24 drużyny zagrają w przyszłorocznym Euro we Francji. Jeśli porównamy turniej do np. obrad sejmu, stwierdzimy, że w drewnianych, wyściełanych atłasem ławach obok dobrze znanych twarzy, znalazły się nowe, świeże, nikomu nieznane oblicza. Europejscy słabeusze wyważyli drzwi z napisem Euro 2016!
Irlandia Północna miała „króciutką”, niemalże niemożliwą do odnotowania przerwę, jeśli chodzi o występy na Euro – 52 lata. Gdy ostatni raz Irlandczycy z północy grali w europejskim czempionacie, był rok 1964. Szmat czasu. Ponad pół wieku oczekiwania i wreszcie jest… upragniony awans. Mimo iż grupa F nie była, łagodnie rzecz ujmując – najmocniejsza (Irlandia Północna, Rumunia, Finlandia,Węgry, Wyspy Owcze i Grecja), to jednak nie sposób było przewidzieć tego, że to właśnie Wyspiarze wywalczą awans. W zespole brakuje wielkich gwiazd, choć oczywiście znajdziemy kilku piłkarzy, którzy są ważnymi członkami klubów z Premier League, jak choćby Chris Brunt czy Steven Davis. Próżno też szukać wielkiej osobowości na ławce trenerskiej, na której zasiada Michael O’Neill (niegdyś przeciętny piłkarz) jako trener – opiekun kilku klubów z północnoirlandzkiej ligi. Na, wydawałoby się, podłym fundamencie udało się zbudować solidną, opartą na dobrej atmosferze, taktycznej dyscyplinie i niesłychanej ambicji budowlę. Jeśli dodać do tego fanatycznych kibiców, którzy gotowi są wskoczyć w ogień za swoimi pupilami, mamy receptę na sukces Irlandii Północnej. I choć nie można bagatelizować faktów, które wyraźnie pokazują, że grupa F była najsłabsza w całych eliminacjach, to sukces Irlandczyków robi wrażenie. Trudno jednak wyobrazić sobie, aby mogli oni odegrać jakąkolwiek rolę w przyszłorocznym Euro. Chociaż… dopóki piłka w grze…

Austria – kraj kojarzony głównie z narciarstwem alpejskim i klasycznym. Od lat idolami austriackich dzieci byli skoczkowie narciarscy, którzy na każdej imprezie zdobywali krocie medali, nierzadko z najcenniejszego kruszcu. I choć dziś nie brakuje sukcesów w dyscyplinach zimowych, to jednak coraz częściej do głosu dochodzi futbol. I trudno się temu dziwić, bo austriaccy piłkarze to… no właśnie sensacja eliminacji? Chyba nie. Każda formacja, począwszy od bramki po środek ataku, jest obsadzona co najmniej solidnie. Linia obrony – dwóch przedstawicieli Premier League (Fuchs, Prodl, ) i po jednym z Bundesligi (Florian Klein) oraz ukraińskiej ekstraklasy (Dragović) – straciła w eliminacjach tylko pięć bramek. To najlepszy wynik spośród wszystkich zespołów! Wynik tym bardziej imponujący, że w grupie G Austriacy nie rywalizowali z „Kelnerami”, a chociażby ze Szwecją i Rosją. W środkowej strefie mamy prawdziwą promenadę gwiazd, a centralną postacią jest – David Alaba. Piłkarz Bayernu Monachium to człowiek, który wywiera ogromny wpływ na grę zespołu niemalże podczas każdej akcji, stawiając swój stempel. Najlepszym austriackim strzelcem jest Marc Janko. Napastnik FC Basel, który widział już 32 wiosny, siedmiokrotnie wpisywał się na listę strzelców podczas okresu trwania całych eliminacji. Austria ma wszelkie walory ku temu, aby uzyskać miano czarnego konia przyszłorocznego czempionatu. Jeśli ominą ich kontuzje, to przy niewielkim szczęściu mogą zajść naprawdę wysoko.
https://www.youtube.com/watch?v=x8HflxPDk6U
Gdyby ktokolwiek pięć lat temu stwierdził, że Islandia będzie najpierw o krok od awansu na mundial, a kilka miesięcy później wygra grupową rywalizację z Holandią i Turcją… byłby narażony na lincz. Tymczasem dziś Islandczycy to zespół, z którym trzeba się liczyć. Ekipa prowadzona przez trenera – weterena – Larsa Lagearbacka, to niezwykle silny kolektyw. Gwiazdą reprezentacji jest bezsprzecznie piłkarz Swansea – Gylfi Sigurdsson, którego dobra dyspozycja przez cały okres eliminacji była nieodzowną częścią sukcesu. Sześć zdobytych bramek przez środkowego pomocnika, to wynik doprawdy imponujący. Pragmatyczny, nieco toporny futbol w islandzkim wydaniu doprowadził do historycznego sukcesu – awansu na międzynarodową imprezę najwyższej rangi. Islandczykom może zabraknąć turniejowego doświadczenia, ale tak doświadczony trener, jak Lagearback z pewnością znajdzie sposób na to, aby nieco zatuszować te braki atramentem ambicji i woli walki. Piłkarze z Wyspy Gejzerów mogą namieszać na francuskim turnieju. Z taką atmosferą w zespole… europejskie tuzy powinny drżeć o swoje ciepłe posady.
https://www.youtube.com/watch?v=Wq9ok-Rhdsg
Trudno było sobie wyobrazić, aby grając z piłkarzami klasy Garetha Bale’a czy Aarona Ramseya, reprezentacja Walii znalazła się poza turniejem. Po 58 latach Walijczycy zagrają na wielkiej imprezie. Ich ostatnia przygoda w 1958 roku zakończyła się na etapie ćwierćfinału. W roku 2016 „Smoki” mierzą co najmniej o powtórzenie tego osiągnięcia. I trudno się dziwić takiemu optymizmowi, bowiem Walia doskonale spisała się w grupie, ustępując jedynie Belgii – przyszłemu liderowi rankingu FIFA (notabene pokazuje to nam, jak idiotyczne bywają takie zestawienia), a wyprzedzając Bośnię i Hercegowinę, a także Izrael. Na sukces ekipy prowadzonej przez Chrisa Colemana składa się doskonała współpraca wymienionych wyżej gwiazd z solidnymi wyrobnikami, jak Joe Allen czy John Ledley. To właśnie ta dwójka przez cały okres trwania eliminacji koncertowo dyrygowała środkiem pola, często deklasując rywali, przewyższając ich w każdym aspekcie piłkarskiego rzemiosła. Trójką stoperów dowodzi kapitan Swansea City – Ashley Williams, postać absolutnie kluczowa w walijskiej układance. Walijczycy to kolejny kandydat do wywołania sensacji na przyszłorocznych mistrzostwach. Wydaje się, że jedynym czynnikiem, który może być zgubny dla Wyspiarzy, jest brak doświadczenia, ale być może walijska bezkompromisowość i szczypta geniuszu weźmą górę.
Do grona sensacyjnych uczestników Euro 2016 musimy zaliczyć reprezentację Albanii, której udział w turnieju moglibyśmy uznać za wisienkę na torcie z okazji święta niedorzeczności. Albańczycy nie mieli prawa zakwalifikować się do Euro, ale udało im się tego dokonać! Zrobili to o tyle bezczelnie, że utarli nosa Danii, którą teraz czeka batalia w barażach. Pokonali Portugalię w kontrowersyjnych okolicznościach (z burdami kibiców w tle), zdobyli trzy punkty kosztem Serbów. Kluczowymi postaciami „Gangu Albanii” są Lorik Cana (Nantes) i Taulant Xhaka (FC Basel). Piłkarze z Bałkanów zdobyli w elimacjach 10 goli i nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie jeden, dość niecodzienny fakt. Mianowicie, każdą z bramek zdobywał inny piłkarz, począwszy od dobrze znanego polskim kibicom – Bekima Balaja, który upolował Portugalczyków, skończywszy na piłkarzu szwajcarskiego FC Luzern – Armandzie Sadiku. Nie ma się co oszukiwać, kadra Albanii to zbieranina słabych i przeciętnych piłkarzy, do których uśmiechnęło się szczęście. Należy jednak docenić to, że skrzętnie wykorzystali swoją, najpewniej jedyną szansę i zaliczą epizod. Trudno spodziewać się czegoś więcej w filmie pod tytułem „Euro 2016”.
https://www.youtube.com/watch?v=H6TDwO43JzI
Awans wszystkich wymienionych reprezenacji to wydarzenia o skali historycznej, które w przyszłości będzie można wspominać jako początek nowej, lepszej piłkarskiej ery. I choć trudno sobie wyobrazić, aby Irlandia Północna i Albania zdołały zagrozić komukolwiek, to sam fakt, iż udało się im zakwalifikować do mistrzostw Europy wart jest odnotowania. Jeśli chodzi o Austrię, Walię, czy Islandię to być może któryś z tych zespołów nawiąże do sukcesu Danii, która w roku 1992 sensacyjnie wywalczyła tytuł mistrza Europy. Futbol lubi niespodzianki, a my śmiało możemy zacierać ręce w oczekiwaniu na pierwszy gwizdek francuskiego turnieju!