Internetowi „streamerzy” (ot, nawet słownik sobie z tym wyrazem nie radzi) gromadzą na swoich transmisjach setki tysięcy oglądających. Wydarzenie Intel Extreme Masters w Katowicach śledzi więcej ludzi, niż siedzi na stadionach w Ekstraklasie... przez kilka kolejek. Pytanie, czy tego nie można wykorzystać?
Polska liga próbuje, ale niestety są to próby bardzo nieudolne. Mamy „fifowy” Ekstraklasa Cup, którego… nie można obejrzeć w Internecie. Co więcej turniej, który w zamyśle organizowany jest „dla młodych”, trwa… w godzinach szkolnych. Bądźmy poważni.
Fifa a realny sport
Kiedy wpiszemy w wyszukiwarkę YouTube’a frazę „Fifa 18”, znajdziemy tam setki kanałów, które skupiają się stricte na tej grze. Są mniejsze, większe, ale jest ich mnóstwo. Niestety, wyszukamy w ten sposób jedynie kanały dotyczące wirtualnej piłki nożnej. Kluby Ekstraklasy skupiają się tylko na „realnej” rozgrywce, co nie przynosi zbyt wielkich korzyści marketingowych, a pole do olbrzymiego popisu, czyli YouTube’a i Fifę, zostawiają twórcom niezależnym, którzy czerpią profity z tego, że nikt nie potrafi z nimi rywalizować. A to właśnie włodarze klubów powinni widzieć, że warto zainteresować się poprowadzeniem kanałów stricte skupionych na grze od kanadyjskiego studia. Z twórcami niezależnymi równie dobrze mogliby współpracować. Takie próby już były, ale na próbach stanęło. Kilka wspólnych filmików i na tym skończyło się angażowanie w próbę zainteresowania Internetu naszą ligą.
Gdyby polskie kluby potrafiły wykorzystać to, że wszyscy młodzi ludzie spędzają wiele godzin na YouTube, to bardzo niewielkim nakładem pracy mogłyby zarobić dodatkowe pieniądze, a przede wszystkim zdobyć zasięgi. Myślę, że stworzenie sekcji e-sportowej nie jest jakimś trudnym wyzwaniem dla włodarzy klubów grających w najwyższej klasie rozgrywkowej. A że się da – pokazała Legia. I na pewno na tym nie straciła, mimo że swojemu e-zawodnikowi zapewne musi opłacać kontrakt. Ten jednak występuje na turniejach międzynarodowych pod szyldem Legii Warszawa. Tak, drodzy państwo – tej prawdziwej, realnej Legii Warszawa.
Ekstraklasa Cup dla… nikogo
Przyjacielska rozgrzewka ☺️ Zaraz zaczynamy walkę o #EkstraklasaCup #FIFA18 🔵⚪️ pic.twitter.com/nuFIFPoO3K
— Lech Poznań (@LechPoznan) March 20, 2018
Na początku tekstu wspomniałem o tym, że kluby coś tam nieśmiało i nieudolnie próbują zdziałać w Internecie. To prawda, został zorganizowany turniej, w który zaangażowane są wszystkie ekstraklasowe drużyny. Pokrótce – kibic i zawodnik tworzą zespół i grają pod barwami danej ekipy.
Wszystko wygląda bardzo ciekawie i na pierwszy rzut oka nazywanie tego nieudolnym może dziwić. Jednak jeśli się temu bliżej przyjrzymy, to widać pewne niedociągnięcia. Otóż turniej, który w zamyśle powinien budować markę ligi w najpotężniejszym narzędziu, jakim teraz dysponujemy – Internecie, nie jest w nim transmitowany… Możemy jedynie poczytać wyniki z tweetów. Czy to ma jakiś sens?
Otóż nie. Transmisja na Twitchu (platforma streamingowa) lub nawet na YouTube mogłaby przynieść jedynie zyski. Nie ma możliwości strat. Młodzi ludzie, do których skierowana jest ta inicjatywa, bardzo chętnie śledziłaby taką transmisję. Ekstraklasa byłaby kojarzona z e-sportem, który rozrasta się w niesamowicie szybkim tempie. Niewpisywanie się w obecne trendy sprawia, że nasza liga jest po prostu anonimowa. Brak rozgłosu, równa się brakowi widzów – to jest oczywiste. Jeżeli ktoś zamyka się na największe źródła popularności, to nie może liczyć na dochody i wielkie zainteresowanie. Nie jesteśmy w Anglii – nie zainteresujemy widza poziomem piłkarskim. I niestety, tworząc tak fajny turniej, który ma naprawdę wielki potencjał, i nie prowadzić z niego transmisji, to tak jakby go w ogóle nie było.
Młodzież nie ogląda telewizji, młodzież nie dba o to czy ma Canal+, czy nie ma. Obecnie liczy się praktycznie tylko Internet, a w nim naszej ligi, na żadnej płaszczyźnie, …nie ma.
Intel Extreme Masters – wielka szansa pod nosem
Najlepsza inwestycja w mieście? Promocja dla #Katowice warta aż 92 mln zł! Za co? Oczywiście #IEMKatowice2018 @ESLPolska. Jest efekt "wow"! https://t.co/W1vONKqwT4
— Maciej Stachura (@maciekstachura) March 9, 2018
Przez katowicki Spodek przewinęło się ponad 100 tysięcy zainteresowanych widzów, a w Internecie imprezę śledziło ich kilkakrotnie więcej. Ogromne możliwości, które błagają o to, żeby z nich skorzystać. Wszelkie firmy chociaż troszeczkę związane z elektroniką mają swoje stanowiska, na których można zmierzyć się w przeróżne gry, przetestować sprzęt… Czy to nie idealne miejsce?
Idealne. Idealne na to, aby Ekstraklasa SA wykupiła pół tej hali i zorganizowała swój wielki e-sportowy turniej. A tak na poważnie, to naprawdę nie można było się jakoś mocno w to zaangażować? Wejść z przytupem, zorganizować turniej dla młodych, po prostu się zareklamować? Podobno nasza piłkarska elita miała tam jakieś stanowisko, ale bądźmy poważni – gdyby nie moi redakcyjni koledzy, to nawet bym o tym nie wiedział.
Trzeba naprawdę nie śledzić obecnych trendów, zachowania ludzi, żeby omijać Internet. Co prawda w social mediach coś tam kluby działają, ale większość z nich po prostu nie umie w Internet. Sztywne wyniki, dziwne opisy. Niektóre kluby prowadzą kanały na YouTube, które czasami zresztą też są za sztywne. Spójrzcie na Łączy Nas Piłka – czy naprawdę nie można tak wszędzie? Na pozostałych polach również jesteśmy sto lat za wszystkimi.
Kojarzycie taki mało znany niemiecki klub: Bayern Monachium? Otóż w ich social mediach pracuje jakiś geniusz, naprawdę. Potrafi jednym głupim postem stworzyć zasięg, o jakim pomarzyć może cała nasza liga… razem wzięta.
https://www.facebook.com/fcbayern.en/photos/a.845519478852461.1073741828.822633781141031/1901894226548309/?type=3&theater
Czy to naprawdę jest takie trudne? Jeżeli będziemy się bać, trzymać schematów, to wszystkie social media będą wyglądać tak samo – będziemy czytać to samo, jedynie ze zmienionymi tabelkami. A czy to o to chodzi? Chyba właśnie nie.
Żeby zaistnieć, trzeba być nieszablonowym. Poniżej jeszcze jeden przykład, jak zachęcić widza do zaglądania na profil klubu.
Ale niestety, my pozostaniemy jeszcze przez długi czas w tyle. Zamiast być rozpoznawalnym przynajmniej z działań w Internecie, to będziemy rozpoznawalni z tego, że nasi piłkarze nie potrafią grać w piłkę i tego, że w Indonezji nasza liga jest popularniejsza niż w Polsce…
Cytując Leszka Milewskiego:
„Derby Niecieczy, mecze przy -20, konie na boisku, inwazja z Indonezji. Jak tu nie kochać Ekstraklasy?”
I tylko to możemy tu zostawić.