie gotowe jest wrocławskie lotnisko. Kilka tygodni temu mówiono, że wykonano już 97% robót. To bardzo ładnie. Zawsze przyda się nowy terminal – pasażerowie będą mieli gdzie spać. A to, że niektórzy z nich będą do tego zmuszeni, jest niemal pewne. Władze miasta doszły do wniosku, że nie ma potrzeby uruchamiania połączenia kolejowego z portem lotniczym – nie opłaca się. W tym momencie po przylocie do Wrocławia istnieje tylko jedna możliwość dostania się do centrum. Autobusy kursują w ciągu dnia co 20-30 minut, a w nocy co kilka godzin. Nie ma tramwajów. Zdesperowani przybysze z pewnością nie raz i nie dwa skorzystają z usług taksówkarzy, którzy z radością zażyczą sobie kilkukrotnie zawyżonej opłaty. Interes musi się kręcić.

Poznań

Wielkopolska batalia z dworcem kolejowym chyba wchodzi w ostatnią fazę. Wcześniej przez całe miesiące roboty posuwały się w tempie, które bardzo podniosłoby samoocenę u, dajmy na to, beznogiego, ślepego żółwia z zanikiem pamięci. Budynki i perony przechodziły metamorfozę niemal tak szybką jak księżyc, a robotnicy pracowali tak szybko, że aż ich nie było widać.

Nasi wysłannicy w Poznaniu donoszą, że teraz sytuacja powoli wraca do normy. Widać ludzi, którzy coś robią. Na razie podobno głównie burzą, ale – wie o tym każde dziecko, które kiedykolwiek bawiło się klockami – żeby coś zbudować, trzeba coś innego zniszczyć. Robotnicy harują dniami i nocami – według nich głównie nocami, według podróżnych głównie dniami – by na Euro w Poznaniu był dworzec, nie ruiny. Podobną zdążą. Podobno wierzymy.

Gdańsk

Trzymajmy się tematyki komunikacyjnej. Na Pomorzu zaczynają się prace nad połączeniem kolejowym PGE Areny z centrum miasta. Tory jakieś są, brakuje peronów, by wszystko było pięknie. Pięknie i drogo, bo okazało się, że wstępny koszt robót – milion złotych – nijak ma się do rzeczywistych wydatków. Sumę trzeba będzie podwoić. Jeśli pod stadion będzie można dojechać pociągiem, Gdańsk chyba ostatecznie przywłaszczy sobie palmę pierwszeństwa wśród miast organizujących turniej. Na Pomorzu problemy są jakieś mniejsze, a sukcesy zadziwiająco duże.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze