PKO BP Ekstraklasa: wyścig żółwi, w którym nikt nie chce mistrza Polski 


Liderujące drużyny punktują słabiej, niż zakładano. Możemy mieć najsłabszego mistrza od lat

14 marca 2024 PKO BP Ekstraklasa: wyścig żółwi, w którym nikt nie chce mistrza Polski 
Dariusz Skorupiński

To miał być zdaniem wielu najciekawszy wyścig o mistrzowski tytuł od lat. Sześć drużyn miało ze sobą zaciekle rywalizować o to, kto na końcu wzniesie puchar za zwycięstwo w lidze. Na razie jednak potykają się wszyscy, częściej lub rzadziej, przez co PKO BP Ekstraklasa bardziej przypomina wyścig żółwi niż walkę o mistrza. Obecna tendencja punktowa pokazuje, że możemy mieć najsłabszego mistrza Polski od lat.


Udostępnij na Udostępnij na

Minęło już pięć kolejek wiosennej rundy PKO BP Ekstraklasy. Na razie rywalizacja na szczycie przypomina raczej wyścig żółwi, w którym żaden kandydat do tytułu nie potrafi wysunąć się na czoło. Liderzy tabeli Śląsk i Jagiellonia punktują obecnie na poziomie 1,875 punktu na mecz. Standardowo przyjęło się, idąc za słowami ekstraklasowych trenerów, iż punktowanie na poziomie dwóch oczek na spotkanie zwykle pozwoli drużynie zdobyć tytuł mistrza kraju. W tym momencie nikt nie ma takiej średniej. Żeby do takiej dobić, w trzech następnych kolejkach Śląsk lub Jagiellonia musiałyby zgarnąć komplet punktów. Tylko że patrząc na ich formę, można mieć co do tego wątpliwości. Jednak również Pogoń, Legia, Raków i Lech mają swoje problemy, które utrudniają im walkę o mistrzostwo.

PKO BP Ekstraklasa to na razie wyścig żółwi, w którym nikt nie chce wykorzystać wpadki rywala

Ostatnia kolejka była dobitnym dowodem na słabość drużyn z czołówki. Na początek, w starciu na szczycie, Jagiellonia wygrała ze Śląskiem, dzięki czemu wskoczyła na pierwsze miejsce. Raków miał okazję zbliżyć się na trzy punkty do lidera z Białegostoku, ponieważ pojechał na mecz do będącej w kiepskiej formie Puszczy. Gdy wydawało się, że wywiezie zwycięstwo z województwa małopolskiego, w doliczonym czasie wypuścili je z rąk. Tę okazję mógł wykorzystać Lech i zbliżyć się do pierwszego miejsca na dwa punkty, a tym samym odskoczyć Rakowowi. Zamiast tego zremisował po bezbarwnym starciu z Górnikiem Zabrze.

Z tych niepowodzeń mogła skorzystać Pogoń Szczecin, będąca ostatnio na fali. „Portowcy” nie skorzystali z prezentów i dostali w łeb od Zagłębia Lubin, które w tym sezonie jest klasycznym średniakiem. No i na końcu Legia, która mogła wykorzystać szczęśliwe sploty okoliczności i zbliżyć się do rywali o podium. Nic z tego, w doliczonym czasie gry dała sobie wbić gola i z łódzkiego miasta nie wywiozła nawet punktu. Nikt nie potrafił wykorzystać wpadki rywala, co sprawia, że rywalizacja nie może nabrać oczekiwanego poziomu emocji. Nie bez powodu wybrzmiewają głosy o tym, że PKO BP Ekstraklasa w tym roku przypomina raczej wyścig żółwi niż klasową rywalizację mocnych zespołów.

Pogoń Szczecin: ostatnie dwa mecze zasiały ziarno wątpliwości

„Portowcy” najlepiej wystartowali wiosną z ekip top 6, bowiem 10 na 15 punktów daje oczekiwaną średnią 2 pkt na mecz. Jednak ostatnie dwa mecze wyglądały już gorzej. O ile remis z Legią można uzasadnić zmęczeniem pucharowym meczem z Lechem, o tyle ostatnia porażka z Zagłębiem Lubin już się nie broni. Szczecinianie zagrali słabo, choć może wynik byłby inny, gdyby Kamil Grosicki wykorzystał karnego, jednak gdy „Grosik” nie ma dnia, to zespół traci sporo swojej potencjalnej mocy. Na pewno martwić może też kibiców Pogoni fakt, że klub ma wąską kadrę, która w obliczu kryzysu albo kontuzji może kosztować kolejne drogocenne punkty.

Legia Warszawa: z taką grą to nawet o puchary będzie trudno

Nad Legią od dłuższego momentu wiszą czarne chmury. O ile na otwarcie rundy pokonała Ruch Chorzów, o tyle w następnych czterech kolejkach zgarnęła tylko trzy punkty. Nie dała rady Puszczy Niepołomice, nie wykorzystała zmęczenia szczecinian. Wypuściła pewne zwycięstwo z Koroną Kielce, w ostatniej kolejce zaś w doliczonym czasie gry przegrała z Widzewem Łódź. 6 punktów na 15, obecnie to dwunasty wynik w lidze. Zanosi się na trzeci sezon bez mistrzostwa. Jeśli drużyna dalej będzie tak cieniować, to nawet i bez pucharów, co dla Legii byłoby upokorzeniem.

Lech Poznań: limit błędów przekroczony, a jeszcze 10 kolejek do końca

Punktowo Lech Poznań nie wygląda źle – 8 na 15 punktów to wynik przyzwoity, ale jest pewien haczyk. – Myślę, że podczas tego półrocza będziemy mogli pomylić się tylko dwa razy – to słowa trenera Mariusza Rumaka przed rozpoczęciem rundy. Remis też uznawał za pomyłkę. W takim razie Lech nie dość, że wyczerpał limit pomyłek, to jeszcze go przekroczył, a przecież mamy jeszcze 10 kolejek do końca. Największym problemem i jednocześnie powodem, dla którego poznański team pogubił punkty, jest ofensywa. Mecze Lecha są trudne do oglądania, „Kolejorzowi” zaś liczy się już serię 450 minut bez strzelonego gola. Żeby wygrać mecz, trzeba zdobywać bramki – ta trywialna zasada nie ma najwyraźniej zastosowania u trenera Rumaka.

Śląsk Wrocław: gdzie się podziała ta drużyna z jesieni

Najlepsza drużyna jesieni wiosną zatraciła swój blask. Erik Exposito jest kompletnie bez formy, co przekłada się na dyspozycję drużyny. Jeszcze z Widzewem zespół pociągnął Nahuel Leiva, ale to był zaledwie jeden mecz. W pierwszych pięciu kolejkach wrocławianie zgarnęli ledwie cztery punkty, co plasowałoby ich w tym momencie w strefie spadkowej. Lepiej punktują nawet Ruch Chorzów czy ŁKS Łódź. Przewaga wrocławian topnieje i jeśli dalej będą się tak prezentować, to prędzej niż później wypadną poza top 4.

 Jagiellonia Białystok: „Jaga” liderem, ale na razie jest zbyt chimeryczna jak na kandydata do tytułu

Jagiellonia Białystok obecnie lideruje, ale także nie powiemy o niej, aby wystartowała z przytupem. Ledwie 7 punktów na 15 nie jest otwarciem godnym drużyny aspirującej do tytułu mistrza Polski. „Jaga” była bardzo chimeryczna. Zaczęła od przekonującego zwycięstwa nad Widzewem, aby następnie dwa razy ulec i raz zremisować z Ruchem Chorzów. Być może zeszłotygodniowa wygrana ze Śląskiem Wrocław pozwoli białostoczanom nabrać rozpędu, ale nie można być tego w stu procentach pewnym.

