W trakcie eliminacji do europejskich pucharów prezes Mioduski grzmiał: "Czas pokaże, kto miał rację!', "Gdzie będzie Legia za dwa miesiące?", "Jaką jakość wniosą nasi nowi zawodnicy?". No i czas pokazał. Legii nie ma w Lidze Mistrzów, próżno też szukać jej w Lidze Europy. Nowi piłkarze na razie spisują się... "Można przeklinać?" Na tym portalu nie za bardzo, więc ujmijmy to tak – nie za dobrze. Przed sezonem przyglądając się transferom wojskowej drużyny, mogło się wydawać, że zostaną polskim Bayernem Monachium. I znowu cytat, tym razem z Wojciecha Hadaja, "Panie Mioduski, czy Panu sufit na głowę nie spadł"?
Po bezbarwnej grze Legia przegrała wczoraj mecz o Superpuchar Polski z Cracovią po serii rzutów karnych. Spotkanie to mimo że każdy rozsądny człowiek wie, że nie powinno się odbyć, miało jednak miejsce. Wielu znalazłoby na pewno lepsze rzeczy na spędzenie tych 90 minut niż oglądanie spacerującego po boisku Martinsa (przypominamy, że w niektórych strefach od dziś bary są zamknięte o 22 i wczoraj była ostatnia okazja, by dłużej pobawić się na mieście).
Chopin i chórzysta – dobrana para?
Historia już pokazała, że nie jest to dobry pomysł. Chopin nie pisał nigdy utworów chóralnych, jeżeli już to pieśni dla solowych wykonawców. Złośliwi śmieją się z Michniewicza, który przegrał wczoraj, nomen omen, dwa mecze – młodzieżówki i Legii, mimo że w tym drugim stołeczną drużynę poprowadził Marek Saganowski. Ale skąd w ogóle takie pseudonimy? Kreatywni kibice z „Żylety” nazywają Mioduskiego Chopinem ze względu na jego bujną fryzurę. Natomiast do Michniewicza mają żal za śpiewy o tym, jak nie za bardzo kocha Legię, które intonował, gdy był trenerem Lecha, i nazywają go „Chórzystą”, co gdy przypomnimy sobie skandal z „Poznańskimi Słowikami”, nie jest na pewno komplementem.
Jest za wcześnie, by oceniać pracę Michniewicza. Dostał drużynę po innym trenerze, który przygotowywał ją w zupełnie inny sposób. Można czepiać się jego decyzji personalnych, chociażby w meczu z Karabachem, kiedy obok klockowatego Pekharta postawił zwinnego Lopesa i zagrał archaicznym 4-4-2, gdzie potencjał takich piłkarzy jak Kapustka czy Valencia był bezlitośnie mordowany. Zresztą wracając znowu do „Żylety”, niosło się wczoraj:
– Chcemy trenera, nie poznańskiego frajera! – krzyczy Żyleta… #LEGCRA
— FotoPyK (@FotoPyK) October 9, 2020
Michniewicz frajerem na pewno nie jest, ale jego pomysły na razie nie kończą się zbyt szczęśliwie. Największy naiwniak nie da wiary, że wczorajszą jedenastkę do gry desygnował Marek Saganowski. Wiadomo, wielu piłkarzy na kadrze, covidowa atmosfera w powietrzu, ale zmieniać ustawienie dwa razy w dwóch meczach to nie jest przepis na sukces. „Mourinho” nie dokończy sezonu w Legii? Czas pokaże.
Druga sprawa to prezes Dariusz Mioduski. Chce tworzyć klub na zasadach europejskich, mieć krajowego hegemona, sprawić, że rywalizacja Legia – Lech nabierze tej samej prędkości co Celtic – Rangers. Panie Mioduski, mówi pan pięknie, ale oddanie Łakomego, możliwość straty Mosóra czy Włodarczyka, czyli tak naprawdę lokat na przyszłość Legii, chyba nie jest do końca sposobem na zbudowanie potęgi finansowej stołecznej drużyny. Super, że udało się z Karbownikiem, super, że uda się ze Sliszem, a potem co? Chyba każdy jest w stanie wyobrazić sobie taki scenariusz, że za kilka lat objawienie ligi w barwach Lecha Poznań – Ariel Mosór, odchodzi do Premier League za grube miliony.
Młodzi nie dostają szans? Przed chwilą wyrzucił pan gościa, który wprowadził do tej drużyny taką liczbę młodzieży, że nie zmieściłaby się w jednej klasie liceum. Nie dziwota, że teraz przy zakneblowanych drzwiach od szatni młodzi piłkarze rozglądają się za innymi kierunkami do rozwoju. Czy był więc sens kończyć z „Vuko”?
Nie zostawić po sobie spalonej ziemi. Dlaczego zwolnienie Vukovicia było błędem?
Wczoraj znowu „Żyleta” dała upust emocjom.
Na podsumowanie – transparent na srodku trybuny. pic.twitter.com/WumaKM7nDg
— Piotr Kamieniecki (@PKamieniecki) October 9, 2020
Kapustka, Valencia, Boruc, Lopes, a to wszystko za 150 tysięcy euro
Głośnego wywiadu udzielił ostatnio Radosław Kucharski. Dyrektor sportowy Legii opowiada, jak to nie można oceniać go źle, bo jedyny gotówkowy transfer, jaki zrobił, to Lopes za 150 tysięcy euro. Portugalczyk do gry Legii na razie nie wnosi dużo, a wręcz był mocno irytujący w meczu z Karabachem. Co do Valencii może kiedyś nadejdzie dzień, kiedy Michniewicz włączy sobie jakiś stary mecz Piasta i zobaczy, w jakim systemie, jakie założenia taktyczne realizował Joel, bo robienie z piłkarza o takim potencjale bocznego pomocnika to jak ucięcie rąk Picasso. Dalej będzie genialny, ale namalować za dużo nie namaluje.
Boruc to Boruc. Wiadomo, solidny bramkarz, przetarty w Europie, który czasami mimo swojego brzuszka wygląda, jakby był jedynym piłkarzem po stronie Legii. Kapustka przyszedł się odbudować, ale już widać, że nie bierze tej ligi szturmem jak Wszołek rok temu, a raczej mocno cieniuje. Trener Bortnik, który jest według wielu najwybitniejszym trenerem przygotowania fizycznego w Polsce, na razie pokazuje, że przygotowuje swoich zawodników do zawodów w chodzie sportowym.
Ale czy to jest wina piłkarzy, że się nie nadają? No trochę tak, bo mogli przecież urodzić się z nazwiskiem Messi, Ronaldo czy Mbappe i zjeść tę ligę. Ale już całkiem na poważnie. To, co należy podkreślić, i co jest tutaj najważniejsze, DZIAŁ SKAUTINGU W LEGII NIE ISTNIEJE. Gość 40 lat temu dobrze grał w Cracovii, wzięło go Leicester, gdzie nie zagrał nic? Dawać go na Łazienkowską! Tu na pewno odpali!
Valencia, który przez rok głównie sprawdzał, czy ławki na stadionach Championship są wygodne? Toż to gwiazda ligi, musimy go mieć. Dawna awanturnicza polityka Bogusława Leśnodorskiego miała w sobie, mimo całej przaśności, jednak trochę więcej rozsądku. Jest różnica między skreślonym przez Europę Kapustką a dogorywającym Ljuboją. Ściąganie zawodników za fajne medialne nazwiska mści się na Legii w tym sezonie okrutnie. Mimo fali krytyki z całej Polski genialny „Kucharz” wpada na kolejny wesoły pomysł: „Dawajcie, weźmiemy se Kurzawę”.
Klątwa
„Vuko”, zanim jeszcze Mioduski uznał, że „Zepsułeś się i wiem, co zrobię, wymienię Ciebie na lepszy model”, stwierdził, że żadna klątwa nad Legią nie ciąży – idziemy po Superpuchar. No niestety, „Idemo dalije brate” na pewno nie wybrzmiało w mieszkaniu Aleksandara. Legia znowu zdobywa mistrzostwo Polski, znowu beznadziejnie prezentuje się w Superpucharze i znowu go nie zdobywa.
Nie jest to jednak najgorsza klątwa, jaka ciąży nad „Wojskowymi”. Na miejscu „Chopina” udałbym się gdzieś do Afryki podpytać szamanów, czy nie widzieli może korpulentnego pana z tatuażem Vito Corleone na ręce, który zamawiał od nich jakąś usługę.
Legia traci to, co najcenniejsze, czyli młodzieżowców. Traci po raz kolejny szansę na zaprezentowanie się w Europie. Kibice nie mają za grosz zaufania do trenera Michniewicza. Na Łazienkowskiej robi się naprawdę gęsta atmosfera. Ale jak mawiał pewien wybitny trener, dzięki temu „liga będzie ciekawsza”…