Kolejny raz udowadnia to mecz w Lidze Europy. W spotkaniu z Napoli Emreli strzelił jedynego gola dla Legii Warszawa. W 10. minucie pokonał bramkarza Napoli pewnym strzałem wewnątrz pola karnego i udowodnił, że potrafi strzelać gole wielkim zespołom.
Za kontrast postawić można jego występy na naszym krajowym podwórku. Tutaj również schemat jest ten sam. Im rywal mocniejszy, tym większe szanse na to, że Emreli strzeli gola. Gdy trzeba jednak pokonać bramkarza słabszej drużyny, pojawia się problem. Wydaje się, że również w z pozoru banalnych sytuacjach Mahirowi brakuje koncentracji.
Podobnie było również w meczu z Napoli. Emreli oddał w tym spotkaniu dwa strzały. Pierwszy ze zdecydowanie trudniejszej pozycji odnalazł drogę do bramki Mereta, drugi z kolei ze zdecydowanie łatwiejszej sytuacji wylądował daleko na trybunach. To jest właśnie na dziś największy problem Emrelego.
Każdy kibic widzi, że do Legii trafił napastnik z naprawdę olbrzymim potencjałem piłkarskim, być może na napastnika klasy europejskiej. Problemem jednak wydaje się głowa. Gdy Emreli jest skoncentrowany, może robić naprawdę cudowne rzeczy, jednak w momencie gdy koncentracja trochę ucieknie, pudłuje niemiłosiernie.
Emreli z mocnymi rywalami
Tutaj liczby, jakimi może pochwalić się azerski napastnik, są naprawdę fenomenalne. Jego dorobek z silnym europejskimi klubami prezentuje się następująco:
- 2 gole i asysta z Bodo/Glimt
- 3 gole ze Slavią Praga
- gol z Leicester
- gol z Napoli
Całkiem nieźle jak na zaledwie kilka miesięcy pobytu w klubie z Warszawy. Co ważniejsze, tak naprawdę każdy z tych goli oznaczał dla Legii coś naprawdę dobrego. Zwykle wiązało się to z awansem (Slavia, Bodo) lub trzema punktami (Leicester). Jedynym golem, który finalnie nic nie dał, był ten zdobyty przeciwko Napoli w Warszawie.
Długo wydawać się mogło, że Emreli kolejny raz stanie się bohaterem. Niestety dla kibiców klubu z Warszawy inne plany na końcowe rozstrzygnięcie miał Josue. Pomocnik stołecznego zespołu sprezentował rywalom dwa karne i finalnie gol Emrelego to jedynie malutki cukierek na osłodę wynikającą z goryczy porażki, jakiej doznali legioniści.
Gdy spojrzymy z kolei na ligowe podwórko, odnajdziemy azerskiego napastnika na bardzo odległej pozycji w klasyfikacji strzelców PKO BP Ekstraklasy. Co jednak istotne, jedną z bramek zdobył oczywiście przeciwko mocnemu rywalowi. W meczu z Rakowem Częstochowa rozgrywanym przy Łazienkowskiej popisał się takim trafieniem.
W takich sytuacjach wydaje się, że xG Emerelego powinno rosnąć wprost proporcjonalnie do trudności sytuacji. W przeciwieństwie do innych napastników.
Gorsza strona Emrelego
Jednym słowem – nieskuteczność. Gdyby Emreli wykorzystywał połowę zmarnowanych sytuacji, miałby przynajmniej dziesięć goli więcej na swoim koncie. Koronnym przykładem nieskuteczności Emrelego były jego „popisy” w wyjazdowym meczu z Piastem Gliwice. Mecz, który może śnić mu się po nocach. To właśnie po tym spotkaniu pracę w Legii Warszawa stracił Czesław Michniewicz.
https://www.youtube.com/watch?v=SkHPMs8J0wM
Niewykorzystanych sytuacji było znacznie więcej. Szczególnie bolała ta w Neapolu, po której gola strzelili gospodarze tamtego spotkania. Gdyby wtedy Emreli pokonał bramkarza Napoli, moglibyśmy mieć zupełnie inne rozstrzygnięcie. To jednak nie była sytuacja stuprocentowa.
To właśnie z marnowania takich okazji zdążył „zasłynąć” już w Polsce Mahir Emreli. W samej ekstraklasie udało mu się zmarnować sześć sytuacji stuprocentowych wykreowanych przez kolegów w zaledwie dziesięciu rozegranych meczach. Gdy dodamy do tego kilka słupków i dwie zmarnowane setki w Europie, wyłania nam się druga – gorsza – twarz Emrelego.
Zarówno dla dobra samego napastnika, jak i Legii lepiej, żeby więcej było tego Emrelego z meczów z Leicester, Slavią czy Rakowem.