Górnik Łęczna przegrał w swoim debiucie na Arenie Lublin z Lechią Gdańsk 1:2. Czy przeprowadzka do Lublina była dobrym pomysłem? Powoli poznajemy odpowiedź na to pytanie. Z pewnością sytuacja wyglądałaby lepiej, gdyby nie kibice, którzy nie potrafią pogodzić się z decyzją władz klubu. Nie zmieni tego nawet fakt, że mają w tym wiele racji.
Pomysł przeprowadzki Górnika Łęczna do Lublina od samego początku budził wiele kontrowersji. Kibice Górnika nie chcieli, by klub opuszczał swoje miasto, fani Motoru Lublin byli przeciwni temu, by na stadionie, na którym gra na co dzień Motor Lublin, występował zespół z Łęcznej. Obie grupy bały się, że może się to skończyć nowym tworem – Górnikiem Lublin, który oznaczałby koniec Motoru i drużyny z Łęcznej. Miszmasz. Wszystko zakończyło się bojkotem kibiców z Łęcznej. Zapowiedzieli oni, że na mecze w Lublinie przyjeżdżać nie będą. Jak się okazało, nie była to do końca prawda. Ale od początku…
Dzień przed spotkaniem z Lechią Gdańsk na facebookowym profilu Stowarzyszenia Kibiców Górnika Łęczna pojawiła się informacja o przedmeczowej zbiórce pod stadionem w Lublinie. Bez barw, bez kupowania biletów. Kibice poinformowali również, że szczególną opieką otoczą teraz czwartoligową drużynę rezerw. Pierwszy zespół Górnika określili mianem „spółki akcyjnej”, chcąc odciąć się od polityki klubu. A co robili wspomniani fani pod Areną Lublin?
Oczywiście były podstadionowe śpiewy mające pokazać, że Górnik to przede wszystkim kibice. „To my, to my, to my, Górnicy” i kilka innych mniej cenzuralnych przyśpiewek, które miały na celu obrazę władz klubu, dało się słyszeć zza murów stadionu około 60. minuty spotkania. Co poza tym? Jeśli oglądaliście mecz, lub w jego trakcie przeglądaliście Twittera, z pewnością zauważyliście, że trybuny, delikatnie mówiąc, nie były wypełnione po brzegi. Zasiadło na nich dokładnie 3574 widzów. Frekwencja nie powala. Z całą pewnością mogło być jednak lepiej, gdyby nie kibice ze stowarzyszenia. Nie dość, że zbojkotowali mecze Górnika, to zrobili jeszcze wszystko, by utrudnić wstęp na stadion tak zwanym „januszom”, którzy chcieli w spokoju obejrzeć spotkanie ekstraklasy. Stowarzyszenie blokowało kasy, płaciło drobnymi, żeby moment nabywania biletów wydłużyć do granic możliwości. W efekcie wielu „januszy”, którzy chcieli dzisiejszy mecz obejrzeć, na stadion nie weszło.
Ci, którzy weszli, nie dopingowali zbyt mocno. Na stadionie momentami było tak cicho, że można było usłyszeć, jak rośnie, zniszczona nieco przez sobotnie spotkanie młodych w ramach Światowych Dni Młodzieży, trawa. Z pewnością swój wpływ na frekwencję miał też dzień, w którym rozegrano mecz Poniedziałkowe popołudnie to z pewnością nie jest termin, w którym większość ludzi myśli o tym, by wybrać się na spotkanie ekstraklasy.
Frekwencja na meczach Górnika będzie rosła. Tego jestem pewny. Wypełnić Arenę Lublin będzie jednak z pewnością bardzo trudno. A bez zorganizowanych kibiców atmosfera na stadionie będzie nijaka. Pierwsze spotkanie „Zielono-czarnych” w stolicy województwa pokazało, że władze klubu z pewnością mają o czym myśleć. Tak grać się nie da. Lepsza atmosfera panuje na niedzielnej mszy świętej. Jak długo piłkarzom będzie się chciało starać w momencie, gdy grają praktycznie bez kibiców? Ja zasypiałem już po pięciu minutach. Taka sytuacja nie może trwać zbyt długo. Miało być dobrze, a poszkodowani są wszyscy. Piłka nożna nie istnieje bez kibiców.