Piłki tenisowe na murawie, jedzenie kanapek na stadionie czy 50 kilogramów marchewek pod ośrodkiem treningowym. To tylko kilka przykładów akcji protestacyjnych kibiców w Europie. Trochę różni się to od znanego z Polski ściągania koszulek z piłkarzy czy palenia krzesełek, prawda? Przedstawimy wam więc najciekawsze protesty w piłce nożnej, udowadniając, że można wyrazić swoje niezadowolenie w niekoniecznie prymitywny sposób.
Włochy
Włosi słyną z ekspresyjności i rzeczywiście można szukać odzwierciedlenia ich narodowej cechy na trybunach. Okazuje się, że to właśnie w Italii najczęściej protesty kibiców wymykają się spoza wszelkich ram i prawideł. Oczywiście nieobce jest im nieprzychodzenie na stadion w imię walki ze znienawidzonym prezesem czy władzami miasta (patrz Roma i Lazio), ale bardzo często stać ich na niebanalne akcje protestacyjne. Prym w tym wiodą tifosi „Giallorosich”.
W grudniu 2015 roku kibice rzymskiego klubu ofiarowali zawodnikom kosze z marchewkami wraz z dopiskiem „Smacznego, króliki”. Stało się to po serii kiepskich wyników zespołu prowadzonego przez Rudiego Garcię. Pytanie, czemu marchewka i króliki? We Włoszech te zwierzęta uchodzą za symbol tchórzostwa. W domniemaniu chodziło również o to, że piłkarze w meczach z Bayernem byli bezradni jak króliki. Protest udał się średnio, bo choć Roma wygrała z BATE Borysów i awansowała do 1/8 finału LM, to rzymianie i tak regularnie tracili punkty w lidze.
Kibice Romy i ich nietypowy prezent dla zawodników (fot. Twitter)
Kilka lat temu włoska federacja wprowadziła do terminarza mecze o godzinie 12:30 w niedzielę. Nie spotkało się to ze zbytnią aprobatą kibiców na Półwyspie Apenińskim. Protestowano na różne sposoby (kibice Sampdorii i Genoi zbojkotowali derby, które były rozgrywane o tej godzinie), ale najciekawiej zrobili to sympatycy Parmy oraz Romy.
– Patrząc na to, że jest to pora lunchu, kibicom i ich rodzinom przybyłym na stadion zalecamy wziąć ze sobą kanapki i spożywać w czasie meczu – zachęcał jeden z ultrasów Parmy. Wraz z pierwszym gwizdkiem sędziego cześć kibiców zaczęła ostentacyjnie konsumować suchy
prowiant. Należy wspomnieć, że taka pora meczu była w niesmak… Watykanowi, bo trzeba pamiętać, że jest to czas na słynną na całym świecie Mszę Świętą, która odbywa się na placu Św. Piotra. Od czasów tamtego protestu, dziwnym trafem, na Stadio Olimpico niezwykle rzadko rozgrywane były spotkania w niedzielne południe.
Trafną i inteligentną akcją popisali się kibice Napoli, którzy na meczu z Carpi przygotowali specjalne maski z podobizną Kalidou Koulibaly’ego. Tydzień wcześniej czarnoskóry zawodnik był obrażany przez skrajnie prawicowych kibiców Lazio. Chodziło więc o pokazanie solidarności z zawodnikiem. Akcja przyniosła oczekiwany efekt. Zdjęcia trybun pełnych podobizn Senegalczyka obiegły cały piłkarski świat, a kibice rzymskiego klubu po raz kolejny udowodnili, że poza faszystowskimi hasłami nie mają w głowach nic więcej.
Hiszpania
Nietypowa pora spotkań wywołała również gorące protesty w Hiszpanii. W kwietniu 2012 roku mecz Sevilli z Levante rozpoczął się o… 22:30. Przyznacie, że trochę późno. Wszystko dlatego, że przed spotkaniem rozgrywane były Gran Derbi. Taka sytuacja zdenerwowała kibiców Sevilli, którzy w obrazowy sposób zaprotestowali przeciw macoszemu traktowaniu innych klubów La Liga. Tuż po gwizdku sędziego wrzucili na murawę kilkaset piłeczek tenisowych. Dlaczego? W sumie nie do końca wiadomo. W podobny sposób swoje niezadowolenie okazali kibice Borussii Dortmund w 20. minucie wyjazdowego meczu z Vfb Stutgart. Powód? Zbyt drogie ceny biletów. Jak widać, tenisowymi piłeczkami da się wyrazić wiele rzeczy.
Jednak w Hiszpanii i tak największe wrażenie zrobiła oprawa kibiców Rayo Vallecano. Fani niewielkiego klubu z Madrytu nigdy nie mieli wielkich talentów do przygotowania barwnych racowisk, posiadają za to poczucie niesprawiedliwości we współczesnym futbolu i udowodnili to w listopadzie 2014 roku.
W czasie poniedziałkowego meczu z Eibarem zaprezentowali serię opraw, w której postacie ze znanego amerykańskiego serialu „The Simpsons” wypowiadały się na temat władz ligi. Zaczęło się od głównych bohaterów sitcomu siedzących przed telewizorem, potem pojawił się wizerunek Monthy’ego Burnsa (bezwzględny przedsiębiorca w „Simpsonach”), który symbolizował władze ligi, Ralpha Wigguma z dopiskiem „Lubię poniedziałki, jestem wyjątkowy”, a w sektorze gości pojawił się serialowy kierowca narzekający na jazdę w poniedziałki. Genialne!
W całym proteście chodziło rzecz jasna o to, że władze ligi zatwierdziły terminarz z poniedziałkowymi meczami La Liga, które być może zwiększają wpływy z transmisji telewizyjnych, ale nie są terminem dogodnym dla kibiców. Oczywiście należy dodać, że w najbardziej znienawidzony dzień tygodnia nigdy nie gra Barcelona ani Real, a przede wszystkim mniejsze kluby. Akcja, choć pomysłowa, niczego nie zmieniła. Rayo jak grało w poniedziałki, tak gra do dziś.
Anglia
Anglicy słyną z niebanalnego, często ironicznego poczucia humoru i można to również dostrzec na trybunach klubów z Premier League. Brakuje tam zorganizowanych akcji, jak w przypadku wyżej opisywanych krajów, za to dominuje „szydera”, która również jest mocnym i niebanalnym przekazem niezadowolenia.
Kibice Aston Villi pogodzili się ze spadkiem swoje drużyny już kilka tygodni temu. „The Villans” grają w tym sezonie fatalnie i w 37 meczach zdobyli zaledwie 16 punktów. Fani klubu z Birmingham nie mieli więc zbyt wielu szans do okazywania radości. Nie przeszkodziło im to w robieniu tego. W wyjazdowym spotkaniu z Watfordem kibice drużyny cieszyli się po… zdobyciu przez ich „ulubieńców” rzutu rożnego, tak jakby właśnie zdobyli gola. Ciekawe i z dużą dozą przekąsu.
https://twitter.com/playerprosoccer/status/727195437782974464
Kibice Newcastle i Evertonu pokazali, że niezadowolenie z tragicznej formy zespołu można pokazywać inaczej niż za pomocą wulgarnych okrzyków znanych z polskich trybun. Ci pierwsi w 2014 roku rozwiesili interesujący plakat krytykujący postawę zespołu prowadzonego przez Alana Pardew. By go zrozumieć, trzeba go po prostu zobaczyć. Ironia: level hard. Natomiast fani Evertonu wynajęli ostatnio samolot z napisem „Czas się pożegnać, Roberto”, który latał na Goodison Park w czasie meczu z Bournemouth. Menadżer „The Toffies”, Roberto Martinez, musiał zrozumieć jego przekaz.
'Time to go Roberto' – Baines stops rot for Everton at emotional Goodison: https://t.co/gbd9i8Mk4l pic.twitter.com/rgFanoBZso
— The42.ie Football (@football_ie) April 30, 2016
Podobnych akcji moglibyśmy znaleźć kilkanaście, jeśli nie więcej. Oczywiście nie są one obce polskim kibicom, których stać na zrobienie czegoś niebanalnego i „z biglem”. Wiele szyderczych opraw pamięta się do dziś. I oby było ich jak najwięcej, bo trudno nie zauważyć pewnej prawidłowości. Do mediów trafiają nie te standardowe protesty, których dominującym akcentem są obraźliwe hasła i krzyki, a właśnie te oryginalne. One też przykuwają uwagę postronnych osób, a przecież o zwrócenie uwagi na pewną patologię czy problem chodzi kibicom. Dlatego też warto czasem zastanowić się, czy znowu krzyczeć na stadionie do właściciela, że jest ****, albo zawieszać doping. Bo są skuteczniejsze formy protestu.