„Pirania”, „człowiek od czarnej roboty” – to tylko jedne z licznych określeń, które dotyczą pomocnika Jagiellonii Białystok, Jacka Góralskiego. Ostatnimi czasy ten młody zawodnik „Dumy Podlasia” robi furorę na polskich boiskach. Fenomenalne wślizgi, które są zarówno efektowne, jak i efektywne zaimponowały wielu miłośnikom futbolu. Przezwiska, których używają zarówno koledzy z drużyny, jak i kibice śmieszą go, ale stara się podchodzić do nich z dystansem.
– Te przydomki powstały jeszcze za czasów mojej gry w Wiśle Płock, zdążyłem się już do nich przyzwyczaić, ale nie ukrywam, że wolę, gdy koledzy nazywają mnie „Góralem” – odnosi się do tego sam zainteresowany.
Jak zaczęła się jego przygoda z piłką? Jacek nie gonił żadnej rodzinnej tradycji, od małego lubił pograć z kolegami na boisku. Rodzina zauważyła, że mały polubił bieganinę za piłką, więc ojciec zdecydował się zaprowadzić go i jego brata na trening:
– W wieku ok. 8 lat tato zabrał mnie i brata na pierwszy trening. Bardzo nam się spodobało, zawsze miałem zamiłowanie do futbolu. Brat skończył przygodę z piłką ok. 15 roku życia, a ja zdecydowałem się ją kontynuować – opowiada.
W wywiadach, które Jacek udzielił wcześniej, możemy wyczytać, że nie miał w życiu łatwo. Jak sam mówi – to sprawiło, że był bardziej zdeterminowany, skłonny do poświęceń, byleby osiągnąć upragniony sukces. Po części mu się to udało – jest teraz na świeczniku, jego osoba budzi ogromne zainteresowanie. Ale czy to go cieszy? Jak sam twierdzi, nie interesuje go blichtr, sława – skupia się na dobrej grze w piłkę, bo przecież o to chodzi w jego zawodzie.
Na próżno szukać aktywności „Górala” na różnych platformach w social media – Czasami przejrzę Facebooka, coś przeczytam w Internecie, ale ta otoczka medialna, która towarzyszy piłce, mnie nie obchodzi. Skupiam się na grze i na tym, żeby Jagiellonia odnosiła jak największe sukcesy – mówi. Nie interesują go lajki, tweety czy też informacje pokroju „Mario Balotelli odpalił fajerwerki w łazience”.
Jacek wielokrotnie słyszał, że jest za niski na profesjonalną grę w piłkę nożną. Mankamenty fizyczne musiał nadrabiać ciężką pracą i umiejętnościami technicznymi. W przypadku Góralskiego słynne powiedzenie: „mały, ale wariat” jest jak najbardziej na miejscu. Gdy przyszedł do Wisły Płock, jej ówczesnym trenerem był czeski szkoleniowiec Libor Pala, który utrzymywał, że niemożliwe jest zrobienie świetnego piłkarza z zawodnika mierzącego poniżej 180 cm. Możemy zatem śmiało powiedzieć, że pojawienie się na jego drodze „Górala” poniekąd pomogło w zmianie poglądów. A świadczy o tym chociażby liczba występów, które na swoim koncie mógł odnotować Góralski. Oczywiście do momentu zerwania przez niego więzadła, które niestety zatrzymało na jakiś czas rozwój kariery wychowanka Zawiszy Bydgoszcz.
On sam mówi o sobie: – Jestem normalnym, spokojnym chłopakiem, ale oczywiście jak każdy mam swoje granice. Można zauważyć swego rodzaju kontrast, ponieważ określenie „spokojny” wielce odbiega od tego, co Jacek prezentuje na boisku. Życie go nie oszczędzało – w wieku nastoletnim rozwiedli się jego rodzice, zamieszkał z babcią. Musiał pracować, z grania w piłkę wyżyć się wtedy nie dało. Grając w trzeciej lidze, zarabiał tyle, że nie starczyłoby nawet na kupno porządnych butów do gry. Trzeba było zakasać rękawy i ruszyć do pracy, która mogła dać w tamtym momencie pieniądze. Wytrzymał w niej parę miesięcy, ale niedługo potem lepsze czasy przyszły wraz z trenerem Stefaniakiem. Szkoleniowiec zdecydował się poprowadzić Victorię Koronowo, której zawodnikiem wówczas był Góralski. To właśnie przy tym trenerze młody pomocnik zaczął rozwijać się w szybszym tempie i, jak twierdzi, to właśnie temu mężczyźnie wiele zawdzięcza.
„Góral” ma tendencje do odbierania piłki poprzez wślizgi, które na pierwszy rzut oka zakrawają o żółte kartki, a tak naprawdę są czyste. Jak on to robi? – Już w Wiśle zauważyłem, że Jacek ma potencjał i wiedziałem, że może dużo osiągnąć w piłce. Zawsze pokornie słuchał rad starszych zawodników, a na boisku zostawiał serce. Ma niesamowity talent do czytania pola, potrafi doskonale zainicjować ofensywną akcję i w „czysty” sposób odebrać przeciwnikowi piłkę. Poza boiskiem jest spokojnym chłopakiem, ale oczywiście lubi pożartować i pośmiać się z kolegami – mówi o Jacku były zawodnik Wisły Płock, Ariel Jakubowski.
Pomocnik Jagiellonii jest bardzo zawziętym graczem, gdy już dostanie się do piłki, nie daje jej sobie odebrać – niczym kibic Barcelony łapiący koszulkę Messiego. Pytany o to, jak udaje mu się uniknąć widoku żółtej kartki, odpowiada: – Staram się nie kopać przeciwnika po nogach, tylko skupić się na piłce i skutecznie ją mu odebrać. Owszem, zdarza się, że może przy tym ucierpieć, ale to nie jest celowe, a gdy kogoś skrzywdzę, od razu przychodzę z przeprosinami. Zawsze.
Przeciwnicy mają z nim nie lada problem. Przekonał się o tym w ostatnim meczu zawodnik Legii – Ondrej Duda. Słowak ma ogromny potencjał i uchodzi za jednego z najlepszych zawodników ekstraklasy, mimo to podczas ostatniego meczu Jagiellonia – Legia dał się wykiwać Góralskiemu wielokrotnie. Możemy się pokusić o stwierdzenie, że pomocnik Legii został wystrychnięty na dudka. Według kolegów z drużyny, którzy zdążyli poznać Jacka, chłopakowi nie grozi woda sodowa. – To bardzo dobry zawodnik, kilka razy fajnie się zabrał, ale i mi kilka razy udało się zabrać mu piłkę – Góralski, śmiejąc się, odpowiedział na pytanie dotyczące jego boiskowych potyczek z Ondrejem Dudą. Niestety Słowak nie odwdzięczył się tym samym.
Zapytany o pojedynki przeciwko pomocnikowi Jagiellonii odpowiedział: – Ja nie wiem nawet, który to jest. No cóż, Ondreju, następnym razem powinieneś się lepiej przygotować, a będziesz wiedział, od kogo trzeba uciekać na boisku. Nie skłamiemy, jeśli powiemy, że przed Góralskim rysuje się naprawdę ciekawa przyszłość. Na tę chwilę jest obok Konstantina Vassiljeva i Bartłomieja Drągowskiego jednym z kluczowym zawodników Jagiellonii Białystok.
Pomimo tak krótkiego stażu w białostockim klubie już zjednał sobie kibiców „Żółto-czerwonych”. W fejsbukowych komentarzach nazywają go pieszczotliwie „waleczny Jacek” lub „nasza pirania Góral”. Te określenia pasują jak ulał do 22-latka, ponieważ nawet mając złamany nos, był w stanie grać na najwyższych obrotach. Maskę ochraniającą uszkodzone miejsce uznał za bezużyteczną i ograniczającą widoczność. „Waleczny” to idealne określenie dla zawodnika, który nie patrząc na swoje zdrowotne uszczerbki, stara się pomóc drużynie i dać z siebie wszystko, pomimo ogromnego bólu i ryzyka. Taki właśnie jest Jacek Góralski.
haha jaka bzdura !!! spokojny chłopak ?!?!? wszędzie robi awantury nie potrafi się zachować brak wychowania w Bydgoszczy ma zakaz wstępu do klubów i dyskotek nie szanuje ludzi !!!!