Koniec! 21. kolejką pożegnaliśmy 2015 rok. Co ciekawego zapamiętamy po ostatnich zimowych meczach? Zapraszamy do czytania!
1) Prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna…
… tylko po tym, jak kończy, a Górnik skończył znakomicie. W ostatnich sześciu kolejkach zabrzanie zdobyli więcej punktów niż przez 15 poprzednich. To pozwoliło im w końcu opuścić strefę spadkową, do której zepchnęli Śląsk i Podbeskidzie. Na ich nieszczęście ze snu zimowego paradoksalnie zaczął się wybudzać właśnie WKS, który nie dał się zepchnąć do miejsca podkreślonego czerwonym kolorem. Trzeba jednak zaznaczyć, że jedno „oczko” różnicy nie będzie miało większego znaczenia, gdy przed rundą finałową punkty zostaną podzielone. Co ciekawe, natomiast ostatni w tabeli Górnik i Podbeskidzie tracą do ósmej lokaty… tylko cztery punkty! Na wiosnę zapowiada się krwawa walka o grupę mistrzowską.
2) Podium nie dla nich
Wsiedli w pociąg, zrobili swoje, wrócili do Szczecina i czekali. Czekali na wynik sobotniego starcia pomiędzy Jagiellonią i Cracovią. Gdyby Rakelss i spółka przegrali swój mecz, Pogoń spędziłaby zimę na podium. Niestety o trzecie miejsce w lidze podopieczni Czesława Michniewicza będą jeszcze musieli powalczyć wiosną. Jedyną bramkę z Wisłą w piątek zdobył Rafał Murawski, który zaraz po meczu ponownie padł ofiarą żartów. Wszystko przez jego mięśnie brzucha, a raczej ich brak. Jak widać, „Muraś” wyciągnął wnioski po Euro…
Komicznie wygląda ta fota. Murawski wciąga brzucho ile może. Przy atlecie Czerwińskim wygląda jak "dobry wujaszek" pic.twitter.com/TL2gRTVRW8
— Bartłomiej Janeczek (@b_janeczek) December 18, 2015
3) Nieciecza zakończyła rok z jajami
Niesłychanie nudny mecz oglądaliśmy w sobotę w Niecieczy. Termalica przyzwyczaiła widzów na swoim stadionie, że zawsze gra z polotem, a na jej meczach dużo się dzieje. Tym razem jednak godne uwagi były jedynie dwie sytuacje. Jedna to kapitalna premierowa bramka Kamila Mazka w ekstraklasie. Młody skrzydłowy przyjął piłkę, przebiegł kilka metrów i strzałem zza pola karnego zapewnił „Niebieskim” zwycięstwo. Mecz jednak zapamiętamy głównie z tej drugiej sytuacji, którą uraczył nas Andrzej Witan. Golkiper gospodarzy nie przyjął prostego podania i ratując zespół przed utratą bramki, zarył w słupek w dość bolesny sposób. Współczujemy i łączymy się w bólu.
Dopiero Boże Narodzenie, a Andrzej Witan już poświęcił jaja #TBBRCH @Termalica_BB pic.twitter.com/4koe932FJi
— piotr tyminski (@Pi_tttttttt) December 19, 2015
4) Król Piesio Pierwszy
Górnik Łęczna nareszcie przełamał fatalną passę niemal dwóch miesięcy bez wygranej w lidze. „Zielono-czarni” to specyficzny zespół. Był taki moment sezonu, w którym mówiło się o nich jako o cichej sensacji. Od tego czasu ich gra się nie pogorszyła, za to wyniki jak najbardziej. Wszystko odmienił Grzegorz Piesio, któremu w spotkaniu przeciwko Lechii wychodziły wszelkie, nawet najbardziej spektakularne zagrania. Zawodnik, który do ekstraklasy trafił przynajmniej trzy lata za późno, zdobył dwie bramki, dobitnie pokazując, że jest jednym z lepszych skrzydłowych ligi. Porażka Lechii sprawiła też, że ekstremalnie płaska tabela ekstraklasy spłaszczyła się jeszcze bardziej – różnica między trzynastym a ósmym miejscem to całe… dwa punkty.
5) Dwie połowy, dwa oblicza
W Białymstoku oglądaliśmy dwa kompletnie różne spotkania – pierwsze przed przerwą, a drugie po niej. Cracovia szybko strzeliła bramkę i kontrolowała mecz. Jej gra naprawdę mogła się podobać, grała tak, jakby w tym sezonie chciała po prostu zdobyć mistrza, naprawdę. W drugiej połowie wszystko się jednak zmieniło. To Jagiellonia rzuciła się do szaleńczych ataków, a głównym aktorem był superrezerwowy Piotr Grzelczak, który nie pierwszy raz w tym sezonie dał bardzo dobrą zmianę. O dziwo „Jaga” jednak tego meczu nie wygrała, ale remis pozwolił jej usadowić się w pierwszej ósemce. Cracovia zaś utrzymała swoje miejsce na „pudle”, którego nie odda co najmniej do lutego.
Ale jak to nie z woleja!? #JAGCRA
— Kuba Korona (@kuba_korona) December 19, 2015
6) Pogłoski o nadchodzącym końcu świata…
…chyba nie są przesadzone. Podwyższony poziom promieniowania słonecznego da się jakoś wytłumaczyć. Nadmierną aktywność jonosfery ziemskiej także. Nawet te dziwne światła na niebie jakoś da się wyjaśnić. Ale jeśli bramkę w ekstraklasie zdobywa Łukasz Sierpina, to faktycznie dzieje się coś poważnego. Jeśli się żegnać, to tylko w taki sposób – nasza liga dała nam w niedzielę mnóstwo powodów, by za nią tęsknić. Poza Sierpiną wspomnianych powodów dostarczali głównie legioniści, a zwłaszcza Guilherme i Nemanja Nikolić, którzy bawili się w Kielcach przednio. Korona zakończyła piłkarską jesień z jedną tylko wygraną na własnym stadionie, w dodatku w pierwszej kolejce. Na wiosnę musi to ulec zmianie, inaczej tych kieleckich punktów może bardzo, ale to bardzo brakować…
20 grudnia: 1848 Napoleon prezydentem, 1906 pierwszy tramwaj elektryczny, 1919 powstaje PZPN, 2015 Łukasz Sierpina strzela gola #KORLEG
— Patryk Motyka (@motti92) December 20, 2015
7) Lech stop, Urban stop
Mecz Lecha z Piastem zapowiadał się jako hit kolejki. Tym bardziej że chwilę przed nim Legia wygrała swoje spotkanie i znowu wróciła na dwa punkty od lidera. „Piastunki” pomimo braku Vacka poradziły sobie znakomicie i przystopowały świetną serię Jana Urbana, który do tej pory z „Kolejorzem” nie przegrał. Trzeba jednak przyznać, że do porażki znacznie przyczynił się Denis Thomalla, który nie wykorzystał „setki”. Niemiec po raz kolejny zawiódł i nie wykorzystał swojej szansy. Piast potwierdził swoją siłę, czy utrzyma lidera do końca?
8) Mecz jednego aktora
Jedyną drużyną, która przez całą jesień nie wygrała meczu, okazało się Podbeskidzie. Podopieczni Roberta Podolińskiego dość niespodziewanie przegrali z najsłabszym do dziś Śląskiem Wrocław. Bohaterem meczu był Peter Grajciar. Słowak postanowił być widoczny w każdej możliwej statystyce – strzelił bramkę i zszedł z boiska po dwóch żółtych kartkach. Wrocławianie opuścili strefę spadkową, spychając na całą zimę do niej Górnik Zabrze, który rozsiadł się na bardzo niewygodnym siedzeniu obok Podbeskidzia. Jeśli jednak nie potrafisz wygrać ani jednego meczu u siebie, nie masz prawa być wysoko. Uczciwie trzeba jednak przyznać, że jeśli bilans szczęścia i pecha faktycznie równy jest zero, na wiosnę czeka nas kilka bardzo fartownych wygranych „Górali”.
My też będziemy tęsknić, całe 53 dni 😭 A potem kolejne 128 meczów! ⚽😉 https://t.co/FRNdC88WOr
— PKO BP Ekstraklasa (@_Ekstraklasa_) December 21, 2015