Ekstraklaso, tęskniliśmy


9 lutego 2015 Ekstraklaso, tęskniliśmy

Już w piątek rozpoczyna się wiosenna runda T-Mobile Ekstraklasy. Przypominamy sobie, za czym tęskniliśmy i co nas drażni w naszych rodzimych rozgrywkach.


Udostępnij na Udostępnij na

Prawie dwa miesiące trwał rozbrat z polską ekstraklasą. Sezon ogórkowy nie miał końca. Wielu ekstraklasowych zapaleńców od tygodni przegląda strony internetowe, szukając informacji o transferach czy wynikach spotkań towarzyskich drużyn ekstraklasy. Zanim zdążymy rozczarować się naszą ligą i wpaść w monotonne tempo spotkań, postanowiliśmy zastanowić się, za co można ją lubić, a za co nienawidzić.

Każdy może wygrać z każdym

Nieprzewidywalność. Jedno słowo, a opisuje całą ekstraklasę. Liga, w której nie ma nic pewnego. Prawdziwa zmora dla bukmacherów. Niby mamy dwie, trzy czołowe drużyny w kraju, ale tak na dobrą sprawę nawet one mogą stracić punkty w spotkaniach z czerwonymi latarniami ligi. Przykładu nie musimy szukać daleko, bo raptem w ostatniej kolejce jesienno-zimowej rundy. Mistrz Polski, lider obecnego sezonu – Legia Warszawa – zebrał tęgie lanie od beniaminka z Łęcznej. Owszem, zdarza się, ale wynik tamtego spotkania dla wielu był największą sensacją rozgrywek. Kolejnym przykładem może być postawa Lecha Poznań, który w spotkaniach z Koroną, Podbeskidziem, Legią czy Śląskiem był blisko zwycięstwa. Praktycznie miał komplet trzech punktów na wyciągnięcie dłoni, jednak ciągle brakowało kilku minut, by utrzymać prowadzenie. Teoretycznie druga drużyna poprzedniego sezonu nie powinna remisować tak frajersko spotkań. A jednak – ekstraklasa where amazing happens.

Od zera do bohatera i odwrotnie

Najciekawszą sprawą jest nagonka medialna, wystarczy jeden słaby mecz, by można było wietrzyć kryzys danej drużyny. Często dochodzi w takich sytuacjach do absurdu – można przegrać kilka spotkań, ale jak się wygra z teoretycznie gorszym rywalem, wszyscy oznajmiają powrót na właściwe tory. Takie małe bagienko, w którym nie zawsze umiejętności są najważniejszym wyznacznikiem aktualnej dyspozycji. Często zawodnicy jeżdżą na swoim nazwisku. Wystarczy kilkadziesiąt spotkań w ekstraklasie, by zapewnić sobie angaż w różnych klubach do końca kariery. Świetnym przykładem płynnego przejścia od zera do bohatera jest Kamil Wilczek, który nigdy nie miał podobnych statystyk do Marcina Robaka czy Mirosława Radovicia, a jednak tej jesieni odpalił. Został nawet zawodnikiem listopada. Szczególnie w pamięci kibiców powinien zapisać się hat-trick, którego strzelił w spotkaniu z Legią.

Przykładem na ruch w drugą stronę może być Hubert Wołąkiewicz. Kiedyś aspirujący do gry w reprezentacji Polski, w poprzedniej rundzie z meczu na mecz grał coraz bardziej tragicznie. Dlatego też nie zobaczymy go już więcej w barwach Lecha Poznań.

Fanatyzm na trybunach

Często mamy wrażenie, że to kibice na trybunach świadczą o atrakcyjności oglądania meczu. W Polsce futbol podniesiony jest do rangi święta. Kibice dopingują swoją drużynę mimo porażek i słabszej formy. Po prostu są z nią na dobre i na złe. Często ten fanatyzm ma duże konsekwencje dla klubów, bowiem nieodłącznym elementem polskich stadionów są race. Można oczywiście gdybać o ich legalności, jednak jest to tylko drobna rysa na wizerunku kibiców. Często zresztą utożsamianych z przestępcami czy kryminalistami. Rzadko z kolei media potrafią dostrzec to, że są oni 12. zawodnikiem swoich drużyn, które dzięki ich wsparciu potrafią bardziej zmobilizować się do zbliżającego meczu.

Jak flaki z olejem

Największym minusem naszej ligi jest bez wątpienia tempo meczów. Łączenie polskiej ligi ze spotkaniami – dajmy na to – Premier League nie jest wskazane. Przełączając między jednym meczem a drugim można zadać sobie pytanie, czy owi piłkarze na pewno uprawiają tę samą dyscyplinę. Oczywiście zdarzają się spotkania wręcz wybitne jak na polskie warunki. Jednak jest ich mniej niż więcej. Świetnym przykładem obrazującym tempo spotkań ekstraklasy jest „pressing” Macieja Iwańskiego.

Liga biednych kombinatorów

Kolejnym elementem tożsamym z T-Mobile Ekstraklasą jest finansowa sytuacja klubów. Wieczna walka o licencję, która polega na jak największym kombinowaniu. Krzywdzeni są na tym tylko piłkarze, którzy nie mogą być pewni tego, że otrzymają zagwarantowane im pieniądze. Ostatnio głośnio było o Koronie Kielce, która był o krok od upadłości. Dzisiaj na tapecie jest Górnik Zabrze, który praktycznie co roku musi drżeć o licencję. Pojęcie zracjonalizowanego budżetu jest dla włodarzy polskich klubów terminem nie do przetłumaczenia.

Klopsy, przyrosie, centro-strzały

Czas na spojrzenie na T-Mobile Ekstraklasę z przymrużeniem oka. Kolejny nieodłączny element naszej ligi. Najlepiej opisujący to, co tygryski lubią najbardziej.

https://www.youtube.com/watch?v=8ewGhjwcfrQ

Już niedługo rozpocznie się liga, która dla wielu jest synonimem braku profesjonalizmu i ogólnej tragedii piłkarskiej. Dla miłośników jej klimatu jest czymś więcej niż ośmioma spotkaniami w kolejce. W dzisiejszych czasach wszyscy emocjonują się spotkaniami Realu z Atletico czy Chelsea z Manchesterem City, dla wielu piłkarskich zapaleńców te spotkania są niczym w porównaniu z meczem bydgoskiego Zawiszy z Piastem Gliwice. Za kilka dni wróci Alma Mater polskich kibiców. Bolidy ustawiają się już powoli na starcie. Parafrazując klasyka – usiądźmy głęboko w fotelach i zapnijmy pasy – ekstraklasa kończy sezon ogórkowy. Czas na poważne granie.

 

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze