Nie od razu Frankfurt zbudowano


Niko Kovać twórcą siły Eintrachtu

16 marca 2018 Nie od razu Frankfurt zbudowano

23 maja 2016 roku odbył się drugi mecz barażu o Bundesligę. Eintracht Frankfurt grał w Norymberdze o pozostanie w Bundeslidze. Kibice „Orłów” mocno obgryzali paznokcie, bo w pierwszej potyczce nad Menem padł remis 1:1. W 66. minucie na Grundig Stadion Haris Seferović strzelił jedyną bramkę w tym starciu, dającą utrzymanie SGE w elicie. Nie minęły nawet dwa lata od tej trudnej sytuacji Eintrachtu, a dziś rozmawiamy o kompletnie innej drużynie. O ekipie, która może się przebojem wbić do czołowej czwórki i znaleźć w gronie uczestników przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów.


Udostępnij na Udostępnij na

W ciągu ostatnich 20 lat Eintracht Frankfurt trzykrotnie spadał do 2. Bundesligi. W Bundeslidze powyżej środka tabeli był tylko raz – 6. miejsce w sezonie 2012/2013. W XXI w. tylko dwukrotnie grał w europejskich pucharach. Mało kto pamięta na trybunach Commerzbank-Arena regularny udział w Pucharze UEFA w latach 90. Ale wreszcie zaświeciło słońce nad Frankfurtem, a „Orły” wzbiły się wysoko w górę. Dużą rolę w przemianie SGE odgrywa Niko Kovać, który w duecie z bratem Robertem prowadzi Eintracht w górę tabeli.

Twórca przemiany

Niko Kovać urodził się w Niemczech. Przez prawie całą karierę piłkarską występował w niemieckiej Bundeslidze, na sam koniec przeniósł się do Salzburga. Tam rozpoczęła się jego trenerska kariera. Najpierw był szkoleniowcem drużyn młodzieżowych, a potem asystentem trenera pierwszego zespołu. W 2013 roku został selekcjonerem reprezentacji Chorwacji U-21, a przez pięć pierwszych spotkań cieszył się wyłącznie zwycięstwami. Długo nie popracował na tym stanowisku, bo został wybrany na trenera głównej kadry. Podczas mundialu w Brazylii nie udało się Chorwacji wyjść z grupy. Następnie prowadził zespół w eliminacjach do Euro 2016. Pod koniec sprawa awansu Chorwacji skomplikowała się przez remis w Azerbejdżanie i porażkę w Norwegii. Federacja nie czekała i postanowiła zwolnić szkoleniowca.

Na początku marca 2016 roku Eintracht Frankfurt spadł do strefy barażowej w tabeli Bundesligi. Z pracą pożegnał się Armin Veh, a jego następcą został Niko Kovać. Przed Chorwatem postawiono zadanie utrzymania zespołu w lidze. Efekt nowej miotły nie zadziałał od razu. „Orły” balansowały cały czas na granicy strefy barażowej i w ostatniej kolejce mierzyły się z Werderem w bezpośredniej walce o uniknięcie baraży. Niestety Eintracht przegrał i musiał zmierzyć się z 1. FC Nuernberg. Dwumecz z ekipą z 2. Bundesligi był mało atrakcyjny, ale ostatecznie SGE okazało się lepsze.

Niko Kovać rok po barażach został odznaczony nagrodą fair play przez Niemiecką Konfederację Sportów Olimpijskich za swoją postawę w meczu rewanżowym w Norymberdze. Po ostatnim gwizdku nie świętował ze swoimi zawodnikami, a jako pierwszy udał się do załamanych rywali i ich pocieszał.

W następnym sezonie Eintracht w lidze wyglądał znacznie lepiej, a dodatkowo doszedł do finału DFB Pokal. W nim przegrał z Borussią Dortmund. Teraz „Orły” pod wodzą Chorwata osiągnęły pułap, na jakim dawno ich nie widziano.

Futbol bez barier

Pierwszą i szybko rzucającą się rzeczą w Eintrachcie jest duża liczba obcokrajowców. Ba, nawet w pierwszym składzie „Orłów” często zdarza się widzieć Niemców w mniejszości. Fin, dwóch Francuzów, dwóch Meksykanów, Argentyńczyk, dwóch Holendrów, Izraelczyk, Amerykanin, Hiszpan, Szwajcar, dwóch Japończyków, Ghańczyk, Bośniak, dwóch Serbów, Chorwat i Szwed. Istna wieża Babel, ale jak dobrze wiemy, piłka nożna ma wspólny język. Z takiej mieszanki Niko Kovać potrafił zbudować ciekawą i groźną drużynę. Zwłaszcza groźną.

Co mocno charakteryzuje Eintracht? Walka, i to dosłownie. „Orły” mocno korzystają z pazurów, wbijając się w przeciwników. W klasyfikacji fair play Bundesligi na próżno szukać ekipy z Frankfurtu w czołówce, bo są jedną z najbardziej agresywnie grających drużyn w całej lidze. To zaowocowało szczelną defensywą.

Podopieczni Niko Kovacia dużo biegają, ale jednocześnie dobrze ustawiają się w formacji defensywnej. Co ciekawe, najbardziej faulującym zawodnikiem Eintrachtu jest Ante Rebić, czyli nominalny boczny napastnik. A to dlatego, bo u Chorwata pierwszymi obrońcami są zawodnicy ustawieni w formacji ofensywnej.

Najwięcej kartek wyłapał Simon Falette (dziewięć żółtych i jedna czerwona), który jest współliderem tej klasyfikacji razem z Kyriakosem Papadopoulosem z HSV. Oczywiście dużo walki toczy się także w środku pola, gdzie sporo pracy ma Kevin-Prince Boateng. Ten doświadczony pomocnik jest jednym z kluczowych ogniw układanki Niko Kovacia. Reprezentant Ghany spaja drużynę w defensywie i ofensywie. Koncentracja na wyniku spowodowała, że w rundzie jesiennej SGE strzelało maksymalnie dwa gole w meczu, ale jednocześnie nie traciło więcej niż… dwie bramki. W rundzie rewanżowej ta statystyka lekko się zmieniła, ale wciąż są najlepiej grającym zespołem w obronie.

Więcej przestrzeni dla „Orłów”

W sumarycznym zestawieniu statystyk wszystkich drużyn Bundesligi Eintracht prawie niczym się nie wyróżnia w stosunku do reszty stawki. 35 goli to środek klasyfikacji, oddają mało strzałów na bramkę, posiadanie piłki i podania też stoją na średnim poziomie. Ale właśnie, prawie. Jak mówimy o „Orłach”, to oczywiście najlepiej czują się w powietrzu. W walkach o górne piłki lepiej wygląda tylko Hannover 96. Ale to głównie sprawa defensywna. Z długich piłek i strzałów głową padły tylko cztery bramki dla Eintrachtu. Ale z 35 goli, które zdobyli, tylko dwa padły spoza pola karnego.

„Orły” najczęściej w rundzie jesiennej wychodziły w ustawieniu 3-5-2, ale czasami Kovać stosował fałszywe 3-4-3, gdzie w drugiej linii ustawiał tych samych zawodników co na wahadłach. Do przodu przesuwał wtedy Mijata Gacinovicia.

Jak grał Eintracht? Kovać ustawia drużynę z trzema środkowymi obrońcami. Najważniejszą postacią jest tu David Abraham, który wygrywa dużo pojedynków główkowych i daje spokój zespołowi w defensywie. W przeciwieństwie do Falette’a, który zapisuje się w notatniku sędziów, o czym wspominaliśmy wyżej. Francuz musi jednak sporo faulować, bo nie zawsze zdąży wrócić na pozycję lewego wahadłowego. I właśnie ci wahadłowi odgrywają dużą rolę w Eintrachcie. SGE najczęściej atakuje z bocznych sektorów.

Świetną pierwszą część sezonu miał Jetro Willems, który obok Rebicia najbardziej angażował się w ataki z bocznych stref boiska. Współpraca tej dwójki była bardzo dobra. Chorwat zostawiał zawsze miejsce na lewej flance dla wchodzącego z tyłu kolegi. W samej końcówce rundy jesiennej Holender złapał kontuzję, która odbija się do dzisiaj na jego formie. Z drugiej strony atakował Marius Wolf wspierany przez „wolnego elektrona” w postaci Gacinovicia. Serb to jeden z bardziej zaufanych zawodników Niko Kovacia, szczególnie ze względu na jego wszechstronność. Czasem trener ustawiał go w roli prawego wahadłowego.

Nikt nie jest skreślany

Niko Kovać nie przywiązuje się do nazwisk oraz nie nagradza grą w pierwszym składzie za zasługi. Jak w rundzie wiosennej pojawiły się problemy z Abrahamem i Willemsem, to miał na nie odpowiedź. Świetnie na lewej stronie odnalazł się Timothy Chandler. Wydawało się, że Amerykanin został skreślony przez trenera. Na prawej stronie jesienią grywał Chandler, ale z czasem wypadł z układanki. Na obronie pozycję Abrahama przejął Falette, ale w bloku defensywnym potrzebny był ktoś jeszcze. Kovać postawił na Makoto Hasebe. Japończyk już nie raz był ustawiany przez niego w obronie i znowu się tam dobrze odnalazł. Po powrocie do gry Argentyńczyka formacja obronna wróciła do wcześniejszego ustawienia. Mimo to znalazła się inna pozycja dla Hasebe.

Powyższy schemat to na ten moment optymalne ustawienie Eintrachtu. Na rundę wiosenną do zdrowia wrócił Omar Mascarell i czasami Kovać lekko modyfikował ten system gry. W środku pola obok Hiszpana ustawiał Boatenga, a najwyżej wysuniętym zawodnikiem był Wolf albo Gacinović. Poza Chandlerem objawieniem wiosny jest Danny da Costa, o którym wszyscy zapomnieli. 24-latek udziela się mniej w ofensywie od Amerykanina, ale za to dobrze zabezpiecza swoją strefę w defensywie. Zmiennicy też robią swoje. Kiedy Eintracht chce się już skupić na utrzymaniu wyniku, na boisku pojawiają się najczęściej Jonathan de Guzman albo Gelson Fernandes.

Styl gry nie zmienił się za bardzo w rundzie rewanżowej. Dalej ataki suną głównie lewą flanką. Przy akcjach pozycyjnych piłka idzie przez Boatenga, który jest jednym z najczęściej faulowanych zawodników w Bundeslidze. To najlepszy dowód na to, jak trudno zabrać futbolówkę Ghańczykowi. Przy kontrach do środka cofa się Sebastien Haller, który zastawia się i czeka na piłkę. Najczęściej górną, żeby zbić ją na bok.

Rebić dalej robi dużo wiatru, mając piłkę przy nodze, ale najwięcej pozytywów zgarnia w ostatnim czasie Wolf. Wielu kibiców reprezentacji Niemiec chciałoby zobaczyć 22-latka na liście powołań do kadry. W tym sezonie ma już na koncie cztery gole i sześć asyst. Dużym walorem jest jego wszechstronność, bo może grać na obu skrzydłach oraz w środku pola.

Jest nad czym pracować

Nie wszystko w Eintrachcie działa, jak należy. Problemem jest dłuższe utrzymywanie się przy piłce. SGE nie należy do czołówki pod tym względem. Średnie utrzymanie piłki mają lepsze tylko od czterech drużyn w Bundeslidze. Chociaż przy okazji ostatniego meczu z Borussią Dortmund (porażka 2:3) udało się im być przy futbolówce dłużej od rywala – 52% posiadania. Zespół opiera się na szybkich atakach, co ładnie wygląda, gdy ogląda się ich na tle silnych rywali. Gorzej sprawy się mają w pojedynkach ze słabszymi firmami. Kiedy przeciwnik zagęszcza mocno defensywę, nie ma już tyle miejsca dla Rebicia, a Haller momentami staje się niewidoczny.

„Orły” zajmują 5. lokatę w tabeli Bundesligi i cały czas liczą się w walce o Ligę Mistrzów. Ale niestety jest to głównie sprawa wahania formy rywali do wymarzonego miejsca. W obecnym sezonie w meczach z kandydatami do gry w Champions League Eintracht wygrał tylko jedno spotkanie z RB Lipsk. Przegrał i zremisował z BVB, przegrał z Bayerem, zremisował z Schalke i zremisował z Hoffenheim. Do końca sezonu zostało osiem kolejek, a przed nimi starcia z mało wygodnymi przeciwnikami:

  • 1. FSV Mainz (dom) walczący o utrzymanie
  • Werder Brema (wyjazd) walczący o utrzymanie
  • Hoffenheim (dom) liczące się jeszcze w walce o Ligę Mistrzów
  • Bayer Leverkusen (wyjazd), który jest tuż nad Eintrachtem
  • Hertha BSC (dom), rywal ze środka tabeli
  • Bayern Monachium (wyjazd), z którym wkalkulowana jest porażka
  • Hamburger SV (dom) walczący o utrzymanie albo już tylko o honor
  • FC Schalke 04 (wyjazd) będące nad Eintrachtem

Ostatnia seria spotkań nie będzie łatwa dla Eintrachtu. W zasadzie zaraz po przerwie reprezentacyjnej rozpocznie się prawdziwy test dla podopiecznych Niko Kovacia. Dostaniemy jasny sygnał, czy już ich stać na załapanie się do Ligi Mistrzów. Nie wiadomo, kiedy następna taka okazja może się przydarzyć drużynie z Frankfurtu.

„Orły” pozostają jeszcze w walce o DFB Pokal. W półfinale zmierzą się z Schalke. Przed rokiem na podobnym etapie lekko odpuścili ligę, aby bardziej skupić się na pojedynkach w pucharze. Aktualna lokata w tabeli i aspiracje SGE raczej nie sprawią, że będą grać na „pół łebka”.

Brawa dla Niko Kovacia za odnalezienie wreszcie odpowiedniego napastnika dla Eintrachtu. Sebastien Haller okazał się być strzałem w dziesiątkę. Nawet kiedy nie strzelał goli, był pozytywnie oceniany przez niemieckich ekspertów. Na ten moment ma w swoim dorobku osiem bramek. Istnieje duża szansa, że wreszcie przełamie klątwę. Oprócz żywej legendy „Orłów” – Alexandra Meiera – nikt z atakujących od lat nie był w stanie przełamać bariery dziesięciu goli. Francuz jest na dobrej drodze do przełamania tej złej passy.

Co przed nimi?

Eintracht jest obserwowany przez resztę ligowych rywali. Ewentualny brak gry w europejskich pucharach może spowodować dużą wyprzedaż zawodników i po raz kolejny konieczność budowy drużyny z nowymi elementami. Już dzisiaj władze SGE mają spory problem. Ostoja w bramce i jeden z lepszych golkiperów w Bundeslidze Lukas Hradecky jak na razie nie zamierza przedłużać umowy. Kończy się ona latem tego roku, a to już oznacza poszukiwania nowego bramkarza. Może jeszcze awans do Ligi Mistrzów spowoduje zmianę decyzji Fina.

„Orły” cały czas ewoluują pod okiem Niko Kovacia. W przeciągu dwóch lat przemienił Eintracht z drużyny balansującej w dole tabeli na ekipę walczącą o europejskie puchary. Praca chorwackiego trenera jest doceniana. W przyszłym sezonie SGE może wykonać z nim kolejny krok do przodu w Lidze Mistrzów. Pytanie tylko czy na pewno?

Bayern Monachium cały czas poszukuje szkoleniowca, który będzie mógł przejąć drużynę po Juppie Heynckesie. Niemieckie media spekulowały o Thomasie Tuchelu, Julianie Nagelsmannie czy Joachimie Loewie. A może „Bawarczycy” sięgną po kogoś, kto zna ekipę z Monachium? Kovać w przeszłości grał w Bayernie, a razem z bratem Robertem doskonale znają realia mistrza Niemiec. Następnym przystankiem Bawaria?

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze