Paris Saint-Germain zremisowało z AS Monaco 1:1 i nadal w ogólnej tabeli traci do przyjezdnych dwa punkty. Bramkę dla gospodarzy zdobył Zlatan Ibrahimović, a wyrównał nieobliczalny Falaco
Niedziela, godzina 21:00 – superhit Ligue 1: Paris Saint-Germain – AS Monaco. Fani z całego świata przyglądali się bezpośredniej potyczce trzech najlepszych napastników globu. Z jednej strony Ibrahimović w duecie z Cavanim, a w zespole rywali nieobliczalny Falcao. Aktualny mistrz podejmował przed własną publicznością lidera i już w 5. minucie drużyna z Paryża udowodniła, że nie ma zamiaru z tronu francuskiej piłki schodzić. Dośrodkowanie Maxwella wykorzystał oczywiście Zlatan Ibrahimović i strzałem podeszwą niczym King Bruce Lee wbił futbolówkę do bramki.
Mimo że PSG prezentowało się w pierwszych minutach znacznie lepiej, to w 15. minucie w paryską defensywę uderzył piorun. Ostoja obrony – Thiago Silva źle stanął i potrzebował jak najszybszej zmiany. W miejsce Brazylijczyka wszedł Camara, który był olbrzymią niewiadomą, gdyż jego pozycja w klubie od dłuższego czasu to rezerwowy niewstający z ławki. Tak czy owak, 34-latek nie dał dobrej zmiany, bo już w 20. minucie Falcao wyprzedził go przy centrze Carrasco i szczupakiem dał gościom wyrównanie.
Przed przerwą tempo znacznie spadło, ale Ibra miał okazję do zdobycia kolejnej bramki. Szwed jednak zlekceważył defensywę gości i raz po prostu nie trafił w światło bramki, a za drugim razem zamiast strzelać szukał dośrodkowaniem Cavaniego.
Po zmianie stron Paryż zdominował środek pola, w związku z czym to gospodarze głównie atakowali. W 51. minucie znakomitym podaniem do Ibry popisał się Lavezzi, ale najlepszy strzelec PSG znów nie trafił.
Monaco w zasadzie nie miało nic do powiedzenia, a PSG nie potrafiło wykorzystać swoich sytuacji. Kilka rzutów wolnych zmarnowanych jeszcze w przedbiegach, bo żaden wykonawca nie potrafił strzelić nad murem, a co dopiero mówić o pokonaniu bramkarza. Nie wiem czy taka była umowa, czy po prostu paryżanom nie wychodziło, ale czasami w lidze okręgowej krępi amatorzy fundują nam takie okienka, że i Ibra, i Cavani, by się nie powstydzili. Jest tylko jedna różnica – nasz piłkarz amator zarabia może na dojazd na treningi i na 3 kilo ziemniaków, a napastnicy ze stolicy Francji mogliby sobie na treningi latać helikopterami.
Czas leciał, kibice zamiast dopingować zaczęli przeglądać mobilnie Facebooka. Nic dziwnego, bo piłkarze zapomnieli że ten mecz może przesądzić nawet o mistrzostwie. W końcówce trafić mógł jeszcze Cavani, ale dosłownie w ostatniej chwili zatrzymała go defensywa gości. Doliczony czas gry i znów Cavani – tym razem po centrze Lucasa zabrakło centymetrów.
Mecz zakończył się remisem 1:1. Paryżowi ten wynik daje drugie miejsce w tabeli kosztem Saint-Etienne, a AS Monaco zachowało przewagę dwóch punktów i pozostaje liderem Ligue 1. Z dużej chmury mały deszcz, ale widać było różnicę klas. PSG zdominowało środek boiska i w zasadzie nie dało AS Monaco dojść do głosu. Kto wie, czy jakby Thiago Silva nie miał urazu mięśnia dwugłowego, gospodarze nie graliby dużo lepiej.
Bądzie królem strzelców