Nadszedł dzień sądu. Dzisiaj reprezentacja Polski rozegra swój najważniejszy mecz w 2022 roku. W mediach już pojawiły się różne analizy taktyczne i próby przewidzenia tego, co się wydarzy. We wszystkich przekazach gdzieś zawsze przewija się jedna postać — Emil Forsberg. 30-latek to bezapelacyjny lider fazy ofensywnej Skandynawów i na nim Polacy powinni skupić szczególną uwagę. Najprościej ujmując — Foppa jest dla Szwedów tym, kim Zieliński powinien być dla Polski.
Piłkarz RB Lipsk w Chorzowie zaliczy swój 70. występ w barwach Szwecji. Jego debiut przypadł na 17 stycznia 2014 roku, gdy to Erik Hamren dał mu szansę w sparingu z Mołdawią. Doświadczony reprezentant strzelił dla swojego kraju 15 bramek, zagrał na dwóch mistrzostwach Europy oraz jednym mundialu.
Emil Forsberg: niespełniony potencjał… do czasu
O tym, że Forsberg może stać się piłkarzem nietuzinkowym, wszyscy wiedzieli już w 2013 roku. Wtedy zawodnik z powodu spadku opuszczał rodzinne GIF Sundsvall i ostatecznie dołączył do Malmö FF — najlepszego klubu w całej Szwecji. Początkowo widać było u niego pewne problemy z mentalnością, które w dalszej fazie kariery dały o sobie znać, jednak Foppa szybko podbił krajowe podwórko. Później nastąpił długo wyczekiwany debiut w kadrze narodowej i transfer do drugoligowego RB Lipsk.
Wielka nadzieja dla szwedzkiego futbolu przez jakiś była sporym niewypałem. Forsberg w klubie radził sobie naprawdę dobrze, ale gdy przychodziło do gry w narodowej koszulce, to gdzieś ten cały arsenał umiejętności ulatywał. My, Polacy, coś o tym wiemy. W końcu Zieliński w Napoli potrafi zagrać na najwyższym światowym poziomie, lecz z orzełkiem na piersi jego dobre występy można policzyć na palcach dwóch dłoni. U Forsberga ten okres trwał do końca Euro 2016. Do tego momentu Emil rozegrał zaledwie jeden dobry mecz — w barażach z Danią. Podczas turnieju we Francji on i Ibrahimović mieli na swoich barkach dbanie o ofensywę. Jednak Forsberg był kompletnie niewidoczny, przestraszony, a czasem i nawet niezainteresowany wydarzeniami na boisku. Po katastrofalnym występie i odpadnięciu z fazy grupowej „Ibra” zakończył karierę, a na Foppę wylano wiadro pomyj. I w zasadzie trudno było się dziwić.
Wszyscy się zastanawiali, o co tak naprawdę chodzi. Przecież umiejętności nie brakowało, a w klubie szło mu bardzo poprawnie. Zakładano, że problemem może być kwestia mentalna. Forsberg w jednym z wywiadów zasugerował, że już w młodzieńczych latach podkopano jego pewność siebie. Jako nastolatek marzył o wzięciu udziału w campie organizowanym przez szwedzki związek piłki nożnej. Ostatecznie jego podanie zostało odrzucone z powodu… niskiego wzrostu. W późniejszych latach, po dołączeniu do MFF, brakowało mu aspiracji do wywalczenia miejsca w pierwszej jedenastce. Gdyby nie ciągłe mowy motywacyjne Hasana Cetinkayi (agent) oraz jego żony, to dzisiaj zapewne ten tekst by nie powstał.
Janne Andersson zbawieniem
Najważniejszym momentem w reprezentacyjnej karierze Emila Forsberga było przyjście Janne Anderssona. Nie przesadzę, jeśli nazwę 59-latka zbawieniem dla tego piłkarza. W końcu to on jako pierwszy miał zaplanowaną wizję i pomysł na Foppę, który w perspektywie czasu wypalił z nawiązką. Już w trakcie eliminacji do mistrzostw świata 2018 było widać, iż Emil w taktyce Anderssona odgrywa kluczową rolę. Może nie był najjaśniejszą postacią, ale wykonywał swoje obowiązki i stał się niezwykle istotną częścią tej kadry.
Forsberg odwdzięczył się Anderssonowi w najlepszym możliwym momencie. Reprezentacja Szwecji w barażu o udział do MŚ musiała zmierzyć się z Włochami. Plan na mecz był niezwykle prosty — przede wszystkim twarda defensywa, a w ataku liczymy na Emila. No i trzeba przyznać, że Forsberg na tle monotonnej i prostolinijnej Szwecji dał pokaz umiejętności. Osiem udanych dryblingów (na dziewięć) i 91% skuteczności podań. To tylko suche statystyki, ale 30-latek naprawdę wtedy był podporą kadry i z piłką przy nodze dawał wszystkim odpocząć po ciężkiej pracy w obronie. Stał się cichym bohaterem sukcesu, jakim był awans na mistrzostwa świata.
W Rosji był kompletnie bez formy, choć w 1/8 finału ze Szwajcarią strzelił decydującą bramkę. Swoją pełnię potencjału pokazał dopiero trzy lata później, podczas europejskiego czempionatu. Oglądając Forsberga podczas Euro, miałem pewne flashbacki z 2010 roku, gdy to Diego Forlan prowadził kadrę Urugwaju przez kolejne fazy turnieju. Emil był wręcz niesamowity. Dyrygował całą ofensywą, posyłał świetne podania, niemal zawsze był w odpowiednim czasie, ale co najważniejsze — poparł to wszystko czterema bramkami. Indywidualnie nikt od czasów Tomasa Brolina nie pokazał się aż tak dobrze na wielkiej imprezie w żółtej koszulce. Po zderzeniu się z ukraińską ścianą w 1/8 finału w zasadzie było szkoda głównie Emila. Zasłużył na to, by zagrać w ćwierćfinale i stać się jedną z największych gwiazd całego turnieju.
Emil Forsberg: rola w reprezentacji
Jak wspomniałem wcześniej, Janne Andersson miał od początku skrupulatnie zaplanowaną wizję na Emila Forsberga w reprezentacji. Szkoleniowiec mierzył się z wieloma problemami, między innymi odejściem Zlatana Ibrahimovicia. Jednak Szwed nie szukał na siłę jego zastępcy. Postawił na kolektyw i drużynowe dążenie do sukcesu. Forsberg z czasem wyrósł na lidera ofensywnych poczynań „Blågult” (szw. niebiesko-żółci), lecz nigdy cała gra nie opierała się na nim. To właśnie cały sekret selekcjonera Szwecji.
Jeśli chodzi o rolę Emila Forsberga w formacji, to najpierw trzeba zaznaczyć jedną rzecz. W fazie defensywnej Szwecja gra klasycznym 1-4-4-2, a gdy odbierze piłkę, to ustawienie zmienia się w autorskie 1-3-4-1-2. Foppa nominalnie jest ofensywnym rozgrywającym, jednakże w kadrze gra na pozycji lewego pomocnika. Andersson wymyślił, iż w fazie ataku Forsberg będzie zbiegał do środka i stamtąd szukał swoich szans: czy to na podanie otwierające drogę do bramki, czy to na strzał. W jego miejsce pojawia się lewy obrońca, który odpowiada za utrzymanie pozycji i dośrodkowania w pole karne. Forsberg ma sporo wolności w tym reżimie taktycznym i w zasadzie jest tam, gdzie tylko chce. Szuka kontaktów z futbolówką i potrafi się znaleźć w niemalże każdym miejscu połowy przeciwnika. Poniżej formacja w defensywie, a obok w ofensywie:
Być może dlatego Forsberg tak świetnie radzi sobie w reprezentacji. Jednak dla jasności trzeba zaznaczyć, że Forsberg nie w każdym elemencie jest tak dobry. W ataku rzeczywiście daje sporo możliwości, lecz w defensywie jest niemalże bezproduktywny i nieprzydatny. Drużyna aż tak bardzo przez to nie cierpi, ale widać pewien defekt, które niektóre reprezentacje potrafią wykorzystać. I oby to była również Polska!
Forsberg jest dla Szwecji tym, czym chcielibyśmy, żeby był Zieliński dla Polski
Na końcu warto postawić sprawę jasno. Gdy weźmiemy pod uwagę umiejętności piłkarskie, Piotr Zieliński jest lepszym piłkarzem od Emila Forsberga. Technika użytkowa, świetne operowanie piłką dwiema nogami i zmysł — to wszystko stoi po stronie Polaka. Tylko co z tego? Chyba wszyscy jesteśmy już trochę zmęczeni tym oczekiwaniem, aż Zielińskiemu w końcu „coś przeskoczy”. Od zawodnika takiej klasy wręcz musimy oczekiwać występów, w których zrobi różnicę.
Trudno już nawet szukać usprawiedliwień. Zieliński był testowany na wielu pozycjach, w wielu wariantach, a ostatecznie tych naprawdę dobrych zawodów było tyle, co kot napłakał. To jest właśnie ta różnica między nim a Forsbergiem. Szwed również miał swoje problemy z odnalezieniem się w kadrze, ale je przezwyciężył i teraz niemalże za każdym razem staje na wysokości zadania. Możemy tylko z zazdrością przyglądać się rywalom, jak zawodnik o podobnej specyfice rozkwita w barwach narodowych.