Lech i Legia nie zawiodły w tej kolejce, zatem Wisła pojechała do Łodzi z myślą o zdobyciu trzech punktów i obronieniu pozycji lidera. Krakowianie wykonali zadanie w stu procentach, wygrywając 4:0 z ŁKS. Wiślacy są bardzo blisko Mistrzostwa, podobnie jak o krok od utrzymania jest gliwicki Piast. Od świętowania powstrzymali ich piłkarze Śląska Wrocław, którzy pokonali „Piastunki” 1:0.
Początkowe minuty na to nie wskazywały, bowiem ŁKS utrzymywał się przy piłce i kilka razy nieskutecznie próbował skonstruować kombinacyjny atak. Także łodzianie jako pierwsi byli bliscy zdobycia gola. Z rzutu wolnego wysoką i długo utrzymującą się w powietrzu piłkę posłał Gevorgyan i był bliski pokonania Pawełka, który z problemami przerzucił futbolówkę nad poprzeczką. Ta sytuacja była jak kubeł zimnej wody wylany na głowy Wiślaków. Patryk Małecki znalazł sobie miejsce na uderzenie w polu karnym i kropnął z całej siły w kierunku Wyparły, który nawet nie zorientował się, że piłka wpadła do bramki. Jeszcze jedną niezłą akcję w 26 minucie przeprowadził ŁKS, ale Kujawie zabrakło szczęścia.

W drugiej połowie gra nie była już tak wyrównana, a Wisła zabrała się za pieczętowanie zwycięstwa. Najpierw bardzo dobrą akcję w trójkącie Zieńczuk-Brożek-Ćwielong wykończył ten ostatni. Potem doskonałym otwierającym podaniem obsłużył Brożka, wprowadzony w drugiej połowie, Wojciech Łobodziński. Wynik ustalił ponownie najskuteczniejszy strzelec Ekstraklasy, w 90 minucie mijając bezradnego Wyparłę i pakując piłkę do pustej siatki. Wisła jest już o krok od tytułu mistrzowskiego i wespół z Lechem i Legią tworzy podium tegorocznych rozgrywek.
Wraz ze zdobyciem Pucharu Ekstraklasy, we Wrocławiu skończyły się mecze o wysoką stawkę. Podopieczni Tarasiewicza pewnie usadowili się tuż za ścisłą czołówką i spokojnie mogą rezerwować już wakacyjne urlopy. Podobne nastroje mogły zapanować w Gliwicach, bowiem Piastowi brakowało tylko trzech punktów do zapewnienia sobie ligowego utrzymania. Zespołowi „Piastunek” ta perspektywa powiązała nogi, gdyż od początku spotkania większą pewność w grze wykazywali wrocławianie.
Jako że Śląsk nie chciał się specjalnie przemęczać, a Piast bał się wyjść z własnej połowy, w pierwszej połowie w Gliwicach, oglądaliśmy mierne widowisko. Nieco bogatsza w emocje była druga połowa – głównie dzięki wprowadzeniu Marka Gancarczyka za bezbarwnego Sotirovica. Starszy z braci zanotował w tym meczu asystę, zaś dziewiątą bramkę w sezonie zdobył Tomasz Szewczuk. Gliwiczanie nie mieli pomysłu na akcje, a w całym meczu oddali zaledwie jeden celny strzał – w 81. minucie Piotr Prędota uderzył prosto w bramkarza. Piast tym meczem po raz kolejny udowodnił, że jego piętą achillesową jest zdobywanie bramek. Jeśli nadal drużyna Fornalaka notować będzie strzelecki regres, to zdobycie upragnionych trzech punktów będzie zadaniem niemożliwym do zrealizowania.