Raków Częstochowa: liczono na lepsze wejście w rundę

Raków Częstochowa także nie zanotował w pełni udanego otwarcia. 11 na 18 punktów (Raków miał zaległy mecz z Koroną, który wygrał) jest wynikiem nie najgorszym. Jednak chyba nie o to chodziło w klubie spod Jasnej Góry. Wrażenie zrobiła wygrana 4:0 z Lechem, lecz pozostali czterej rywale nie byli z górnej półki, a częstochowianie wygrali tylko z Piastem po mocnej końcówce oraz słabą Koroną. Na otwarcie rundy przegrali z Wartą Poznań, zremisowali z Puszczą i Stalą, odpadli z Pucharu Polski po porażce z Piastem.

Z tego powodu warsztat Dawida Szwargi jest coraz mocniej kwestionowany przez kibiców. Na jego szczęście częstochowianie wciąż są w grze o mistrza, jednak zespół musi zacząć lepiej punktować, zwłaszcza na wyjazdach. Rywali „Czerwono-niebiescy” mają w dużej mierze przystępnych, dlatego takich wpadek jak z Puszczą muszą się wystrzegać jak ognia.

Statystyki są bezwzględne: dawno nie było tak źle

Tak mocno krytykujemy czołówkę za słabe wyniki, ale być może jesteśmy zwyczajnie rozpieszczeni ostatnimi latami. Przeanalizowaliśmy sobie, ile na koniec sezonu mistrz Polski potrzebował punktów.

Widać jak na dłoni, że dopiero w ostatnich trzech sezonach mistrz Polski zaczął notować ponad dwa punkty na mecz. Przedtem trzeba byłoby cofnąć się do sezonów 2012/2013 i 2013/2014, gdy Legia wykręcała odpowiednio 2,23 i 2,18 punktu na mecz. Pomiędzy sezonami 2013/2014-2019/2020 średnia ta wahała się bliżej bądź dalej od dwóch punktów. Czyli punktowanie na poziomie dwóch oczek na spotkanie nie jest tak łatwe, jakby się wydawało. Może zatem ktoś złapie fenomenalną passę i wyśrubuje swój wynik? Przeanalizowaliśmy sobie, ile w ostatnich pięciu latach punktów miał lider tabeli PKO BP Ekstraklasy po 24 kolejkach. 

Nie mamy dobrych wieści, gdyż nawet w ostatnich pięciu sezonach liderzy na tym etapie mieli wymaganą, co najmniej dwupunktową średnią. Ma to o tyle znaczenie, że nawet gdy w sezonach 2018/2019 i 2019/2020 przyszły mistrz nie wykręcał dwóch punktów na mecz, to po 24 kolejkach liderzy tabeli osiągali tę mityczną średnią. Sporo ekip traciło siły właśnie w końcówce sezonu, zwłaszcza w czasach podziału ligi na grupę mistrzowską i spadkową. Widzimy zatem, że Jagiellonia i Śląsk w porównaniu z poprzednimi latami wypadają blado. Dlatego jeżeli teraz któraś drużyna z czołowej szóstki nie zacznie wyraźnie punktować ponad stan, możemy ujrzeć jeden z najsłabszych wyścigów po mistrzostwo ostatnich lat.

PKO BP Ekstraklasa: czy wyścig żółwi przeistoczy się w prawdziwy rajd po tytuł

Być może na koniec sezonu średnia mistrza kraju zakręci się koło dwóch punktów. Szkoda by było zmarnować potencjał wypracowany w ostatnich trzech sezonach. Sześć wyżej wymienionych zespołów powalczy ze sobą o tytuł prawdopodobnie do ostatniej kolejki rozgrywek. Niektórzy powiedzą, że to dobrze, ale niech ta rywalizacja będzie prawdziwie emocjonująca. W wyścigu przecież chodzi o to, aby wygrał najszybszy i najlepszy, a nie ten, który najmniej razy się potknie bądź wywróci.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze