Było bardzo ciężko, ale jednak się udało. W drugiej kolejce eliminacji mistrzostw świata, które za dwa lata zostaną rozegrane na boiskach w RPA, Polska pokonała San Marino 2-0. Trzeba jednak zaznaczyć, że zwycięstwo przyszło im bardzo trudno, a niewiele brakowało, by to gospodarze zwyciężyli.
Polacy pojechali do Serravalle w jednym konkretnym celu. Po blamażu ze Słowenią zespół Leo Beenhakkera chciał odbudować swoje morale i wygrać. Nikt nie wyobrażał sobie żadnego innego scenariusza poza trzema oczkami na koncie „Biało-czerwonych”. Holenderski szkoleniowiec doskonale wiedział, że coś w polskim zespole jest nie tak. Musiał zareagować zmianami i tych zmian dokonał. W miejsce Marcina Wasilewskiego, Bartosza Bosackiego, Jacka Krzynówka i Rafała Murawskiego na boisku pojawili się: Grzegorz Wojtkowiak, Mariusz Jop, Euzebiusz Smolarek i Marek Saganowski.
Już na samym początku można było zauważyć, że forma naszych reprezentantów pozostawia wiele do życzenia. Zaraz w trzeciej minucie kapitan gospodarzy i jeden z dwóch grających w tym teamie zawodowców, Andy Selva… egzekwował rzut karny. Na całe szczęście Łukasz Fabiański stanął na wysokości zadania i sparował piłkę na rzut rożny. Po pierwszym szoku spowodowanym jedenastką podyktowaną za faul Wojtkowiaka na Selvie Polacy bardziej przypominali nieporadną zbieraninę zawodników niż świetnie zorganizowany zespół, który pokonał Portugalię. Grali wolno, ospale, pozwalając swoim przeciwnikomna zdecydowanie zbyt wiele – organizowanie się i przeprowadzanie ataków. Niewiele brakowało, aby San Marino prowadziło.
W 21. minucie po koszmarnym błędzie naszej defensywy w sytuacji sam na sam znalazł się Beretii. Golkiper Arsenalu popisał się jednak znakomitym refleksem i zapobiegł utracie bramki. Dopiero w 32. minucie goście za sprawą Jacka Krzynówka, który zmienił Marcina Kowlaczyka, oddali pierwszy groźny strzał na bramkę Aldo Simonciniego. Na szczęście dla podopiecznych Leo Beenhakkera 240 sekund później prowadzili 1:0, a gola zdobył Euzebiusz Smolarek, dobijając do pustej bramki uderzenie Piszczka. Do przerwy nic się nie zmieniło. Polacy mogliby być zadowoleni z wyniku, ale nie z gry. Trudno nie mieć do nich pretensji o to, że najlepszym piłkarzem w starciu z najsłabszą drużyną piłkarską świata był… Łukasz Fabiański.
Druga połowa różniła się od pierwszej, choć – tak jak wcześniej – nie brakowało nudy. „Biało-czerwonym”, mającym na koncie gola przewagi, grało się łatwiej. Nie wpłynęło to jednak na ich dyspozycję strzelecką. W ich poczynaniach wyraźnie dały się zauważyć wyjątkowo źle nastawione celowniki. Bardzo widoczny był brak zespołowości, wydawało się, że nasi zawodnicy nie mają zaufania do swoich partnerów. Poziom gry gospodarzy wyraźnie się obniżył. O wiele lepszą postawę prezentowali polscy obrońcy i to oni nie pozwalali miejscowym na dojście do sytuacji podbramkowej. W pierwszym kwadransie na uwagę zasługiwał tylko rzut wolny Lewandowskiego, który z łatwością obronił Simoncini.
W 58′ Marka Saganowskiego zmienił kolejny w naszej kadrze debiutant, na co dzień broniący barw poznańskiego Lecha, Robert Lewandowski. Robiący furorę w zespole „Kolejorza” król strzelców drugiej ligi 8 minut po wejściu na murawę sprawił, że odetchnęliśmy z ulgą. Wtedy to po akcji Jakuba Błaszczykowskiego i uderzeniu Smolarka w słupek skierował futbolówkę do pustej bramki i podwyższył rezultat na 2:0. Z czasem podopieczni Leo Beenhakkera osiągnęli nieco większą przewagę, z której nic nie wynikało. Polacy niemiłosiernie pudłowali lub w wyniku ich nieporozumień tracili piłkę. Ostatecznie mecz zakończył się dwubramkowym zwycięstwem zawodników znad Wisły.
Holenderski szkoleniowiec ma nie lada orzech do zgryzienia. Powiedzenie, że jego podopieczni grają źle, wydaje się gloryfikacją tego, co aktualnie prezentują. Zwłaszcza, że najbliższym spotkaniem rozgrywanym w ramach eliminacji do południowoafrykańskiego Mundialu będzie supermecz z Czechami. Jeśli „Don Leo” nie znajdzie recepty na poprawienie formy swojego zespołu, polskim kibicom pozostanie tylko nadzieja, że ich ulubieńcy przebudzą się – tak jak to się stało po zwycięstwie z Kazachstanem (mecz z Portugalią) – lub że na arenie starcia z naszymi południowymi sąsiadami zgaśnie światło.
Polska sie meczyla ze slabeluszem! Outsaiderem naszej
grupy to jest żenujace! Coz wiecej moge powiedziec-
Robert Lewandowski jest graczem przyszlosciowym.
Udowodnil to zdobywajac bramke! Zwyciestwo mimo ze
skromne ale nie moze cieszyc zwlaszcza grz
naszych!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Jak zwykle po meczu mowili ze udalo nam sie wygrac
2:0 ale brakowalo troche szczescia i moglo być wiecej
niż 2:0. Ale to jest tak jak Leo Beenhaker nie
wystawia podstawowy sklad tylko rezerwowy.
Bo przecież San marino to slaba druzyna. A mało
brakowało aby nam strzelili gola z karnego xD