Ekstraklasa: słaba Jagiellonia bliżej grupy mistrzowskiej


19 lutego 2016 Ekstraklasa: słaba Jagiellonia bliżej grupy mistrzowskiej
Grzegorz Rutkowski

Po dwóch miesiącach ekstraklasa wróciła do stolicy Podlasia. W piątkowy wieczór pogoda w Białymstoku była równie brzydka co gra Jagiellonii w meczu z Legią. W odmiennych nastrojach na wschód Polski wybrali się piłkarze Śląska, którzy byli podbudowani zwycięstwem nad Wisłą Kraków.


Udostępnij na Udostępnij na

Po klęsce poniesionej w Warszawie Michał Probierz zdecydował się dokonać zmian w każdej, poza bramką, linii. Tym samym w obronie za Gutiego ponownie wskoczył Igors Tarasovs, Fedor Cernych zszedł do pomocy, a w ataku wybiegł – znacznie lepiej spisujący się jako superrezerwowy – Piotr Grzelczak. Pauzującego za ósmą żółtą kartkę Jacka Góralskiego zastąpił Rafał Grzyb. W drużynie z Dolnego Śląska od początku wystąpił ściągnięty zimą Robert Pich, który, wraz z Ryotą Morioką, był na początku spotkania najbardziej aktywny.

Matia Sirok
Czy Matia Sirok straci miejsce w składzie już po dwóch meczach? (fot. Grzegorz Rutkowski)

Drużyna z Wrocławia bardzo szybko zyskała optyczną przewagę i na pierwszego gola długo nie trzeba było czekać. Po faulu Siroka na wcześniej wspomnianym Pichu sędzia Frankowski wskazał na jedenasty metr, a karnego wykorzystał Hołota. W tym sezonie był to już 16. gol stracony przez „Jagę” ze stałego fragmentu gry – żaden inny zespół nie osiągnął takiego wyniku. Jak widać, nowe nabytki klubu z Białegostoku okazują się niewypałami, skoro trener Probierz już w drugim meczu wraca do kiepsko spisującej się pary środkowych obrońców Tarasovs – Madera, a Sirok porusza się po boisku tak, jakby miał do butów przyczepione dodatkowe obciążenia.

Gra Jagiellonii wcale nie wyglądała lepiej niż w starciu z warszawską Legią. Różnica polegała na tym, że rywal był o klasę słabszy niż wicemistrz Polski, i mimo że przeważał, to nie potrafił tego udokumentować kolejną bramką. „Żółto-czerwoni” nie mieli żadnego pomysłu na grę, najczęściej wymiana pięciu-sześciu podań kończyła się stratą, dośrodkowaniem w ciemno lub nic nie wnoszącym strzałem. U gości z minuty na minutę rozkręcał się Morioka, któremu piłka wręcz kleiła się do nogi.

Mimo tak słabej postawy gospodarze zdołali wyrównać. Jakby tego było mało, bramkę strzelił Rafał Grzyb, który znalazł drogę do siatki w ekstraklasie po blisko… 5600 minutach! Był to najdłuższa okres w lidze, następny w kolejce jest Alan Uryga (na przełamanie czeka od 5006 minut). Trzeba wspomnieć, że „asystę” przy golu miał Mariusz Pawełek, który wypluł piłkę po strzale Vassiljeva, po czym kapitan „Żubrów” musiał jedynie dołożyć głowę. Po bramce Jagiellonia wyraźnie nabrała wiatru w żagle, ale na wyjście na prowadzenie zabrakło już czasu.

Po przerwie fatalny Słoweniec na prawej obronie już się nie pojawił. W zamian na boisku zameldował się świeżo sprowadzony Łukasz Burliga, który dopiero co, bo w czwartek, przeszedł testy medyczne. Zapewne 27-latek nie miał na to większego wpływu, ale po wyjściu z szatni Jagiellonia dostała prawdziwego kopa. Gospodarze zaczęli grać „klepką” i każdy harował za dwóch, a przy praktycznie każdej akcji swój udział miał Konstantin Vassiljev. Inna sprawa, że tak, jak to często bywało w poprzednim sezonie, białostoczanie bez efektów przycisnęli rywala przez parę dobrych chwil, po czym gra się wyrównała. A raczej się popsuła.

Ale od czego Jagiellonia ma… Pawełka! Na około kwadrans przed końcem obejrzeliśmy niemal kopię sytuacji z pierwszej połowy: z dystansu (choć tym razem Estończyk stał dużo dalej) uderzył „Kosta”, a bramkarz Śląska odbił piłkę najgorzej, jak tylko mógł, czyli pod nogi dopiero co wprowadzonego Karola Świderskiego, który dobił futbolówkę do bramki. Dawny golkiper Wisły najwyraźniej nie chciał popsuć debiutu swojego byłego kolegi klubowego, a zarazem przyczynił się do jubileuszowego gola „Świdra”, który był 1000. w ekstraklasie zdobytym przez Jagiellonię.

Umówmy się, mecz ten nie był najciekawszym w tym sezonie. W pierwszej połowie gospodarze byli cieniem samych siebie. Nie potrafili wymienić kilku podań, nic nie mówiąc o stworzeniu jakiejś konkretnej sytuacji. Nikt by się nie obraził, gdyby to wrocławianie prowadzili po pierwszych 45 minutach. Gol zdobyty praktycznie do szatni dał „Jadze” dodatkowe siły, dzięki czemu na drugą połowę wzięła się w garść i zdobyła bramkę na wagę zwycięstwa, głównie dzięki Vassiljevowi i Pawełkowi. Śląsk coraz bardziej się pogrąża, jego sytuacja wygląda naprawdę nieciekawie i znowu oddalił się on od grupy mistrzowskiej. Jagiellonia z kolei zrobiła duży krok w stronę pierwszej ósemki, ale aby znaleźć się w niej po 30 kolejkach, musi znacznie poprawić swoją grę. To, co podopieczni Michała Probierza pokazali w pierwszej połowie, bardziej przypomina grę spadkowicza niż pucharowicza!

A gdyby nie Drągowski…

https://vine.co/v/irumKqVuJUp

Komentarze
mmmmm (gość) - 9 lat temu

Czy Wrocław to na pewno Małopolska?

Odpowiedz
Michał Kołodko (gość) - 9 lat temu

Ops! Myślami byłem w Krakowie :D

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze